Gwoli prawdy, kiedy otwarłam tę książkę i przeczytałam pierwsze zdania, miałam poważne wątpliwości, czy czytać dalej. Nie dosyć bowiem, że powieść ma formę epistolarną, to jeszcze język jest stylizowany na staropolski. Nie na tyle oczywiście, by nie dało się go zrozumieć, ale mimo wszystko, jest to jakieś utrudnienie. Jednakowoż po przeczytaniu kilku stron powieść tak mnie zaabsorbowała, że moje początkowe obiekcje poszły w kąt.

Renesansowa Polska, królewski wychowawca i wyzwolona studentka nauk medycznych - to bohaterowie tej powieści. Z rozmachem w gruncie rzeczy napisana historia młodej kobiety, która w męskim przebraniu (bo nie dało się wtenczas inaczej) wstępuje na Uniwersytet Jagielloński oraz zostaje sekretarzem Filipa Kallimacha, byłego już królewskiego doradcy. Przypomnijmy, kim był: Włoch, podopieczny Jana Długosza, wychowawca synów Kazimierza Jagiellończyka. Po śmierci tego króla odsunięty od dworu kolejnego władcy, Jana Olbrachta, ale do końca życia mieszkający i pracujący w Krakowie. Narratorka, w swoich listach do przyjaciółki opisuje tyleż własne perypetie (m.in. z udawaniem mężczyzny), problemy i dylematy, jak i spisuje wspomnienia swojego pryncypała. Chodzi głównie o jego dość awanturniczą młodość, kiedy wskutek oskarżenia o spisek na życie papieża, Kallimach musiał uchodzić z Italii i po długich peregrynacjach trafił do Rzeczypospolitej Polskiej, by tu osiąść. Rzecz jasna dowiadujemy się sporo o klimacie i obyczajowości tamtych czasów: XV-wiecznej Polski, stosunku do Żydów (niezmiennie niechętnym), ówczesnej “medycynie” (opis epidemii ospy), bazującej głównie na tym, co napisali jeszcze starożytni…

Znów: powieść jest dość wyrafinowana w formie, jak i przekazie. Należy autorowi przyznać zręczność w snuciu opowieści. Niektórym wydaje się, że stanowi ona w gruncie rzeczy komentarz do współczesnych czasów: niedawnej pandemii, cały czas podrzędnej roli kobiet, czy politycznych tarć. Ja bym powiedziała, że to są akurat zagadnienia uniwersalne, towarzyszące naszemu gatunkowi przez cały czas, odkąd się jako tako “ucywilizowaliśmy”. Współczesne naleciałości w tej powieści widziałabym raczej w nazbyt - moim zdaniem - uwspółcześnionej mentalności narratorki, np. jej obsesji na punkcie czystości. To wiemy dziś: że należy utrzymywać higienę, natomiast ludzie XV-wieczni tego nie wiedzieli, a gdyby wiedzieli, to zarazy nie zbierałyby takiego żniwa… Wolałabym też, żeby jednak obyło się bez tych przebieranek - choć przekazy historyczne potwierdzają istnienie kobiet, które w męskim przebraniu zdobywały wykształcenie - to jakoś wydało mi się tutaj to zbędnym elementem tej opowieści. W kontekście tego, że samo życie Kalimacha dostarczało bardzo bogatego materiału, nie trzeba było szukać dodatkowych smaczków. Segretario nie jest stricte biografią Kalimacha; o ile dowiadujemy się sporo o jego młodzieńczych przygodach, to już nic nie ma z okresu tego, który spędził u boku króla i jego synów.

Całokształt tej lektury jawi mi się jako nader przyjemny, a do tego książka dostarczyła mi także doznań estetycznych, gdyż przyozdobiona jest pięknymi grafikami. 

Metryczka:
Gatunek: powieść historyczna
Główna bohaterka: Gredechin Specht alias Georg Starkfaust
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: XV wiek
Ilość stron: 461
Moja ocena: 5/6
 
Maciej Hen, Segretario, Wydawnictwo Literackie, 2023

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później