Sycylijskie lwy/Zima lwów

Książki te to dwie części rodzinnej sagi o sycylijskich przemysłowcach, z których chciałam skupić się na tej drugiej. Tytułem wstępu: lektura Sycylijskich lwów mocno mnie rozczarowała. Powieść nie porywa, postaci nie wzbudzają sympatii, ani emocji, a czytanie o interesach robionych przez rodzinę Florio męczy. Narracja jest dosyć płaska i brak w niej "włoskiego" klimatu, co było chyba dla mnie największym minusem. To bardziej kronika, a nie powieść.  Czas akcji Lwów to generalnie ten sam czas, kiedy toczy się akcja mojego ukochanego Lamparta i niestety jest przepaść między tymi dwoma książkami. Tutaj też mocno widać wątek różnic klasowych, sztywnych podziałów społecznych i pogardy, jaką żywiła arystokracja do zwykłych ludzi, ludzi pracy. Autorka starała się więc nakreślić tło społeczno-polityczne, czasy, kiedy Włochy dążyły do zjednoczenia, jednak jest to napisane w mało interesujący sposób, zwłaszcza dla nie-Włochów.

Ponieważ Sycylijskie lwy mi się niezbyt podobały, nie miałam zamiaru czytać kontynuacji. Ale, wiecie jak to jest, książka sama wpadła mi w ręce, więc “zmuszona ją byłam wziąć’. I okazało się, że Zima lwów podobała mi się dużo bardziej, niż część pierwsza. Wprawdzie zasadniczo styl autorki się nie zmienił, dalej jest beznamiętny, tak że brakuje zdecydowanie w tej powieści emocji i tego czegoś, co powoduje przywiązanie czytelnika do bohaterów. Biznes przejmują kolejne pokolenia i, jak to często bywa - pierwsze pokolenie tworzy, drugie pokolenie rozbudowuje, ale trzecie niestety trwoni majątek… Ale, co jest dobre, autorka w tej części koncentruje się na życiu rodzinnym Floriów (w przeciwieństwie do Sycylijskich lwów), opisom interesów (powiązanych z polityką) poświęcając ledwie kilka stron. Mimo wszystko, w kwestii psychologii postaci dużo byłoby tu jeszcze do zrobienia, a powieść [nadal] nie porywa. Losy bohaterów były mi obojętne i coś w tej kwestii zaczęło dopiero “drgać” pod koniec książki, kiedy dochodzimy do opisu upadku rodzinnej fortuny.

Mimo, że prym w tej sadze wiodą panowie - kolejni dziedzice rodzinnej fortuny (o ciągle tych samych imionach, niczym w Stu latach samotności), to w oczy rzucają się losy kobiet - małżonek wchodzących do rodziny Floriów, poślubionych raczej nie z miłości, ale z uwagi na koneksje, nazwisko, tytuły. Każda z tych kobiet, mimo życia w luksusie jest nieszczęśliwa, kochając bez wzajemności i cierpiąc właśnie z powodu braku uczuć ze strony męża. Na pewno nie są partnerkami poślubionych sobie mężczyzn - mówi im się, że powinny zacisnąć zęby, spełniać obowiązki małżonki, że ważniejsze jest nazwisko, niż indywidualne pragnienia - na porywy serca nie ma tu miejsca. Poza tym życie nie szczędzi im także ciosów w postaci przedwczesnych śmierci bliskich, w tym potomstwa. Kończą zgorzkniałe i samotne, nieszczęścia łamią im ducha…Z pewnością różni się to od pokoloryzowanych współczesnych opowieści o “silnych” kobietach, potrafiących kierować swoim życiem, nawet mimo podrzędnej pozycji kobiet w dawnych czasach. Końcówka powieści jest bardzo smutna i nasuwa się refleksja, czy nie lepiej być przeciętnym człowiekiem, bez bogactwa, które można stracić, co boli na pewno bardziej, niż gdyby się go nigdy nie miało. Tym bardziej, że jak widać, w dawnych czasach, pieniądze wcale nie pomagały w przypadku problemów zdrowotnych, gdyż medycyna stała po prostu na bardzo niskim poziomie rozwoju.

 
Tak z Sycylijskich lwów, jak i Zimy lwów można dowiedzieć się czegoś o historii Włoch w XIX i na początku XX wieku, nie tylko z treści powieści, ale także z krótkich wstępów stricte historycznych, poprzedzających każdy rozdział. Mocno akcentowany jest tu podział na bogatszą Północ i biedniejsze Południe Włoch, który istnieje do dziś. Trochę mi było szkoda, że przez schyłek - i Floriów, i starego europejskiego ładu, czyli czasy I i II wojny światowej, autorka w zasadzie przegalopowała. Zastanowiło mnie też, że tak mało miejsca - w zasadzie tylko kilka wzmianek - Auci poświęciła sycylijskiej mafii, która przecież powstawała wtedy, kiedy na Sycylii rządzili Floriowie.

Żródło: Wikipedia
Co ciekawe, cała ta saga jest oparta na faktach, to w zasadzie zfabularyzowana biografia prawdziwej rodziny Floriów, która w XIX wieku była jedną z najbogatszych sycylijskich familii. Dziś np. tonnara, o której sporo mowa jest w powieści przekształcona jest w muzeum Floriów; na Sycylii znajdziemy też pomniki przemysłowców. Także kontrowersyjny obraz Franki Florio, namalowany przez Boldiniego jest autentyczny. Młodszy brat ostatniego z Floriów, stojących na czele rodu, był prekursorem wyścigów samochodowych we Włoszech. Pewnie też dlatego, że to historia autentycznej rodziny, brak tu jakichś spektakularnych zwrotów akcji, wydarzeń nieprawdopodobnych, w oczy rzuca się realizm, a nawet do pewnego stopnia nuda… Muszę jednak dodać, że w tych książkach autentyczność rodu Floriów wcale nie jest taka oczywista - nie miałam o tym pojęcia (z pewnością we Włoszech nazwisko to jest dość dobrze rozpoznawane, ale ja nigdy o tej rodzinie nie słyszałam) i dopiero czytając Zimę lwów, zorientowałam się, że Auci opowiada o prawdziwych postaciach. 

Metryczka:
Gatunek: powieść
Główny bohater: rodzina Floriów
Miejsce akcji: Włochy - Sycylia
Czas akcji: XIX i XX wiek
Ilość stron: 512/784
Moja ocena: 3/6 oraz 4,5/6
 
Stefania Auci, Sycylijskie lwy, Wydawnictwo W.A.B, 2022
Stefania Auci, Zima lwów, Wydawnictwo W.A.B, 2023
 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później