Filary ziemi
Nie pomylę się chyba, jeśli
stwierdzę, że monumentalna powieść Kena Folleta stała się już
dziś powieścią kultową, zwłaszcza jeśli chodzi o powieści
historyczne. W końcu więc musiałam po nią sięgnąć. Umiejscowiona
w połowie XII wieku, w Anglii ogarniętej wojną domową, opowiada
dzieje klasztoru Kingsbridge oraz budowniczych, którzy podjęli się
zbudowania katedry przy klasztorze. W książce Folleta znajdujemy się w czasach, w
których praktycznie nie istnieje moralność – nawet pośród osób
duchownych. Ludzie kierują się pierwotnymi instynktami, rządzą
nimi nienawiść, chciwość i zawiść. Króluje przemoc. Na
sprawiedliwość, miłosierdzie, czy wybaczenie nie ma co liczyć. W
kraju panuje anarchia i rozprężenie, spowodowane wojną –
szlachta może ciemiężyć swoich poddanych i nie musi obawiać się
żadnych konsekwencji, jak długo dostarcza wojsk walczącemu władcy.
I jak długo oczywiście jest po wygrywającej stronie.
Kościół jest słaby, bo też uzależniony od monarchów.
Kingsbridge, jako klasztor mało znaczący (ale z ambicjami) pozornie
znajduje się na marginesie tego konfliktu, co chwilę jednak obrywa
on jego odłamkami w postaci podłych wyczynów hrabiego Williama
Hamleigha, czy też podstępnego biskupa Bigoda. Wydaje się, że
walka przeora Philipa o utrzymanie swojego klasztoru i zbudowanie dla
niego kościoła, jest walką z wiatrakami.
Filary ziemi to dla mnie dziwna
książka. Napisana bardzo, bardzo prostym językiem, takim, że
czytać ją może i gimnazjalista, tylko nie wiem który
gimnazjalista byłby w stanie przez nią przebrnąć. Jednocześnie przepełniona jest ona niepotrzebnymi, technicznymi
szczegółami, dotyczącymi w zasadzie wszystkiego, co się w niej
dzieje. Follet zamiast np.: „wyciągnął miecz” pisze: „sięgnął
ręką do boku, wymacał pochwę, ścisnął rękojeść, napiął
mięśnie, wyciągnął oręż”. Rozwaliły mnie kilkustronicowe opisy szczucia niedźwiedzia, czy znęcania się nad kotem, nie wspominając o przygotowaniach do bitwy. Nic dziwnego, że Filary ziemi
liczą sobie tyle stron i nic dziwnego, że czytając je miałam
wrażenie, że wszystko tu dzieje się w zwolnionym tempie. Tej
powieści, mimo wielu zwrotów akcji, kompletnie brak dynamiki! Brak jej również finezji. W taki sam nieznośnie rozwlekły i pedantyczny
sposób autor opisuje budowę katedry (przęsła, filary, arkady,
itp. - i tak nic z tego nie rozumiałam), jak i miłosne zbliżenia,
przez co nie ma w nich za grosz romantyczności. Autor
przedstawia wszystko tak, jakby powątpiewał w inteligencję
czytelnika, w to, że nie będzie on w stanie sobie wyobrazić
zachodzących zdarzeń, czy właściwie ich zinterpretować. Wykłada
wszystko jak krowie na rowie, nie ma tu żadnych metafor czy
niedopowiedzeń.
Świat wykreowany przez Folleta jest
czarno-biały. Źli ludzie są tu naprawdę źli: popełniają oni
ohydne czyny i czerpią z tego radość, nigdy nie miewają skrupułów
i nigdy się nie zmieniają. Z kolei dobrym ludziom bez przerwy
dzieje się krzywda, a słabsi są atakowani dlatego, że nie mogą
się bronić i po prostu można ich krzywdzić. Nagromadzenie zła i
przemocy w Filarach ziemi przypominało mi bardzo Grę o tron, z
tym, że w Grze o tron bohaterowie i zdarzenia przedstawione są w o
wiele bardziej wyrafinowany sposób. U Folleta bohaterowie są
nieskomplikowani, ich motywacje z reguły są proste do odczytania (z
wyjątkiem może Alieny), a postępowanie niestety nie za mądre...
