Toń
Powieść Ishbel Szatrawskiej eksploatuje właśnie ten temat, pokazując jak wyglądało to w dawnych Prusach, a dzisiejszych Mazurach, zasiedlonych przecież od wieków przez Niemców. Po klęsce Rzeszy okazało się, że nie ma już dla nich miejsca na tych terenach, że “z Niemcem to tylko kłopot”, nawet kiedy nie do końca jeszcze było wiadomo, co z tego tak naprawdę wyniknie i czy będzie tam Polska, czy Związek Radziecki. Szatrawska pokazuje tragedię jednych i drugich - i mazurskiej ludności wymęczonej wojną, i dla Niemców zamieszkujących te tereny, a którzy znaleźli się w pułapce, kiedy Hitler zaczął przegrywać wojnę. Znowu czytamy o potwornych zniszczeniach, cierpieniach ludzi, którzy stracili wszystko, i domy, i rodziny, odartych z godności, chwytających się wszystkiego, by przeżyć. Znowu zadawałam sobie pytanie, jak w ogóle można coś takiego znieść, przetrzymać i co ja bym zrobiła w takiej sytuacji, jak bohaterowie tej książki. Na plan pierwszy wysuwa się tu Janka, dziewczyna przybyła nie wiadomo skąd, prawdopodobnie z Litwy. Jej przeszłość jest osnuta tajemnicą, właściwie jej życie rozpoczyna się od momentu, jak zjawia się na kartach powieści, podróżując po mazurskich wsiach, gdzie znalazła dom. Dom poniemiecki. Widzimy, jak się asymiluje, jak wychowuje samotnie syna, jak niebywale silna jest, znosząc to, co ją spotyka.
Fantastycznie to jest napisane, treść się chłonie, mimo, że tematyka nienajlżejsza. Nie ma tu ckliwości, ani banału, co samo w sobie jest już osiągnięciem w przypadku powieści wojennej. Bohaterowie są niejednoznaczni i wyczuwa się, że każdy z nich ma swoje tajemnice, na miarę czasów, w jakich żyją. Zapewne to wrażenie powstaje też dzięki trochę surowemu językowi Szatrawskiej, nie obfitującemu w zwroty wyrażające emocje, które czytelniczka musi sobie sama dopowiedzieć (albo zastanawia się, czy ci ludzie w tamtych czasach byli tak nieczuli/znieczuleni). Dodatkowym motywem, szarpiącym za serce jest tu kobieca niedola przewijająca się przez całą powieść: to kobiety, które całe życie harują, urabiając sobie ręce po łokcie i nie dostając za to dobrego słowa, albo te, które traktowane są jak klacze rozpłodowe, a w końcu wszystkie są tylko ciałami, służącymi mężczyznom jako nagroda, kiedy wchodzą do zdobytych miast i wsi i gwałcą kogo popadnie…To prawda, że wojna zawsze była "okazją" do wymieszania krwi... A kobieta zawsze żyje w strachu, w poczuciu zagrożenia, a w najlepszym razie niezrozumienia ze strony nawet najbliższych jej mężczyzn.
Drobnym mankamentem dla mnie było to, że powieść jest nieco “poszarpana” - w pewnym momencie, zupełnie znienacka, następuje przeskok od wspomnianej już Janki i mazurskiej wsi, na której gospodaruje, do zupełnie innego miejsca i zupełnie innego bohatera i za nic nie mogłam połączyć tych wątków ze sobą. Autorka nie daje nam do tego żadnego klucza. A ten drugi wątek ciągnie się tak długo, że kiedy wracamy w końcu do Janki, to już zdążyłam o niej zapomnieć… Poza tym współcześni bohaterowie książki - potomkowie Janki - zostają ostatecznie jakby porzuceni przez autorkę.
Toń to powieść na pewno warta wyróżnienia i zapamiętania. Autorka stawia pytania o tożsamość i jej utratę (kim właściwie są autochtoni, zamieszkujący Mazury w kategoriach narodowości, które muszą przyjąć?), koegzystencję, tolerancję w stosunku do tych “innych”, bo nigdy nie wiadomo, czy sami kiedyś nie staniemy się takimi innymi. Z nacjonalizmu nigdy nic dobrego nie wyszło, a jak już wspomniałam we wstępie, jest on głównie ideologicznym konceptem, niż czymś, co ma solidne historyczne podłoże. Dobrze, że się o tym coraz więcej mówi i pisze, aczkolwiek może nie w
tonie “między nami a Ukraińcami/Niemcami/itp. nigdy nie będzie mostu”. Żal, że takich książek nie pisze się o Śląsku, gdzie przecież też mieszanka narodowościowa, gdzie Ślązacy żyli* w rozdarciu między polskością a śląskością, wcielani na siłę do Wermahtu w czasie II wojny światowej, a potem dyskryminowani przez władze Polski Ludowej. Ciągle czekam.
Gatunek: powieść historyczna
Komentarze
Prześlij komentarz