Moją małą tradycją stało się już kończenie roku lekturą kolejnej powieści z cyklu o Cormoranie Strike’u – i tym razem tradycji stało się zadość (mimo, że książka wyszła dopiero 4 grudnia). Tym razem Cormoran i Robin tropią nadużycia popełnione w sekcie. Robin rzuca się na głęboką wodę i postanawia wkręcić się do owej organizacji, by pod przykrywką odkrywać od środka jej brudy. Stąd spora część powieści rozpisana jest na dwóch planach: jeden to działania Cormorana, a drugi perypetie Robin w Powszechnym Kościele Humanitarnym.

Opowieść o sekcie wydaje się tematem bardzo nośnym – wiemy, że te instytucje są kopalnią patologii wszelakich, z nadużyciami seksualnymi na czele. Poza tym człowieka z zewnątrz zawsze fascynuje zagadka, jak członkowie sekty dali się tak omamić, by poddawać się bez szemrania różnym dziwnym praktykom oraz wierzyć w to, co mówią im przywódcy. Tu wchodzi cała ogromna gałąź psychologii: technik manipulacji, prania mózgu, deprywacji podstawowych potrzeb, zastraszania. Chyba każdy z nas zastanawiał się, czy też by temu uległ, a jeśli nie – co sprawia, że stosowane metody są w przypadku jednych osób skuteczne, a innych nie. Ja mam mieszane uczucia w tym temacie – z jednej strony jest to na pewno ciekawe, z drugiej strony mnie to odpycha. Porównałabym to do obserwowania czegoś, co wywołuje we mnie obrzydzenie, np. wielkiego, włochatego pająka…

Dlatego też fakt, że autorka zdecydowała się kolejny tom książki o Cormoranie poświęcić właśnie sekcie, przyjęłam z małym entuzjazmem. Ja nie lubię chyba o tym czytać i te części, w których opisane są przygody Robin były dla mnie trochę nudne, choć oczywiście bardzo dużo się w nich dzieje – ale też niepokojące, męczące emocjonalnie. Oddychałam z ulgą, kiedy akcja wracała do „normalnego” świata i do Strike’a. Trochę nielogiczne było w moich oczach to, że Cormoran pozwolił Robin tam wejść i tak ryzykować – przecież nie wiadomo, jak to się mogło skończyć. Zwłaszcza kiedy detektywi wiedzieli, że kobiety zmuszane są tam do seksu… czy nie logiczniej byłoby posłać tam jakieś faceta? No, ale oczywiście znaczna część powieści nie mogła być poświęcona jakiejś drugoplanowej postaci – a ciągnie się to i ciągnie.

Książka jest znowu bardzo długa i uważam, że tym razem można by ją było skrócić właśnie w tych fragmentach, kiedy akcja rozgrywa się wewnątrz sekty. Bo naprawdę ciekawie zaczyna się dziać po tym, jak Robin ją opuszcza, pod koniec książki. Końcówka jest mistrzowska. Widać tu wyraźnie pewien schemat, stosowany przez pisarkę w kolejnych tomach: drobiazgowe śledztwo, składające się głównie z tego, że detektyw jeździ do różnych miejsc (tu otrzymujemy opisy wszelakich lokali) i rozmawia z potencjalnymi świadkami, osobami zamieszanymi w sprawę, przedkładane jest nad wartką akcję. Jest to powtarzalne, ale na pewno bardzo zbliżone do realiów i zauważmy, że dzięki takiemu pokazaniu procesu dochodzenia po nitce do kłębka nie zachodzi tu sytuacja bardzo częsta w innych kryminałach, kiedy to rozwiązanie zagadki wyskakuje niby królik z kapelusza, a akcja nie idzie w parze z logiką. Tu nic takiego nie ma miejsca, głównie dlatego, że detektywi szukają nie tylko sprawców, ale i motywów, by wszystko poskładało się w spójną całość.

W Wartkiej śmierci jest nieco mniej wątków osobistych, niż w poprzednich częściach (zanotowałam nawet, że przez ¾ książki nie ma w ogóle mowy o problemach Strike’a z nogą ;) – ale rzecz jasna nadal one są, w tym jeden bardzo poważny. Chciałabym też, by autorka popracowała nad postaciami pracowników agencji – bo nie wiemy o nich w zasadzie nic, co sprawia, że są oni dość papierowymi postaciami – aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że to rozdmuchałoby już i tak grubą książkę. Jest faktem, że z tego grona kibicowałam jedynej postaci, której charakterystyka jest tu nieco pogłębiona, mimo tego, że postać ta była przedstawiona w negatywnym świetle ;)

Nie udało się Wartkiej śmierci przebić Serca jak smoły, które uważam za najlepszą do tej pory część tej serii. Ale też, byłoby to bardzo trudne, biorąc pod uwagę jak bardzo tamta powieść mi się podobała. Tym niemniej dla mnie to jest ten rodzaj literatury, który mnie angażuje, wciąga, sprawia przyjemność, a po za tym przy którym odpoczywam i świetnie się bawię. To, o czym napisałam powyżej świadczy o tym, że autorka potrafi tak konstruować swoją powieść, że jej bohaterów traktuję jak żywe, realne osoby i przejmuję się ich losem. To w tej chwili chyba jedyne powieści, które zostawiają mnie z poczuciem kaca czytelniczego.

Metryczka:
Gatunek: kryminał
Główni bohaterowie: Cormoran Strike, Robin Ellacott
Miejsce akcji: Wielka Brytania
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 960
Moja ocena: 5/6
 
Robert Galbraith, Wartka śmierć, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2023

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później