Znane i nielubiane
Źródło |
Pierwsze, niechlubne miejsce w moim rankingu tego typu książek zajmuje Zmierzch. To najgorsza i najbardziej przereklamowana książka, jaką czytałam w życiu. Płytka, nudna, z irytującymi bohaterami. Pomysł był niezły, przyznaję, ale wykonanie fatalne. Przypuszczam, że gdybym czytała osławione 50 twarzy Grey'a moja reakcja byłaby mniej więcej taka sama, bo na tego typu powieścidła mam alergię.
Pod względem kiepskiej jakości Zmierzchowi dorównuje polski bestseller Dom nad rozlewiskiem. Powieść ta zapoczątkowała prawdopodobnie całą serię książek o ucieczkach z miasta na wieś, więc tu jej chwała. Nie mogłam jednak zdzierżyć wulgarnego języka i koślawego stylu, w jakim jest napisana.
Anna Karenina jako arcydzieło klasy światowej, klasyka, zawiodła mnie potwornie. To lektura z gatunku tych, co do których mogę sobie pogratulować, że doczytałam ją do końca, setnie się przy tym nudząc. Nie wiem co całe pokolenia w niej widzą, bo nie przekonują mnie filozoficzno-polityczne rozważania Tołstoja.
Zeszłoroczny hit księgarniany i kinowy - Poradnik pozytywnego myślenia zaskoczył mnie swoją infantylnością. Nie mogłam się nadziwić co czytelnicy widzą w tej powieści o mężczyźnie o mentalności dziecka.
Ogromnie popularna Krawcowa z Madrytu zirytowała mnie rozwleczoną fabułą i bohaterką, w której nie było za grosz samodzielności, a aspirowała ona do miana "silnych kobiet, mierzących się z trudną rzeczywistością".
Morfina - au, bolało. Lektura Morfiny była męczarnią; ta powieść jest klasycznym przykładem przerostu formy nad treścią. Słowotok, strumień świadomości, a na poziomie treści nic z tego nie wynika; nic, czego bym już nie wiedziała.
W przypadku Dzienników kołymskich o moim negatywnym do nich stosunku zadecydowała po trochu tematyka, jak i sposób jej ujęcia. Miałam poczucie epatowania biedą i złem, wykorzystywania negatywnych zjawisk do stworzenia opowieści.
Niedawno też popastwiłam się nad Filarami ziemi i Panem Lodowego Ogrodu - to wprawdzie nie są aż tak złe książki, ale moim zdaniem zupełnie nie zasługują na sławę, którą się cieszą. Są przegadane, rozwleczone i nudnawe.
Największym chyba grzechem, jaki można zarzucić książce jest nuda. Jeśli treść nie potrafi czytelnika wciągnąć, a autor przynudza i niepotrzebnie mnoży słowa.... nie ma nic gorszego. Nie znoszę również przerostu formy nad treścią, który niestety obserwuję w wielu książkach polskich autorów. Zgadzam się tu z opinią jednej z naszych autorek młodego pokolenia, Patrycji Pustkowiak, która stwierdza, że ów przerost formy nad treścią to oprócz braku poczucia humoru największa chyba bolączka polskiej
literatury. Polskie książki współczesne pisane przez młodych autorów
zdają się często być niczym bezzębna dziewczyna, która próbuje przekonać
innych do swej urody krzykliwym makijażem. Często próbowałam przez nie
przebrnąć i była to katorga.
Moim ostatecznym kryterium oceny książki jest pytanie czy czegoś się z tej książki nauczyłam lub dowiedziałam. Czegokolwiek. Jeśli odpowiedź jest negatywna, oznacza to, że czytanie danej książki było stratą czasu. Dlatego staram się unikać banalnych powieścideł, kolejnych czytadeł dla kobiet i kryminałów, powielających ograne schematy. Życie jest zbyt krótkie, by czytać złe książki.
A czego Wy najbardziej nie lubicie w książkach?
Moim ostatecznym kryterium oceny książki jest pytanie czy czegoś się z tej książki nauczyłam lub dowiedziałam. Czegokolwiek. Jeśli odpowiedź jest negatywna, oznacza to, że czytanie danej książki było stratą czasu. Dlatego staram się unikać banalnych powieścideł, kolejnych czytadeł dla kobiet i kryminałów, powielających ograne schematy. Życie jest zbyt krótkie, by czytać złe książki.
