Hałas
I to nie są już tylko narzekania osób z nadwrażliwością słuchową - nad którymi też nota bene należałoby się pochylić, a nie kwitować głupimi uwagami, że to jakieś dziwactwo, że możesz sobie koncertu słuchać z balkonu (i że to niby jest coś, z czego należy się cieszyć), i że "w mieście musi być głośno". Bo nie, nie dotyczy to tylko “życia w mieście”, hałas jest wszędzie. W parku (Park
nie daje mi wytchnienia, bo słyszę samochody. Cały czas jadą, szumią,
jakbym stała pośrodku skrzyżowania, chociaż jestem w parku), nad
jeziorem, w lesie, w górach, na plaży - zawsze coś gra, szumi, buczy. Zamiast śpiewu
ptaków słychać maszyny i ludzkie wrzaski. (Co gorsza nawet ptaki już
naśladują dźwięki maszyn, jak obserwują z niepokojem przyrodnicy). I nie, nieprawda, że do hałasu “można się przyzwyczaić’. Ja zauważyłam, że
z biegiem czasu, w miarę, jak świat staje się coraz głośniejszy, mam
coraz mniejszą tolerancję na hałas - coraz więcej rzeczy mnie drażni,
hałas jestem w stanie znieść w coraz mniejszych dawkach i odcinkach czasowych.
Poza tym
Mózg ignoruje sygnały z uszu, ale system nerwowy je odbiera. Co z tego, że to tylko ścigacze i syreny karetek, nie wytłumaczysz tego temu ciału gubiącemu co 10 minut wątek. (...) to jest o lęku, o rozdrażnieniu i o udawaniu, że to się nie dzieje.
Stworzyliśmy sobie świat, który jest piekłem, piekłem dla naszych zmysłów i dla naszej natury (a raczej stworzyło go kliku pojebów, a ludzie bezrefleksyjnie się na to godzą). Hałas jest szkodliwy dla zdrowia. Badacze, lekarze alarmują, a politycy, decydenci, a także ogół społeczeństwa problemu nie zauważa. Dla decydentów ważniejszy jest zysk, niż dobrostan mieszkańców, dlatego organizują kolejną hałaśliwą imprezę w centrum miasta. Na razie podnoszą się nieśmiałe głosy na ten temat, a większość żyje w amoku, uważającym, że takie realia to norma. Jesteśmy jak te ofiary przemocy, które udają, że nic się nie dzieje. A potem zdziwienie, że jesteśmy ciągle zmęczeni, rozdrażnieni, nie umiemy spać, że mamy “epidemię depresji i zaburzeń psychicznych”. Ale
Hałas to wielopoziomowe, codzienne przeszkadzanie wprawiające nas w stan niepokoju.
Już nie chodzi tylko o sam hałas i co ten hałas nam robi, czy też może o definiowanie hałasu tylko jako nadmiernie głośny dźwięk. I autorka doskonale to uchwyciła nie tylko w treści, ale i w formie. Chodzi o całokształt, o to, co robi nam ucyfrowienie (digifrenia), media społecznościowe, przebodźcowanie, coraz więcej i więcej WSZYSTKIEGO. Za dużo informacji, za dużo bodźców, za dużo wszystkiego, co woła o
naszą uwagę i zużywa naszą energię. Dziennie po sto artykułów na feedzie
- kiedy mam to wszystko przeczytać??? Nawet w weekend nie ma spokoju. Większość oczywiście złych, podbijających nasz lęk. O to, co robi nam kapitalizm, przerabiający nas na narcyzów i egoistów, wmawiający, że “każdy jest kowalem własnego losu” i że nie ma czegoś takiego jak dobro wspólne. Że musisz być ciągle aktywny i się "rozwijać". Biegać bez sensu jak chomik w kołowrotku. Kapitalizm prywatyzujący stres, mistrz zwalania winy na ciebie (to TY jesteś winny zużywania plastiku, energii, kupowania nadmiaru ciuchów, jedzenia niezdrowego żarcia, a nie korporacje, które nam to wciskają). Jesteś kurwa winny nawet tego, że listonosz zostawia ci awizo w
skrzynce, jak jesteś w domu (bo na pewno siedział*ś wtedy w słuchawkach i
nie słyszał*ś dzwonka!). Tak, tak tak:
Tak samo, jak winą grubych jest to, że są grubi. A nie fakt, że najtańsze jedzenie jest najbardziej tuczące, że od dziecka jesteśmy bombardowani reklamami kolejnych produktów pełnych cukru, które potem czekają wyeksponowane na sklepowych półkach. Że zajadamy stres spowodowany czynnikami środowiskowymi, a miejsc do spacerowania w miastach jest coraz mniej. [I że większość z nas po pracy ma tak dość, że marzy tylko o walnięciu się na kanapie przez telewizorem, a nie o pójściu na rower, czy na basen - dodałabym]. Prywatną sprawą uzależnionych jest ich uzależnienie, a nie brak opieki psychologicznej, niska dostępność grup wsparcia [i specjalistów], a z drugiej strony dostępność alkoholu i brak krytyki kultury alkoholowej.
Trenowanie nas do tego, że “tak już musi być”, bo postęp, cywilizacja, etc., a jak się skarżysz, to jest to wyłącznie twój problem. I wyprowadź się do lasu. Otóż NIE.
Jeśli na chwile się nad tym zastanowić, to dla nas, wychowanych w kulturze katolickiej, taki pomysł jest bardzo egzotyczny. W religii katolickiej zbawienie przychodzi z zewnątrz. Nie musimy na nie pracować, gromadząc bogactwo*, liczymy na łaskawość, na wszechobecną łaskę Zbawiciel. A. zostaniemy zbawieni ponieważ miłujący Bóg jest dobrem, jest ciepłem miłości, matką i ojcem w jednym, który akceptuje nas takich, jacy jesteśmy. (...) W świecie naszego kręgu kulturowego to nie my jesteśmy winni temu, ze jesteśmy nieszczęśliwi.
I to jest osobiste, ale tak naprawdę to jest o nas wszystkich, i tak samo, jak w przypadku Najgorszego człowieka na świecie trzeba się zastanowić najpierw nad sobą, a potem dopiero oceniać książkę, czy nie daj buk autorkę ("weź kobieto idź na spacer"). To właśnie ten styl, którego nauczyły nas media społecznościowe: gdzie można obcej osobie nawrzucać bez żenady i bez refleksji po co i jak ta osoba się z tym będzie czuć. Mniej oceniania i dawania innym nieproszonych rad (mniej social mediów), a więcej introspekcji i myślenia. Howk.
Gatunek: publicystyka literacka
*wręcz przeciwnie, skoro Biblia mówi, że błogosławieni będą ubodzy, a prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogacz przejdzie przez bramy niebios
Komentarze
Prześlij komentarz