Wiek kapitalizmu inwigilacji
Firmy technologiczne obecnie czerpią ogromne ilości danych o swoich użytkownikach, które to dane stanowią dla nich źródło krociowych zysków - Zuboff pisze tu głównie o Google i Facebooku, ale tak naprawdę do gry włącza się także wiele innych firm, mających chrapkę na te nasze ciasteczka. Zuboff nazywa to właśnie kapitalizmem nadzoru (lub - jak w tytule - inwigilacji). Ponieważ technologie rozwijają się w błyskawicznym tempie danych tych jest coraz więcej, sięgają też one coraz bardziej w głąb naszej prywatności i intymności - głupcy ekscytują się np. możliwościami Internetu rzeczy, ja jestem wobec niego bardziej sceptyczna (po co mi żelazko z kamerą albo zmywarka podłączona do internetu? - teraz już wiem…) - gdyż to właśnie jest kolejne źródło pobierania danych o nas samych. Powiedzenie, że “ściany mają uszy” stanie się prawdziwe w dosłownym sensie. Za rozwojem technologii nie nadąża też prawo, a dodatkowo firmy technologiczne walczą ile sił z wszelkimi próbami regulacji ich poczynań, argumentując to właśnie tym, że … prawo nie nadąża, a przepisy nie powinny ograniczać rozwoju technologii! Okazuje się, że do tej pory baliśmy się nadmiernej władzy państwa, gdy tymczasem obecnie zagrożeniem są prywatne podmioty, mające już władzę większą, niż rządy.
W gruncie rzeczy ten cały proceder coraz bardziej przypomina matrix, gdzie ludzkie ciała były tylko źródłem surowca dla maszyn. My też już stanowimy “ludzkie zasoby naturalne”. Zuboff porównuje to kapitalizm nadzoru z kapitalizmem przemysłowym, zwracając uwagę na to, że ten ostatni wyeksploatował przyrodę i zastanawia się, jak wpłynie kapitalizm nadzoru na naturę, ale ludzką. To wszystko dzieje się po płaszczykiem “postępu”, gdzie wmawia się nam, że to dla naszego dobra, ale tak naprawdę służy to tylko firmom czerpiącym z tego zysk i władzę przy okazji. Google, Facebook, Microsoft - to wilki w owczej skórze. Innym argumentem, którym się posługują owi władcy dusz jest nieuchronność owego postępu, lecz Zuboff zwraca uwagę, że nie jest to wcale nieuchronne, gdyż kapitalizm nadzoru tworzą sami ludzie (technologie i algorytmy są jedynie narzędziami). Natomiast na pewno jest to zjawisko bezprecedensowe, z którym do tej pory nie mieliśmy do czynienia.
Jak do tego w ogóle doszło? Jak do tego dopuściliśmy? Kapitalizm nadzoru powstał, bo mógł powstać, bo w ostatnich dziesięcioleciach panowały ku temu szczególnie sprzyjające warunki. Po pierwsze działania firm technologicznych, które trudno kontrolować przypominają
działania dawnych kolonizatorów, którzy przybywali na jakieś ziemie i
sobie je po prostu zagarniali - bo dysponowali większą siłą i mogli. Po drugie kapitalizm nadzoru może cichaczem, niepostrzeżenie przejmować coraz
większe obszary naszego życia, gdyż korzysta z naszej niewiedzy i
nieznajomości mechanizmów, jakie stosuje. Strategie big techów, nad którymi Zuboff długo się rozwodzi, można krótko nazwać “gotowaniem żaby” i “co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” - czyli nic nowego, stosują je wszyscy wielcy i potężni, w różnych dziedzinach, od praw człowieka, po ochronę środowiska naturalnego. Dobro ludzi i klientów jest tu najmniej ważne - czy np. Mark Zuckerberg przejął się niezadowoleniem użytkowników Instagrama, wprowadzając reklamy, rolki i inne zmiany, wskutek czego pierwotna idea tego serwisu zupełnie się już zagubiła? A my jesteśmy już po prostu na to znieczuleni. Technologie, z mediami społecznościowymi na czele zawładnęły niestety nami już tak, że nie jesteśmy już w stanie bez nich wyobrazić sobie życia. Oddajemy wolność za wygodę, a to jest pierwszy krok do faktycznego niewolnictwa - póki co media społecznościowe są “za darmo” (wiadomo, że nie, gdyż płacimy swoimi danymi), ale już pojawiają się zakusy, żeby za nie realnie płacić - a pobieranie opłat będzie możliwe kiedy ludzie nie będą mieli żadnej alternatywy: albo zapłacić, albo być wykluczonym.
Zuboff podjęła bardzo ważny temat, jednak problem z tą książką jest taki, że jest ona ogromnie ciężkostrawna. Po pierwsze autorka ma fatalny styl: idzie na rekord w użyciu trudnych, długich wyrazów (inwigilacja, predykcja, nadwyżka behawioralna, ekscepjonalizm, inherentny…) w długich, wielokrotnie złożonych zdaniach. Do tego tekst jest kiepsko przetłumaczony. Sprawia to, że książkę czyta się fatalnie. Po drugie autorka okropnie się powtarza: miałam wrażenie, że każda teza (a nie jest ich tak dużo) jest powtarzana po sto razy - zatem pozycja liczy sobie tyle stron, ile liczy. Wygląda to tak, jakby zabrakło redakcji, kogoś, kto powiedziałby, że trzeba to skrócić i uprościć. Na dodatek Zuboff zamiast odwoływać się do konkretnych przykładów woli teoretyzować i filozofować - całe obszerne fragmenty jej dzieła to dywagacje z pogranicza filozofii, socjologii i psychologii. Efekt jest taki, że sens się gubi w tych dywagacjach i koniec końców można odnieść wrażenie, że cały ten kapitalizm nadzoru nie jest taki zły, skoro skupia się tylko na tym, żeby coś nam sprzedać, a nie żeby nas mordować (to perspektywa zachodnia, bo w takich Chinach już wygląda to trochę inaczej - niestety na to, co dzieje się w Chinach autorka poświęciła ledwie kilka akapitów na te 800 stron). Uważam, że jest to strzał w stopę: po tego typu książkę powinno sięgnąć jak najwięcej osób, po to, byśmy mogli przeciwstawić się temu złu, bo - jak udowadnia autorka - trzeba do tego zbiorowego wysiłku i systemowych działań, jednostka nie może sama się temu przeciwstawić. Tymczasem objętość i styl Kapitalizmu inwigilacji sprawia, że jest to lektura tylko dla wytrwałych.
Gatunek: popularnonaukowa
Komentarze
Prześlij komentarz