Patogeneza
Wszyscy słyszeli o epidemiach, jakie nękały ludzkość w średniowieczu, w szczególności zaś epidemiach dżumy. Przyznam się, że zawiesiłam się mocno na fragmencie mówiącym o tym, jaki procent populacji wybiły te epidemie.
Norweski historyk Ole Benedictov szacuje, że pomiędzy 1346 a 1353 rokiem w wyniku epidemii dżumy zmarło około 60% populacji Europy, czyli od 50 do 80-ciu milionów ludzi. Z analiz rdzenia lodowego wywierconego w Alpach Szwajcarskich wynika, że w tych latach zupełnie zniknęło zanieczyszczenie ołowiem [do jest stosowane jako miara danej aktywności gospodarczej]. W czasie trwania czarnej śmierci w ogóle zaprzestano wydobycia srebra. A gospodarka po prostu stanęła w miejscu.
Zatrzymajmy się tu na chwilę. Dżuma, która przetoczyła się przez Europę w XIV wieku jest uważana za drugi pod względem liczby ofiar, po II wojnie światowej kataklizm, który dotknął ludzkość. Temu tematowi poświęcona jest książka Dżuma. Czarna śmierć napisana przez Johna Kelly'ego. Ten autor precyzuje, że na ogół śmiertelność tej zarazy średnio szacowana jest na 30%, aczkolwiek w wielu rejonach - we Włoszech, Anglii, dużych miastach - wynosiła ona aż do 60% - zresztą Kelly też powołuje się na Benedictova. Choroba jak zwykle bardziej dotknęła ludzi biednych, chłopów, a mniej warstwy wyższe (choć nikogo nie oszczędzała i jej ofiarą padła też córka angielskiego króla, Edwarda III) - z uwagi na warunki, w jakich żyli ludzie - oraz kobiety, ponieważ te częściej przebywały w domu, co sprzyjało zarażeniu. Tak naprawdę zaludnienie w Europie nie osiągnęło poziomu sprzed tej epidemii, aż do XIX wieku, gdyż Europę cały czas nękały kolejne fale chorób. John Kelly tłumaczy zarówno genezę choroby, czynniki zakażenia, symptomy, jak i relacjonuje cały jej “marsz” przez Europę. Ale poza tym, że jest to książka o tej strasznej pandemii, to jest to też opowieść o późnym średniowieczu - autor opisuje jak żyli wtedy ludzie (co jest nieodzowne, by zrozumieć czemu choroba była tak zaraźliwa), naświetla sytuację gospodarczą i polityczną, jak i obyczajowość. Na koniec autor odniósł się też do teorii negujących dżumę, jako tę chorobę, która spowodowała tę pandemię - jako że dżumę zbadano i odkryto bakterię ją powodującą dopiero w wieku XIX, na podstawie epidemii, która miała miejsce w Indiach i miała zgoła inny przebieg i śmiertelność niż to co znamy ze średniowiecznych źródeł, to faktycznie można się zastanawiać, czy aby na pewno była to ta sama choroba. Kilka lat temu czytałam książkę właśnie negującą pochodzenie pandemii dżumy oraz jej roznoszenie przez szczury (a właściwie pchły żerujące na szczurach). Argumentacja autorów była całkiem przekonująca, ale okazuje się, że dziś już są niezbite dowody, że była to jednak dżuma.
Dla mnie Dżuma. Czarna śmierć była pasjonującym spotkaniem z dawnymi wiekami - tak ciekawej książki historycznej dawno nie miałam w rękach (a konkurencja jest spora) - czytało mi się ją jak kryminał. Sami doświadczyliśmy tego oczekiwania na uderzenie epidemii, więc możemy sobie wyobrazić, jak czuli się wtedy ludzie, wiedząc już, że takowa się zbliża do ich domów. Nikt z nas jednak nie chciałby doświadczyć tego, co oni, tej grozy i bezradności w obliczu spustoszenia, jakie czyniła zaraza. Narracja Kelly’ego jest żywa, dramatyczna, autor cytuje źródła, takie jak listy czy pamiętniki, przedstawia konkretne osoby. O samej dżumie autor również pisze tak, jakby to była osoba, a nie po prostu bakteria. Szkoda, że do tekstu wkradły się dość głupie błędy, jak wzmianka o lampie naftowej w XIV wieku, czy postrzeganie Polski jako “peryferiów” Europy.
Wracając do Patogenezy: wszyscy, którzy choć trochę znają historię, słyszeli o tym, jak Europejczycy zawlekli zarazki do Nowego Świata, wskutek czego zmarło aż do 90% rdzennej ludności*, co znacznie ułatwiło kolonizatorom podbicie tych ziem. Patogeny były po prostu bronią biologiczną, nawet jeśli stosowaną nieświadomie - a skala tego, co stało się w Ameryce nadal porusza.
Na pozór nieprawdopodobne zwycięstwa Cortesa i Pizarra, którzy z kilkuset żołnierzami szybko podbili rozległe i zaawansowane cywilizacje, stanowiły zaledwie początek kolonizacji. (...) Było to równie niewiarygodne jak dzisiaj jakaś amerykańska bojówka prawicowa albo banda brytyjskich pseudokibiców wtargnęła do Moskwy, porwała i zabiła Władimira Putina, przejęła kontrolę nad rosyjskimi rezerwami ropy naftowej i gazu, po czym ogłosiła Rosję własną kolonią (...).