A czego Wy najbardziej nie lubicie w książkach?
To też zależy od tego, na co się nastawiamy. Nie można oczekiwać, że młodzieżówka w stylu 'Zmierzchu' albo marne czytadło Kalicińskiej będzie ucztą literacką. Cudów nie ma co wymagać, to tylko prosta literatura rozrywkowa, nic więcej. 'Zmierzch' zresztą dużo traci w polskim przekładzie, który jest po prostu żenujący. Oryginał prezentuje się o wiele lepiej.
OdpowiedzUsuń'Anny Kareniny' nie znam, ale z klasyką bywa różnie - często przytłacza topornością i jest niestrawna, dlatego Twój wybór wcale mnie nie dziwi :)
Tak, tylko że o tym, że jest to marne czytadło możemy się przekonać dopiero po lekturze, a kiedy wszyscy dookoła chwalą (a Zmierzch nie tylko młodzież, bo polecały mi go też osoby dorosłe), to ja się nastawiam może niekoniecznie na arcydzieło, ale na coś dobrego...
UsuńTeż lubię kryterium pt. "czy coś z tej książki wyniosłam". Ale w sumie nie musi to być koniecznie wiedza. Wystarczy dobry humor ;). W książkach niewybaczalne dla mnie są: irytująco naiwni bohaterowie, którzy nie uczą się na swoich błędach i cały czas jęczą na niesprawiedliwość świata (jakby to takie nieustannie odkrywcze było) i bardzo niski poziom pod względem technicznym. Nuda, brak wciągających elementów mnie tak do końca nie przeraża, ale nawet technicznie doskonała, nudna książka dostanie u mnie co najwyżej 5/10. W książkach cenię też płynność - np. brak zgrzytających przeskoków tematyki / nastroju.
OdpowiedzUsuń"Zmierzch", w porównaniu z Grey'em, jest prawdziwym arcydziełem. A jak dałoby się wymazać z pamięci filmy i całą tę otoczkę z nimi związaną, wypada jeszcze lepiej.
OdpowiedzUsuń"Anna Karenina" też mnie rozczarowała, chociaż nie mogę jednoznacznie stwierdzić, że była do kitu :)
Reszty, o zgrozo, nie czytałam. Trochę wstyd, ale z drugiej strony spora oszczędność czasu :)
"Zmierzch" mnie też rozczarował, ale tak jak napisała wyżej Karriba - w porównaniu z Grey'em to arcydzieło. Co do "Rozlewiska" - nie nastawiałam się na nic wielkiego, więc dwa pierwsze tomy czytało mi się dość przyjemnie. Trzeci był duuuuuuużo słabszy. Jakby pisany na siłę.
OdpowiedzUsuńKryterium oceny na zasadzie "jeśli się czegoś dzięki tej książce dowiedziałam, to jest ona ok, jeśli nie, to nie" zwykle i ja stosuję, choć czasami do szczęścia potrzebna mi jest typowo rozrywkowa lektura i wtedy oceniam taką nieco łagodniej. ;)
Trochę mnie zasmuciłaś opiniami o "Krawcowej..." i "Morfinie", bo dużo sobie po tych lekturach obiecuję.
Powieści Trudi Canavan. Matko, jakie to jest koszmarnie nudne i przegadane! A do tego te bohaterki - tłamszone, ale wychodzące poza schematy, nieśmiałe i takie-niby-zwyczajne, ale z wianuszkiem śliniących się adoratorów... Fuj, Fuj. Choć trzeba przyznać, że autorka czasem błyśnie ciekawym pomysłem. Tylko szkoda, że zaraz zalewa go fal ą nikomu niepotrzebnego wodolejstwa.
OdpowiedzUsuń"Eragon". Reklamowane jako hurr durr następca Tolkiena, a tak naprawdę to wtórne do bólu, bardzo przeciętnie napisane powieścidełko z jedną ciekawą postacią (którą, im dalej w tomy, tym autor bardziej psuje). Szkoda mojego czasu, choć pewnie w końcu sięgnę i po ostatni tom.
