Rozpętaliśmy burzę
U nas w Malezji wyrazem miłości dziadków jest milczenie. A dokładniej - dziadkowie nie mówią o swoim życiu w latach 1941-1945, w którym to okresie Cesarska Armia Japońska najechała Malaje (...).
Te słowa, którymi autorka rozpoczyna książkę, mówią wiele i być może są jej najlepszym, najbardziej wymownym podsumowaniem. U nas przecież wielu starszych ludzi, którzy przeżyli wojnę ma/miało to samo. Trauma była przemilczana, a wskutek tego ciągle żywa. W tej powieści, czerpiąc właśnie z doświadczeń własnych bliskich, Vanessa Chan opowiada o tym, w jaki sposób radziła sobie pewna malajska rodzina, podczas okupacji tych terenów. Zanim do tego doszło, Cecily i Gordon byli całkiem dobrze sytuowani i szczęśliwi, starając się wpasować w kolonialną rzeczywistość, przyjmując zachodnie obyczaje, a nawet chlubiąc się tym, że w ich żyłach płyną jakieś kropelki europejskiej krwi. Potem przyszła II wojna światowa, która odwróciła cały światowy porządek. Brutalność Japończyków wstrząsnęła spokojnymi Malajczykami, budząc w nich strach i najgorsze instynkty, jak to z wojną zazwyczaj bywa.
Widzę w tym pewną ironię dziejową: Południowo-Wschodnia Azja na początku XX wieku, od kilku wieków pozostawała europejskimi koloniami. Biali uważali Azjatów za, rzecz jasna, ludzi stojących na niższym stopniu rozwoju, którym trzeba “pomagać” i “edukować”. I choć, jak zauważa autorka, to nie był jakiś okrutny reżim, w XX wieku Brytyjczycy rezydujący na Malajach dawali miejscowej ludności na ogół spokój, dbając tylko o to, czy spełnione są normy pozyskania kauczuku i cyny, to cały czas była to okupacja przez obcych. Malajczycy marzyli więc o niepodległości, Azji dla Azjatów, tylko że okazało się, że kiedy ta nadeszła, to te azjatyckie narody wpadły z deszczu pod rynnę.
Kiedy Japończycy się pojawili, jakieś trzy lata wcześniej, Cecily i jej mąż wraz z trójką dzieci znaleźli się wśród rodzin, które ustawiły się przed swoimi domami i machały wkraczającym wojskom na powitanie.
Szybko się okazało, że Japończycy, w których pod koniec XIX wieku obudziły się imperialistyczne zapędy, wcale nie traktowali Malajczyków, Tajów czy Chińczyków jak równych sobie, a na domiar złego, zachowywali się z bezbrzeżnym okrucieństwem, którego symbolem stała się - przywołana w Rozpętaliśmy burzę - budowa kolei birmańskiej. Sytuacja więc ludzi skolonizowanych po raz kolejny - tym razem przez Japonię, stała się dramatyczna. Od tego, znów o ironio losu, wyzwolili Malaje alianci, a więc znowu biali, stary wróg. Potem historia wykonała jeszcze jedną woltę i znienawidzeni przez Amerykanów “Japońcy” stali się sojusznikami Ameryki, wskutek czego w Japonii doszło do imponującego rozwoju gospodarczego w drugiej połowie XX wieku. A Malezja, Indonezja, Filipiny, Wietnam, jak to kraje postkolonialne, wlokły się w ogonie. I tak to właśnie wyglądało (i nadal wygląda).