Poza tym czytanie jak ci dobrzy są ciągle bici przez złych, jak
ciągle spadają na nich kłopoty, a ci źli bezkarnie gwałcą,
mordują i plądrują jest po prostu męczące i frustrujące.
Tymczasem w Filarach ziemi to zło zdecydowanie wygrywa, a na
jakikolwiek cień sprawiedliwości trzeba długo czekać.
Jak się pewnie domyślacie, nie jestem
specjalnie zachwycona powieścią historyczną Kena Folleta. Książka jest mało
wyrafinowana, a jej lektura mnie umęczyła. Żeby się z nią
uporać, czytałam gdzie się dało: w tramwaju, na przystanku, w
poczekalni u lekarza – wbrew swoim zwyczajom - a i tak miałam wrażenie, że posuwam się do przodu w ślimaczym tempie. Potrafiłabym wskazać
wiele innych powieści, rozgrywających się w mniej
więcej tym samym okresie i podejmujących podobne wątki, co Filary
ziemi i o wiele od nich lepszych: Krzyżowcy, saga Droga Północna
Elżbiety Cherezińskiej czy powieści Umberto Eco. Do Filarów ziemi
porównywani są chociażby Bracia Hioba, których czytałam nie tak
dawno temu – moim zdaniem ta ostatnia powieść jest o wiele
bardziej dynamiczna, wciągająca, z o wiele lepiej nakreślonym tłem
historycznym i wielowymiarowymi postaciami.
Dodam, że niedawno w telewizji
emitowany był serial, który jako żywo skojarzył mi się z Filarami
ziemi. Szybko się do niego zniechęciłam, bo już w połowie pierwszego
odcinka poczułam się znudzona, a kiedy natrafiłam na któryś z
kolejnych odcinków, bardzo zmęczyło oglądanie jak dobrzy
bohaterowie raz po raz przegrywają ze złymi. Okazuje się, że
serial ten nakręcono na podstawie kontynuacji Filarów ziemi –
Świata bez końca. To ja już podziękuję.
Ken Follet, Filary Ziemi, Wyd. Albatros, 2007 (832 str.)
Książka zgłoszona do wyzwania Czytam opasłe tomiska
Ken Follet, Filary Ziemi, Wyd. Albatros, 2007 (832 str.)
Książka zgłoszona do wyzwania Czytam opasłe tomiska
Widać Follet nie przypadł Ci do gustu. Myślę, że gdyby nie popadał tak w skrajności, przedstawiając całe społeczeństwo jakby byli w seksualnym marazmie, zdecydowanie lepiej by to wypadło. Mi trochę to przeszkadzało... Co ciekawe ślimacze tempo już nie :)
OdpowiedzUsuńJa z koleji przeczytalam "World without end" i tez podziękowalam. Nie wiem, z czego wynika sukces Folleta. Jest nudny, schematyczny. Dostalam potem w prezencie "Upadek gigantów", którego nie mam zamiaru nawet dotknąc. A wydal w sumie 3 grube tomiszcza w tej serii. Bardzo delikatnie go potraktowalas, ha ha.
OdpowiedzUsuńBo wydawało mi się, że wszyscy uwielbiają Filary ziemi...
UsuńSerial też był, nie tylko ten na podstawie kontynuacji, ale i same "Filary ziemi". Notabene bardzo dobry serial, oglądałam go w ubiegłym roku i bardzo mi się podobał. I dobre oceny zebrał (http://www.filmweb.pl/serial/Filary+Ziemi-2010-534068). Na książkę mam więc chęć od dawna, ale wciąż mam tyle na głowie, że z nią zwlekam, aż żal. Ciekawe, czy moja opinia będzie podobna :)
OdpowiedzUsuńMnie zainteresowały "Filary ziemi", ale głównie za możliwość przywiązania się do bohaterów na ponad 800 stronach i osadzenie akcji w czasach średniowiecza. Jednak może gdybym wtedy trafiła na Cherezińską, czy "Krzyżowców", może zmieniłabym zdanie?
OdpowiedzUsuńMnie nie zniechęciłaś, kiedyś sama sprawdzę.
OdpowiedzUsuń