To co najlepsze w 2023
Przechodząc do konkretów, wśród beletrystyki najlepiej oceniłam (nie licząc rereadów):
- Jutro, jutro i znów jutro – to była pierwsza powieść w 2023 roku, która wywołała u mnie zachwyt,
- Witamy w Unterleuten – inteligentna powieść o naszych zachodnich sąsiadach,
- Psi park – poruszająca powieść o współczesnej Ukrainie,
- Babel – rzecz, która zrobiła furorę w 2023, kolonializm w entourage fantastyki,
- Naszą część nocy – wyrafinowany horror rodem z Argentyny,
- Diuna – chyba opisywać nie trzeba, klasyka fantastyki,
- Papierowy pałac – literatura obyczajowa na miarę Wielkich kłamstewek (czekam na adaptację filmową!),
- Toń – klasyczny wątek wojenny w dość oryginalnym ujęciu,
- Niewidzialny most – jeszcze jedna powieść wojenna, tym razem przenosząca nas na Węgry,
- Pięć ran - książka o relacjach rodzinnych, skomplikowanych as ever.
A poza tym wyróżniłabym oryginalnie napisaną Katedrę – wariację na temat powieści historycznej.
Wśród literatury non-fiction natomiast laury zbierają:
- W trybach chaosu – fenomenalny reportaż o wpływie mediów społecznościowych – ten reportaż widziałam w bardzo wielu podsumowaniach ubiegłego roku, czytelnicy go doceniają, co mnie cieszy; pokrewnie temat traktują Złodzieje Johanna Hari, warto też zapoznać się z Wiekiem kapitalizmu inwigilacji, choć lektura tej ostatniej pozycji wymaga sporo samozaparcia,
- Wiek paradoksów – świetna, przekrojowa i cały czas aktualna książka o nowoczesnych technologiach,
- Zemsta władzy – rewelacyjnie ukazany współczesny kryzys demokracji, który może być czytany w parze z W drodze do niewolności Timothy Snydera,
- Śpiące królewny – nie tylko o dziwnych neurologicznych przypadkach, ale też o medycynie ogółem, i dużym problemie, jaki mamy współcześnie z dolegliwościami psychosomatycznymi tudzież neuroróżnorodnością
- Niedźwiedź w objęciach smoka – tu przechodzimy do polityki i arcyciekawego tematu relacji rosyjsko-chińskich,
- Recepta na lepszy klimat – świetny reportaż, koncentrujący się na naszym własnym podwórku i na tym, co my sami możemy zrobić, by walczyć z katastrofą klimatyczną, bez wymówek typu „a co ja mogę”, „to korporacje i bogaci powinni działać, a nie ja”,
- Dziady i dybuki – genialna książka i o rodzinnej genealogii, ale także szerzej o historii Polski i Europy – kiedy czytałam tę pozycję, od razu wiedziałam, że znajdzie się w topce roku,
- Biblioteki. Krucha historia – też historia, ale z punktu widzenia książek i bibliofilów,
- Brudne lata 30-te – historyczny reportaż o katastrofie ekologicznej znanej jako Dust Bowl, moje tegoroczne odkrycie w dziedzinie reportaży,
- Rewolta - przekrojowy reportaż o problemach współczesnego świata
- Pocztówka z Mokum – wybitna, erudycyjna i osobista opowieść o Holandii.
Wyróżnienie leci dla Żeńskiej końcówki języka, w przystępny sposób objaśniającej kwestię nie tylko feminatywów, ale i szerzej języka inkluzywnego. Uważam, że to publikacja bardzo potrzebna w sytuacji, kiedy feminatywy wzbudzają tyle kontrowersji, kłótni w przestrzeni publicznej, by nie rzec hejtu, przy nieznajomości zasad poprawnej polszczyzny (co nie powstrzymuje wszelakich krzykaczy od wypowiadania się na ten temat).
Drugie moje wyróżnienie dla wydawnictwa Szczeliny – to nowy inprint, specjalizujący się w literaturze faktu, który bardzo szybko wskoczył do topki tego typu wydawnictw, gdyż to, co ukazuje się nakładem Szczelin jest po prostu świetne (m.in. ww. W trybach chaosu i Niedźwiedź w objęciach smoka). Przeczytałam większość ich reportaży i nie podobali mi się tylko Spin dyktatorzy.
Naturalnie nie zdążyłam przeczytać wielu, wielu książek – głównie powieści – które były modne i hulały w mediach społecznościowych jako polecane nowości, są też wysoko oceniane przez społeczność. Będę to nadrabiać w tym roku. Ja zawsze z nowościami jestem trochę na bakier, w swoim repertuarze uwzględniam nie tylko to, co aktualnie leży na półce w księgarni - choć oczywiście nowości najbardziej kuszą. W ubiegłym roku kupiłam bardzo dużo książek (nie wiem ile dokładnie, nie liczyłam), które już trzymam w pudłach, bo na półkach się nie mieszczą – i mimo to nie obiecuję poprawy w tym roku ;) Poza tym w zanadrzu mam jeszcze sporo zaległych recenzji.
Tu słówko o czytelniczych postanowieniach noworocznych – których nie robię… Wszelakie wyzwania, TBR-y, obiecywanie sobie, że się będzie czytać więcej … (i tu pada wybrany gatunek literacki)„ „wychodzić poza strefę komfortu”, a zwłaszcza że się będzie wyczytywać własne półki” a mniej kupować… tja, znamy to. Po co? Ja traktuję czytanie jako hobby – moje największe hobby – i nie widzę powodu, by sobie narzucać jakąkolwiek presję w tym, co przecież sprawiać przyjemność, a nie generować kolejne spięcia i robić z tego kolejny obowiązek. Czytam to, co mnie interesuje, a nie to, co jest modne, co „wypada” przeczytać, itp. – nie lubię pewnych tematów, nie lubię eksperymentów literackich, więc po co mam się z tym męczyć? Nie jestem zawodowym krytykiem literackim i nic nie muszę. Influencerka też ze mnie żadna, przyznaję, że już powoli prowadzenie bookstagrama staje się dla mnie niejako takim męczącym obowiązkiem, biorąc pod uwagę to, że tak niewiele osób się nim interesuje. Jeśli ktoś faktycznie traktuje czytanie bardziej profesjonalnie, upatruje w tym szans na jakąś karierę, to owszem – ale w przeciwnym razie, po co? Nie wspominam już o tym, że postanaowienia noworoczne są kompletnie nieskuteczne i potem trzeba się jeszcze tłumaczyć, że ich nie dotrzymaliśmy. Nie wpadajmy w tę pułapkę, róbmy to, co nam sprawia radość.
Dlatego z niecierpliwością wypatruję kolejnych lektur nie narzucając sobie nic, ani w kwestii ich tematyki, ani ilości, ani gatunków literackich, itp., itd.
Komentarze
Prześlij komentarz