Sam Harris postrzegany jest jako jeden z "jeźdźców ateizmu" obok Richarda Dawkinsa, czy Daniela Denneta. Miałam przeczytać jego sztandarowe dzieło, Koniec wiary, ale akurat wyszła nowa pozycja sygnowana nazwiskiem Harrisa, więc capnęłam najpierw ją - choć raz jestem na bieżąco z nowościami.

Są to rozmowy z bardzo mądrymi ludźmi, to szanuję. Aczkolwiek przyznaję, że nie wszystko było dla mnie ciekawe. Pierwsze trzy rozdziały, traktujące o świadomości w ujęciu filozoficznym, fenomenologicznym, ontologicznym, ect. to dla mnie kompletna abstrakcja. Nigdy nie lubiłam filozofii, uważam, że to takie dywagacje, niezbyt użyteczne, chyba że w grę wejdą tu praktyczne problemy, związane z rozwojem sztucznej inteligencji, do czego zresztą Harris konsekwentnie nawiązuje w każdym z rozdziałów. A problem staje się coraz bardziej naglący w kontekście ostatnich kilku miesięcy - Harrisa zresztą nie zajmują przyziemne problemy, takie jak fake newsy, czy utrata przez ludzi pracy, ale dylemat skonstruowania inteligencji przewyższającej zdolności ludzi i zagrożenia dla naszego istnienia. Coś, co dla wielu (nawet naukowców) nadal jest problemem rodem z filmów science fiction, zbyt odległym, by się tym zajmować - natomiast z tych rozmów wynika, że wcale nie… Mamy tu również rozważania z dziedziny transhumanizmu, neurotechnologii, przenoszenia naszych umysłów do postaci cyfrowej i dylematów z tym związanych.

Na pewno dialogi te poszerzającą horyzonty, są z rodzaju tych, kiedy trochę jednak pogimnastykować umysł przy lekturze. Nie będę nawet udawać, że wszystko, o czym była tu mowa zrozumiałam. Problemem jest to, że współcześni naukowcy - nawet psycholodzy - posługują się przede wszystkim językiem nauk ścisłych. Matematyka, fizyka, nawet do przesady, sprowadzanie wszystkiego do równań. A to dla przeciętnego człowieka, który edukację matematyczną zakończył na szkole średniej - jest niezrozumiałe. Tak, wszyscy potrzebujemy więcej myślenia “ścisłego”, ale nie możemy znowu przesadzać tak, że humanizm znajduje się w pogardzie. Dla mnie najciekawsze były rozmowy o konkretach: ze Snyderem, psychologami Sapolskim, Kahnemanem, także z osobami zajmującymi się właśnie AI. Kwestia wolnej woli czy też sposobów “zapanowania” nad sztuczną inteligencją, czy wszelaką technologią, którą możemy “wyciągnąć z pudełka”, nie bacząc na konsekwencje, a zdolną do zniszczenia ludzkości. Czasem poglądy naukowców są nawet sprzeczne z naszą intuicją, schematami, czy wartościami tak obecnie cenionymi (wolność, indywidualizm, demokracja), jak np. to, co postuluje Nick Bostrom.  

Konkluzja, jaka przyszła mi do głowy jest taka, że współcześni naukowcy doszli już w swoich badaniach do takiego momentu, że mają poczucie, że człowiek może wszystko, że nie ma ograniczeń, jeśli chodzi o wykorzystanie naszej wiedzy, np. w funkcjonowaniu w innych światach. To jest coś, z czego przeciętny człowiek nie zdaje sobie sprawy. Planują podróże międzygwiezdne, zmienianie ludzkiego genomu, nieśmiertelność, czy superinteligentne systemy. I mam poczucie, że niektórym trochę peron odjechał w tych dywagacjach, kiedy czytam pomysły że żyjemy w symulacji, lub że wszystko ma świadomość (podczas kiedy jeszcze do niedawno tej świadomości odmawialiśmy zwierzętom). Tymczasem my, zwykli ludzie mierzymy się z praktycznymi problemami, jak katastrofa klimatyczna, nieuleczalne choroby, czy wojny wywołane przez żądnych władzy psychopatów. Trochę to nie fair. Gdyby ludzie mogli wszystko, jak twierdzą niektórzy z rozmówców Harrisa, to byliby bogami. Czy nie jest to przejaw typowo ludzkiego antropocentryzmu i pychy? Pycha zaś, jak wiadomo kroczy przed upadkiem. Boję się tej świetlanej przyszłości także dlatego, że to cały czas jest świat projektowany przez mężczyzn, z męskiej perspektywy. Wśród rozmówców Harrisa nie ma ani jednej kobiety…  Serio, w XXI wieku, kobiety nadal nie mają nic do powiedzenia, jeśli chodzi o naukę, urządzenie świata i przyszłość naszego gatunku? Harris apeluje, by ludzkość zmieniła paradygmat i przestała działać na zasadzie uczenia się na błędach - a czy ciągłe pomijanie perspektywy kobiet nie jest właśnie takim błędem, który zawsze naprawiamy post factum? Na przykład można by porozmawiać z Natalią Hatalską - uważa ona, iż niestety tworzenie technologii przez przewidywanie, a nie uczenie się na błędach, nie jest możliwe. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć tego czego jeszcze nie wiemy.

Aczkolwiek nie wypada mi się nie zgodzić z końcowym stwierdzeniem, że gdyby ludzie, mając te wszystkie umiejętności i zaprojektowawszy superinteligencję, nie potrafili stworzyć świata, w którym wreszcie będzie się wszystkim dobrze żyć, to byłby WSTYD. Zatem ostatecznie wszystko sprowadza się do emocji i etyki, do tego, co "właściwe".

To byłaby najbardziej upokarzająca porażka projektu człowiek. Nagie małpy, opracowawszy doskonałą technologię oszczędzania pracy, zdołały mimo wszystko uprzykrzyć życie sobie nawzajem, a potem się pozabijać.

Tylko, że nasz gatunek wielokrotnie postępował już tak, że potem musiał się tego wstydzić. A obawiam się, że wielu naukowców, inżynierów, informatyków nie bierze pod uwagę ludzkiej psychologii, czy ograniczeń ludzkiej natury, tak by projektować rozwiązania ułatwiające nam życie i nie sprowadzające na nas jednocześnie kolejnych problemów.

 
Metryczka:
Gatunek: popularnonaukowe
Główny bohater: świadomość, wolna wola, sztuczna inteligencja
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 464568
Moja ocena: 4+/6
 

Sam Harris, Nadając sens. Rozmowy o świadomości, moralności i przyszłości, Wydawnictwo Filia, 2023

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później