Sorry, taki mamy ślad węglowy

Zacznijmy od tego, czym w ogóle jest ślad węglowy i czy aby na pewno powinniśmy skupiać się na jego mierzeniu i ograniczaniu? Jeśli chodzi o firmy, korporacje, instytucje, to na pewno tak, gdyż stanowi to podstawę redukcji CO2 w atmosferze. Natomiast sceptycy wskazują, że obciążanie tym zagadnieniem indywidualnych jednostek jest kapitalistyczną ściemą, przerzucaniem odpowiedzialności za problem systemowy, na każdego z nas. Jest w tym sporo racji. Poza tym wszystko, co robimy wiąże się z wydatkowaniem energii (którą wcześniej musimy z czegoś pozyskać) - po prostu samo życie jest energochłonne, tylko to, co nie żyje energii, nie potrzebuje. Śmierć kończy to błędne koło, jest zeroemisyjna - ale sam pogrzeb już niekoniecznie. Więc tak, wyliczanie śladu węglowego każdej czynności czy rzeczy, jak robi to Berners-Lee w tej książce jest trochę sprowadzeniem problemu do absurdu. 

Wyliczenie śladu węglowego np. zjedzenia kanapki, czy użytkowania samochodu, jest także bardzo skomplikowane, gdyż obejmuje wiele różnych składowych: są to emisje związane z wyprodukowaniem/wytworzeniem danej rzeczy, z jej transportem i wreszcie z samym użytkowaniem. Nasz ślad węglowy zwiększa też nasza konsumpcja - wszystko co kupujemy dokłada się do emisji (łącznie pewnie ze śladem z produkcji pieniędzy bądź wykonywania transakcji). To jest jak domino: strumienie działalności gospodarczej, uruchamiają strumienie emisji. Ba, usługi też mają ślad węglowy, bo ktoś je wykonuje, a ten ktoś korzysta z biura, komputerów, podróżuje, etc.  I tak, latanie samolotem JEST problemem. Nie wspominając już o turystyce kosmicznej. Ma tu więc zastosowanie maksyma: kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień… - nie ma takiego, wszyscy jesteśmy winni, wszyscy mamy małe lub większe grzechy na sumieniu. 

I to wszystko trzeba wziąć pod uwagę, przy lekturze tej książki. Dlatego radziłabym nie traktować jej zbyt dosłownie, też nie sposób spamiętać czy nawet wyobrazić sobie tych wszystkich liczb, podawanych przez autora. Potraktujmy ją bardziej jak lekturę uświadamiającą, dającą wiedzę co jest bardziej, a co mniej energochłonne, także obalającą pewne popularne mity oraz argumenty denialistów, zbiór wskazówek pozwalających żyć bardziej eko. A sporo tu tego, i jest też mnóstwo ciekawostek (można się potem nimi popisywać ;), wybrałam niektóre z nich: 

- pomarańcze są świetne, ale sok pomarańczowy już nie bardzo,
- prasowanie jest nieekologiczne, zwłaszcza jak jednocześnie ogląda się TV (choć obie te czynności i tak należą do niskoemisyjnych),
- koperty z okienkiem (albo wiecie, te torebki na pieczywo z dyskontów)- możecie się zdziwić, bo według polskich przepisów nie należy jej wrzucać do papieru,
- woda butelkowana jest 1000-krotnie (!) bardziej emisyjna niż woda z kranu, co wynika głównie z transportu,
- dla emisyjności lepsze jest piwo w puszkach, niż w butelkach (ale piwo w puszkach jest droższe, nie wiedzieć czemu!),
- wysokoemisyjny jest nabiał (o zgrozo), podobnie jak ryż,
- ślad węglowy książki wynosi tyle, ile 6h oglądania TV (czytanie książek z biblio naturalnie jest eko),
- najbardziej emisyjne, jeśli chodzi o działalność człowieka, są: wojny, wylesianie, nowe kopalnie, masowe imprezy, takie jak Mundial, posiadanie dzieci i oczywiście kryptowaluty oraz AI (ogólnie sektor IT, choć kiedy powstawała ta książka tematu AI jeszcze nie było i autor o niej nie wspomina). 
Żyjemy w erze cyfrowej, mozna by się więc spodziewać, że globalny sektor ICT powinien mieć wiekszy udzial w naszych emisjach. Ale i tak liczby przyprawiają o zawrót głowy. (...) Toczy się zaciekła debata, czy ślad węglowy sektora ICT będzie nadal rósł, czy też ustabilizuje się na starym poziomie, czy też zmniejszy. Dyskutuje się również o tym, czy cały sektor ICT ogolnie przyczynia się do wzrostu emisji, czy tez raczej redukuje ślad węglowy świata, umozliwiając wiekszą efektywnosc wszystkiego, co robimy. Na zagadnienie można spojrzeć np. z perspektywy paradoksu Jevonsa, czyli koncepcji, wedlug ktorej większa efektywność jakiejś branży często powoduje zwiększenie ogolnej presji na środowisko naturalne, poniewaz zwiekszenie wydajnosci umozliwia wzrost korzystania z niej. (...) Patrząc na ostatnie 70 lat, dostrzegamy wyraźnie cztery równoczesne zjawiska: 
- wydajność branży ICT wzrosła wiele tysięcy razy,
- ślad węglowy ICT zwiększył się wiele tysięcy razy,
- branża ICT umożliwiła ogromny wzrost efektywności
- ślad węglowy świata nie przestaje rosnąć.
Innymi slowy: im coś staje się tańsze i łatwiej dostępne, tym więcej tego robimy. Więcej zdjęć, zamieszczanych w sieci, więcej streamingów, więcej czatów o niczym, więcej tanich ciuchów, itd. 