John Maynard Keynes miał podobno rzec, że gdyby tak było [że rozwój gospodarczy zapewniają tylko działania przedsiębiorców], “najbardziej niegodziwi ludzie, kierując się najbardziej niegodziwymi pobudkami, działaliby dla dobra nas wszystkich.” Ale przy braku silnej interwencji państwa wzrost ekonomiczny pozwalał się bogacić jedynie wąskim elitom, masy zaś pogrążały się w chaosie, nędzy, chorobie i śmierci. Prawie w każdym kraju, który w XIX wieku przeszedł przez proces uprzemysłowienia (...), miejskie warstwy pracujące doświadczyły trwającego przez pokolenie pogorszenia stanu zdrowia i średniej długości życia.Dalej Kennedy pisze:
To nie brak technologii ani funduszy przeszkodził w uporaniu się ze śmiertelnie niehigienicznymi warunkami życia, jakie panowały w dzielnicach robotniczych brytyjskich miast. Winę ponosił brak woli politycznej. Zapewnienie masom urządzeń sanitarnych i czystej wody to niezwykłe kosztowne przedsięwzięcie, ale w dłuższej perspektywie może ono przynieść olbrzymie korzyści ekonomiczne i pozaekonomiczne. Tego rodzaju projekty nie opłacają się jednak prywatnym firmom nastawionym na krótkoterminowy zwrot inwestycji, tak więc problemu poprawy warunków sanitarnych nie da się rozwiązać przy pomocy niewidzialnej ręki rynku. Konieczna jest interwencja państwa, przynajmniej w zakresie koordynacji prac.
Dziś nie nękają nas już choroby zakaźne, ale raczej choroby cywilizacyjne, będące pochodną m.in. niehigienicznego trybu życia, stresu oraz zanieczyszczenia środowiska. (Hitem jest w ogóle informacja, że prehistoryczni ludzie, prowadzący zbieracko-łowiecki tryb życia, mieli średnią długość życia taką samą, jaka jest dziś - a drastyczny spadek nastąpił wraz z przejściem na rolnictwo; cóż, nie jest to pierwsza informacja, potwierdzająca tezę, że rewolucja agrarna była największym błędem ludzkości, o czym też wspomina Kennedy). Niestety patogeny nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa, w związku ze wzrostem antynaukowych postaw oraz mutowaniem antybiotykoopornych bakterii. Pandemia koronawirusa była tylko jedną z wielu epidemii w dziejach świata, a tak nami wstrząsnęła (bo ludziom wydawało się, że ten etap mają już za sobą). Tymczasem ostatnie ruchy w USA, zastępujące szanowanych naukowców antyszczepionkowcami w kluczowej instytucji decydującej o zdrowiu publicznym - są bardzo niepokojące. Dane m.in. z USA pokazują, że średnia długość życia już tam nie rośnie, a nawet zaczęła spadać, do czego przyczyniają się ogromne nierówności społeczne, niezdrowe nawyki, koszty leczenia oraz epidemia opiatowa. W Polsce zresztą też panuje stagnacja na tym polu. Poza tym choroby plenią się w biedniejszych częściach świata - i z tym też niewiele robimy. Kennedy krytykuje tych intelektualistów, jak Stevena Pinkera, który głoszą z samozadowoleniem, że żyje się nam tak dobrze, jak jeszcze nigdy dotąd w dziejach, zapominając, że dotyczy to tylko części ludzkości, bo reszta nadal wegetuje w biedzie, nie mając dostępu do opieki zdrowotnej:
Chociaż przez ostatnie 75 lat średnia długość życia na świecie znacznie się podniosła, nadal występuje w nim ogromna ilość bólu i cierpienia, z którym nauka i racjonalne porządek nie potrafiły - lub nie chciały - się uporać. Intelektualiści ignorujący tę rzeczywistość i głoszący swoje poglądy publicznie ryzykują, że staną się dwudziestopierwszowiecznym wcieleniem Klimtowskiej Hygiei**: będą stać dumnie na pierwszym planie, pouczając nas podniesionym głosem, że jeszcze nigdy na świecie nie było tak dobrze, nieświadomi straszliwych scen rozgrywających się za ich plecami.
Cóż, każdy specjalista zafiksowany jest na swojej dziedzinie i jej przypisuje wszystkie "zasługi" - np. Stephen Greenblat np. pisze o poezji Lukrecjusza, tam gdzie Jonathan Kennedy przyczyny widzi w chorobach. Te wszystkie teorie trzeba złożyć razem, gdyż rzeczywistość jest wielowymiarowa, i nigdy nie można tłumaczyć pewnych zjawisk tylko jednym czynnikiem, ale ja chyba jednak, po lekturze tych dwóch książek, skłaniam się ku "zarazkowej" tezie, jeśli chodzi o Renesans. Kennedy wyjaśnia również zagadkę, nad którą głowią się paleontolodzy, czyli dlaczego homo sapiens wyparł wszystkie inne gatunki człowieka. Teoria przedstawiona przez brytyjskiego naukowca jest naprawdę ciekawa, zwłaszcza w tych częściach, co do których do tej pory nie spotkałam się z przypisywaniem takiej roli patogenom.
Gatunek: reportaż historyczny/popularnonaukowa
Gatunek: reportaż historyczny/popularnonaukowa
*ta zapaść demograficzna doprowadziła do ochłodzenia temperatury powietrza wokół Ziemi o 0,15 st. Celsjusza, co przyczyniło się do wystąpienia na początku XVII wieku małej epoki lodowcowej - pisze Kennedy. To pokazuje jak wrażliwy jest klimat na wahania temperatury - a my, współcześnie zdołaliśmy swoją działalnością podnieść temperaturę na Ziemi już o 1,5%....
**obraz Gustava Klimta








Komentarze
Prześlij komentarz