Akurat "Zmierzch" mnie nie ruszył, bo czytałam dla śmiechu. Ale drugiego tomu nie tknęłam.
Sama mam problem z kryterium "nauczenia się czegoś z książki". Generalnie poza literaturą non-fiction (i niektórymi powieściami beletrystyki, gdzie autorzy główny nacisk kładą na wierne odmalowanie jakiegoś środowiska/epoki/społeczności) to raczej problematyczne zagadnienie. Bo autorzy upraszczają i modyfikują, a jak się czyta głównie fantastykę, to już w ogóle niczego nie można być pewnym. Taki wiedźmin na przykład pełen jest sensownych na pierwszy rzut oka opisów fechtunku, ale jak się okazuje całkowicie mijających się z rzeczywistością (no, chyba że się jest wiedźmakiem na eliksirach). A poznanie fąfdziesiątej interpretacji rasy elfów czy smoków to chyba nie jest zdobywanie nowej wiedzy...
Faktycznie do fantastyki trochę trudno zastosować kryterium "nauczenia się czegoś" (może dlatego tak mało fantastyki czytam), ale tu przecież nie chodzi o jakieś konkretne umiejętności, ale też refleksje, opinie, np. Władca Pierścieni uczy jak ważna jest nadzieja, nawet w pozornie sytuacji bez wyjścia
UsuńMorfiny jeszcze nie czytałam, ale zamierzam. Anna Karenina bardzo mi się podobała. Co do Zmierzchu - nie planuję go czytać.
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej denerwują czarno-biali, plascy jak nalesniki bohaterowie. Powiesci, w których się pojawiają, na ogól napisane są fatalnym, pelnym patetyzmów stylem, a ich akcja jest przewidywalna. Do Greyów, Zmierzchów &Co nawet nie podchodzilam. Nie bylam w stanie strawic pewnego francuskiego bestsellera-Ludzie szczęsliwi czytają i piją kawę czy cos w tym stylu. Podobny odrzut mialam do Szmaragdowej tablicy. "Krawcowa z Madrytu" to niestety bardzo wiarygodny obraz Hiszpanki z tamtej epoki. A "Morfina" mi się podoba. Ale ja lubię Gombrowicza, nie tylko za styl i język.
OdpowiedzUsuńZazwyczaj omijam książki, o których mówią wszyscy. Jakoś tak mam wrażenie, że skoro coś zachwyca tabuny nastolatek i/lub kobiet, dla których podstawową lekturą są czasopisma, to może mnie nie musi. Chociaż z drugiej strony Zmierzch przeczytałam i wszystkim, którzy go krytykują mówię: "przeczytajcie jego parodię: Zmrok. Po tej lekturze Zmierzch wyda się Wam arcydziełem światowej literatury"
OdpowiedzUsuńO to chodzi, że nigdy nie wiadomo - jak się ludzie zachwycają, to może okazać się rzeczywiście wspaniałe, ale fakt, że jednak chyba częściej okazuje się, że to nędza (poza klasyką, ale kto dziś poleca klasykę)
UsuńJak pisał Voltaire: "Z książkami jest jak z ludźmi: bardzo niewielu ma dla nas znaczenie. Reszta po prostu ginie w tłumie".
OdpowiedzUsuńDla mnie każda książka jest źródłem wiedzy. W każdej znajdę informację, która da mi powód do przemyśleń. Często czytam klasykę literatury, ale nie stronię od książek należących do nurtu tzw. kobiecej, też kryminałów, fantastyki czy erotyki. Pomagają postrzegać życie z różnej perspektywy.
Z Twojej listy największą czytelniczą pomyłką był dla mnie Grey i jego 50 twarzy. Kompletna porażka!
Dokładnie o takie podejście mi chodzi - teoretycznie z każdej lektury, nawet fantastyki da się coś wynieść, więc jak się okazuje, że jednak nie, to znaczy, że faktycznie była kiepska
UsuńA ja bym raczej powiedziała, że życie jest zbyt krótkie by czytać złe książki zbyt często, bo od czasu do czasu ograny kryminał czy obyczajówka to niezła przerwa od codzienności ;)
OdpowiedzUsuń:)
Usuń