Rozpętaliśmy burzę nie idzie tak daleko w polityczne dywagacje: to jest powieść rodzinna, kameralna, pokazująca zmagania bohaterów z okupantem, rozpacz, strach o najbliższych, depresję, jaką wywołują kolejne nieszczęścia, spadające na bohaterów. Ale autorka wprowadza ww. element, w wątku Cecily, która, powodowana powszechnym chyba marzeniem o własnym kraju oraz własnymi ambicjami, by być kimś więcej, niż tylko matką i żoną (a może też pragnieniem jakiegoś dreszczyku), wikła się nie tylko w romans, ale i szpiegostwo na rzecz Japończyków. Trudno oczywiście obwiniać ją o wszystkie nieszczęścia, jakie potem spadły na ten kraj - i Chan tego nie robi - no ale gdyby taka historia faktycznie się zdarzyła, to z pewnością ciężar dla bohaterki byłby ogromny. Takie jest jednak życie, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich konsekwencji swoich działań, zwłaszcza jeszcze kiedy nie mamy wszystkich danych o sytuacji, więc jestem przeciwniczką wszelkiego gdybania i samoobwiniania, do którego mamy skłonność. Historia ta jest jednocześnie przykładem tego, na co często zwracają uwagę psychologowie, badający korzenie popełnianego przez ludzi zła: że te czyny popełniamy często “w dobrej wierze”, bo wierzymy w coś, co wydaje się nam dobre, choć to dobro często oznacza zło dla innych ludzi. Wyrazem tego jest nacjonalizm i zbrodnie dokonywane w imieniu jakiegoś narodu, na innym narodzie, którego członkowie są wtedy odczłowieczani i przedstawiani jako szkodnicy. Tak też myśleli Japończycy o innych narodach, a te - uciemiężone przez nich - z kolei ich znienawidziły. A można było tego wszystkiego uniknąć, tylko człowiek, jak zwykle, wybrał nie tę drogę, co trzeba.
Vanessa Chan pokazuje więc jak zawiła jest historia i - przede wszystkim - jak skomplikowaną istotą jest człowiek. Jak jedna osoba może być np. kochającym mężem, a jednocześnie okrutnym żołnierzem. Czy lotnicy, którzy zrzucili bomby na Japonię byli dobrzy, czy źli? Współczujemy Japończykom, którzy padli ofiarą okrutnego eksperymentu w postaci bomby atomowej, zwykłym ludziom, którzy zajmowali się wtedy swoimi zwykłymi sprawami, ale jednocześnie byli to ludzie, którzy popierali imperialistyczny rząd i cesarza, przyczyniając się do cierpienia innych narodów. Trudno się dziwić, że te narody cieszyły się z dramatu, jakiego doświadczyła Japonia. W każdym więc jest i zło, i dobro, a autorka portretując swoich bohaterów, wyśmienicie oddała te niuanse. Jedna z bohaterek powieści, córka Cecily, doświadcza takich właśnie mieszanych uczuć, kiedy zaprzyjaźnia się z nią pewien starszy Japończyk:
Pan Takashi mógł być dobrym człowiekiem, ale dobry człowiek, ktory wierzy w złe rzeczy, to zły człowiek, i ona nie wiedziała, czy kiedykolwiek zdoła mu wybaczyć. Im wszystkim.Dziewczyna doświadcza takiego typowego złudzenia “sprawiedliwego świata”, podczas gdy prawdziwy świat nie ma z tym nic wspólnego. Więc kiedy ona sama i jej rodacy cierpią, a pan Takashi dostaje dobre wiadomości od swojej córki, w Jujube budzi się gniew:
Myślała tylko o jednym - ci ludzie, najeźdźcy, kiedy mieli śmiałość odczuwać nadzieję, dostawali nagrodę.
Choć sceneria powieści Vanessy Chan jest egzotyczna, to powieść ta jest mało wakacyjna i nie polecam jej, jeśli ktoś szuka czego, by się zrelaksować…. Opowiada ona o bardzo trudnych dla bohaterów chwilach, jest tu dużo opisów przemocy, a także takich mało “sympatycznych” realiów, jak brud, upał, zaniedbanie, bieda, choroby - panoszące się w tropikalnym kraju, w sytuacji kiedy większość ludzi walczy w nim o przetrwanie. Wspomniana jest sytuacja dziewcząt, w tym także dzieci, zmuszanych przez Japończyków do świadczenia usług seksualnych żołnierzom.. Walka rodzin, by do tego nie dopuścić (o tym też sporo np. w powieści Rani Malickiej Matka ryżu). Autorka czyni to oszczędnie, acz dosadnie, tak że w efekcie trudno czytelnikowi zapomnieć o tych koszmarnych obrazkach. Najgorsze rozdziały to te, opowiadające o obozie pracy przy budowaniu kolei birmańskiej. Kolejna przestroga przed koszmarem wojny.
Gatunek: powieść historyczna
Komentarze
Prześlij komentarz