Autor zresztą pisze w duchu właśnie uświadamiania, zachęcania, a nie zmuszania do zmiany stylu życia czy gromienia tych, których wybory są wysokoemisyjne. Często zresztą nie jest to taka zero-jedynkowa kwestia, otrzymuje się coś za coś, np. zwykły rower, napędzany “siłą mięśni” jest bardziej emisyjny niż “elektryk”, ale za to ma działanie prozdrowotne, więc to nie znaczy że mamy teraz wszyscy przesiąść się na elektryki. Albo nie posiadać psa. Albo niekoniecznie przesiadać się ze starego samochodu diesla na nowego elektryka, bo w przypadku tego drugiego musimy jeszcze dołożyć koszt jego wyprodukowania. No chyba, że ten pierwszy to SUV. Albo w drugą stronę: wysokoemisyjna wojna albo katastrofy naturalne, wywołane np. zmianami klimatycznymi, de facto ostatecznie przyczyniają się do redukcji emisji wskutek unicestwienia ludzi - tylko czy o takie coś nam chodzi? 

Wreszcie Brytyjczyk tłumaczy dlaczego indywidualne wybory każdego z nas jednak mają sens, wbrew często słyszanej argumentacji sceptyków. Podobało mi się podanie przydatnych stron, np. gdzie można znaleźć kalulator własnego śladu węglowego. Pewną wadą tej pozycji, jest to, że autor odnosi się do produktów czy usług w Wielkiej Brytanii, co nie zawsze można przełożyć na nasze realia, np. jeśli chodzi o ceny lub jakieś typowo brytyjskie uwarunkowania. Także emisyjność samej produkcji energii (prądu) jest różna, w zależności od kraju i od tego jaka jest struktura energetyczna (z czego wytwarzany jest ten prąd), podobnie jak ogólny ślad węglowy danego człowieka jest uzależniony od tego, w jakim kraju mieszka (największy oczywiście mają Amerykanie i mieszkańcy innych zamożnych krajów).  
 
Lekturę tę polecałabym więc osobom naprawdę zainteresowanym ekologią, raczej nie jest to pozycja dla laika w tym temacie, bo szybko może mu się zakręcić w głowie od natłoku liczb i zniechęcić właśnie takim poczuciem, że sam fakt naszego istnienia jest problemem. Ale problemem nie jest to, że zużywamy energię, emitując CO2 (pośrednio lub bezpośrednio), tylko to, że zużywamy jej za dużo (i to często w bezmyślny sposób), w stosunku do zasobów planety i możliwości jej regeneracji. Przecież ten problem pojawił się z epoką przemysłową oraz kapitalistyczną filozofią wzrostu, a nie dotyczył gospodarek przedprzemysłowych, tudzież inne gatunki też nie dewastują planety i nie zmieniają jej klimatu. Generalne zasady są dobrze nam już znane: kupować i konsumować mniej, odmaterializować nasz świat, mniej wyrzucać a więcej naprawiać/recyclingować, mniej podróżować (zwłaszcza do dalekich krajów, które wszyscy chcą zwiedzić), jeść głównie produkty roślinne, a nie odzwierzęce, lokalne (sezonowe), a nie z drugiego końca świata. A paliwa kopalne powinny zostać pod ziemią. 

Metryczka: 
Gatunek: popularnonaukowa
Główny temat: ślad węglowy
Miejsce akcji: - 
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 319
Moja ocena: 5/6 
 
Mike Berners-Lee, Sorry, taki mamy ślad węglowy. Fakty, liczby, procenty, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2022

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później