Osadzona w XIII wieku powieść o budowie katedry - wydawałoby się, że to już było - natychmiast na myśl przychodzą Filary ziemi i Katedra w Barcelonie. Na pewno jest to jakaś rama, gdyż średniowieczne katedry wznoszono przez całe lata, podczas których zmieniali się panujący, mijały kolejne pokolenia, a historyczny pejzaż był urozmaicony. Ben Hopkins na podobnej zasadzie opowiada o niemieckim mieście Hagenburgu, a opowieść rozpoczyna przybycie do miasta ubogiego, ale łebskiego pasterza, chcącego uwolnić się z jarzma pańszczyzny.

Na tym kończą się podobieństwa Katedry do klasycznych historycznych powieści, będących różnymi wersjami walki dobra ze złem. U Hopkinsa nic podobnego nie ma miejsca. Owszem, jest tu zło, są pokazane czyny brutalne i okrutne, ale widzimy, że może się ich dopuścić każdy, powodowany czy to strachem, czy chciwością, czy zazdrością, lub jeszcze innymi motywami typowymi dla ludzi. Autor zastosował wielogłos, przedstawiając wydarzenia z punktu widzenia wielu postaci i w ogóle to trzeba by się tu zatrzymać, bo to jest chyba najmocniejsza strona tej powieści. Mamy tu i kamieniarza, i biskupiego skarbnika, i lokalnych szlachciców, a także członków społeczności żydowskiej. Wszyscy bohaterowie są zdecydowanie nietuzinkowi i każda z tych postaci jest inna. Jeśli coś ich łączy, to przedsiębiorczość i ambicja - to nie są ludzie, którzy cierpią swój los w milczeniu, modląc się - oni biorą los w swoje ręce. Niektórych z nich trudno przeczytać, są naprawdę intrygujący, a co za tym idzie losy ich są nieprzewidywalne - autor tu nie raz zaskakuje. Czy można ich polubić? Można, aczkolwiek nie jest to wcale oczywiste, bo nie są to kreacje czarno-białe. Dla mnie najciekawszą postacią, ze swoimi inteligentnymi przemyśleniami był skarbnik biskupa, Eugenius von Zabern, przypominający mi trochę Wilhelma z Baskerville.

Drugą cechą charakterystyczną Katedry jest jej nakierowanie na politykę i intrygi z tym związane. Mamy tu szeroko opisane lokalne rozgrywki o stolec biskupi, a także waśnie między lokalnymi szlachcicami czy pretensje rosnącej w siły miejskiej warstwy kupieckiej. Dzieje się to w szerszym kontekście - tu znów polityki kolejnych papieży i ich konfliktów z cesarzem niemieckim. W toku powieści wyłania się rosnący w siłę ród Habsburgów.  Bohaterowie powieści są ważni, owszem, śledzimy ich losy, ale zarazem mamy poczucie, że są oni tylko elementami tej całej skomplikowanej układanki, de facto tylko trybikami historii. Podobnie jak kolejne pokolenia kamieniarzy, murarzy, mistrzów - wznoszące katedrę, przez wiele, wiele lat, dokładają swoje cegiełki dla większego dzieła. Sama katedra

będzie rosła, posadowiona na różnorodnych kamieniach węgielnych, na strachu przed Bogiem, na skradzionym żydowskim złocie. Na nadziei zbawienia, zmartwychwstania i przyszłego życia.
Właśnie - kluczową rolę odgrywają w tej powieści pieniądze - właściwie to one są wiodącym motywem, wcale nie katedra - ona jest tylko w tle, jest tylko symbolem. Wszystkie działania bohaterów czynione są z myślą, by się wzbogacić, pozyskać kolejne ziemie, apanaże, fundusze (chociażby właśnie na budowę kościoła).

Wreszcie chciałabym wspomnieć o ciekawych zabiegach narracyjnych stosowanych przez autora - na przykład meandrowanie w czasie, kiedy najpierw przedstawiane jest jakieś wydarzenie, a potem cofamy się, by przeczytać, jak do niego doszło. Albo przeplatanie narracji pierwszo- i trzecioosobowej, choć już gorzej oceniam nieszczęsny czas teraźniejszy, w jakim ta narracja jest prowadzona (jakoś ostatnio mam “szczęście” do powieści pisanych w tym stylu).

Uważam, że Katedra to powieść dla koneserów, a nie dla tych, którzy oczekują prostych schematów, czarno-białego świata i wartkiej akcji. Kojarzyła mi się bardziej z Imieniem róży (zwłaszcza na początku) czy prozą Hilary Mantell, niż Filarami ziemi. Nie jest ona łatwa w lekturze, choć mnie bardzo zaabsorbowała, bo dla mnie teraz fascynujące są właśnie wszelkie odcienie szarości. Jest inteligentna, wyrafinowana, nawet brawurowa i powiedziałabym, że nowoczesna. Jakkolwiek brzmi to jak oksymoron w stosunku do powieści historycznej. Można sobie zadawać pytanie, czy tak naprawdę nie jest to powieść o nas, współczesnych ludziach, przebrana za powieść historyczną. Powieść o chciwości i mechanizmach władzy. Czy w średniowieczu ludzie byli aż tak zaabsorbowani pieniędzmi, jak to widzi Hopkins, a tak mało obchodziły ich sprawy duchowe? Tych bowiem w Katedrze jest bardzo mało, jeśli już to religia pojawia się w niechlubnej postaci prześladowań rzekomych heretyków. Więc, jeśli mogę mieć jakieś zastrzeżenia to właśnie pod tym względem. 

Metryczka:
Gatunek: powieść historyczna
Główny bohater: bracia Schäffer, Eugenius von Zabern i inni
Miejsce akcji: Niemcy
Czas akcji: XIII wiek
Ilość stron: 609
Moja ocena: 5,5/6
 
Ben Hopkins, Katedra, Wydawnictwo Rebis, 2023
 
Ps. Ale fasoli to w XIII wieku w Europie chyba nie mieli...

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później