Upiór Łukasza Kozaka stanowi naukowe studium wampiryzmu, z punktu widzenia etnograficzno-historycznego. Autor bada pochodzenie tych ludowych wierzeń, sięgając dość daleko wstecz, gdyż – jak się okazuje – upiory/wampiry są dużo starsze, niż Dracula Brama Stokera i funkcjonowały w zabobonach ludów już od wieków. Tytułowego upiora należy bowiem traktować jako pierwowzór postaci wampira, jeśli sobie przeanalizujemy przypisywane mu cechy 

 

 

Upiory są to, według powszechnego mniemania, ciała umarłych, niejakim sposobem ożywione. Te nie czekając powszechnego zmartwychwstania, powstają z trumn przed czasem, z grobów wychodzą, na domy nachodzą, ludzi - których mogą - duszą, których nie mogą pokonać - pasowaniem się z niemi mordują, krew wysysają, na ołtarze łażą, one krwawią, świece łamią i wiele innych sprośności i morderstwa czynią. *

"Kariera" znanego nam wampira zaczęła się natomiast od romantycznych poetów. Mało tego - upiór jest de facto naszym bohaterem narodowym... Kozak trochę tu kontrapunktuje słynne opracowanie Marii Janion nt. wampira, które ujmuje tego potwora głównie z punktu widzenia współczesnej popkultury. 

Kozak, bazując na różnych źródłach historycznych podaje mnóstwo przykładów na upiory grasujące po okolicy, co przejawiało się głównie sprowadzaniem wszelakich nieszczęść na ludzi, np. nagłych zgonów, chorób czy kataklizmów naturalnych (tu ciekawe odniesienie do płanetników). Picie krwi ludzkiej nie było typową cechą upiorów, lecz znajdziemy w tej monografii wszystkie ikoniczne wampiryczne elementy, i o wiele więcej: osikowe kołki, odcinanie głowy upiora, wychodzenie z grobu i zmiennokształtność, etc. 

 Jeśli należałoby wskazać najczęstszą aktywność upiorów przewijającą się przez źródła, byłoby to po prostu "chodzenie". Określenie najprostszego, podstawowego sposobu przemieszczania się istoty ludzkiej stało się poniekąd synonimem upioryzmu. Ktoś umarł, a chodzi, "chodzi po śmierci", "chodzi po nocy", "chodzi po wsi", "chodzi i straszy" (...). A co wyjątkowo interesujące: "chodzi do żony".

Co istotne – Łukasz Kozak nie idzie drogą, jaką szło wielu uczonych (i dawnych i dzisiejszych) analizujących owe ludowe wierzenia w upiory z punktu widzenia własnych wyżyn intelektualnych i starających się owe zjawiska wyjaśnić, zracjonalizować. Nie, Kozak po prostu je opisuje, uznając, że skoro ludzie w to wierzyli - a tak było – to nie można tej wiary kwestionować. Nie znaczy to oczywiście, że upiory istniały naprawdę, a tylko że ludzie przypisywali im różne problemy – a ta książka uświadamia, jak bardzo było to powszechne, i to jeszcze do całkiem współczesnych czasów (na wsiach rzecz jasna)! Ba, istniały w tych wierzeniach także upiory żywe, acz oskarżenie kogoś o bycie upiorem mogło być tragiczne w skutkach dla osoby oskarżonej (podobnie zresztą rzecz miała się z czarownicami).

Przyznaję, że wgryźć się w tę lekturę z początku jest trudno, gdyż wstęp wskazuje na pracę mocno naukową, z wysoko postawioną poprzeczką odnośnie wiedzy i erudycji czytelnika. Pierwsze rozdziały obracają się głównie wokół pochodzenia zjawiska “upioryzmu” i genezy językowej pojęcia „upiór” oraz jemu pokrewnych „wieszczych”, „strzyg”, "wiedżminów" (sic!) itp. Przenikało się tutaj kilka kultur: ludów skandynawskich, ugrofińskich, słowiańskich i tureckich. Czy wiara w żywe trupy była specyfiką północnej Europy (...) a do Słowian dotarła wraz z wareskimi założycielami Rusi (...)? (a przecież pochodzenie słowa “strzyga” jest łacińskie, od strix, po włosku strega to czarownica). Skoro dany lud miał na coś nazwę, to znaczy, że owo pojęcie nie było mu obce. Aczkolwiek czym innym jest adaptacja wierzeń, a czym innym słów - przytomnie zauważa autor. Acz upiór upiorowi nie zawsze był równy: 

Mówiąc o upiorach potrzebujemy tu zrobić uwagę, iż chociaż w gruncie rzeczy natura upiorów i strzygoniów jest jednakowa, atoli zachowaniu się ich zachodzi znaczna różnica. Kiedy bowiem ponury upiór ukraiński po prostu parobków gwałtownie rozdziera, krew z żywych wysysa (...) i od napaści jego krzyż chyba tylko lub kur o północy ratuje, wtenczas łagodny strzygoń krakowski, mający dwie dusze, chociaż i przysiądzie czasami na jakiego hadramachę, nie wdając się jednak w srogie mordy, jako pokutnik trzyma się kościołów, drze ornaty, przewraca lichtarze, ogryza świecie (...) i dosyć mu odlewanego policzka, żeby od napaści uwolnić się.**

Moim zdaniem tego typu istoty funkcjonowały w zasadzie w mitologii wszystkich ludów, na całym świecie - różnią się szczegóły, ale sens pozostaje ten sam, zwłaszcza jeśli rozszerzymy to do pojmowania upiora w kategorii czarownika, czy takim, o jakim mowa w przypadku szamanizmu. Musi więc to tkwić w jakiejś zbiorowej podświadomości rodzaju ludzkiego... Natomiast upiór z przytoczonych w tej książce opowieści nie ma nic wspólnego z seksownym wampirem-arystokratą, jakiego znamy ze współczesnych filmów i książek.

Wkrada się tu dużo chaosu, ale im dalej "w las", tym ta monografia staje się ciekawsza. Dowiecie się m.in. jak to się stało, że czarownice zaczęto palić, a obyczaje i prawo w tym zakresie z biegiem czasu zamiast być coraz bardziej postępowe, to się uwsteczniały (z naszego, współczesnego punktu widzenia oczywiście). 

W średniowiecznym prawie przeważała tendencja by odsyłać osoby oskarżone o czary do, z reguły łagodnego sądu kościelnego, a nawet zaprzeczać istnieniu czarownic.
Co sądził natomiast Kościół na temat upiorów i jak podchodził do ich unicestwiania (co sprowadzało się do bezczeszczenia grobów oraz ciał)? Rozdział o „upiorobójcach” pokazujący jak ludzie sobie radzili z tymi potworami, był zresztą dla mnie najbardziej frapujący.

W jednym z najciekawszym dla mnie wątków Łukasz Kozak przytacza historię powstania protoplasty wampira w literaturze, co miało miejsce podczas owego słynnego spotkania lorda Byrona ze swoimi przyjaciółmi nad jeziorem Genewskim (tego samego, podczas którego Mary Shelley stworzyła Frankensteina). Mowa jest także o naszym wieszczu, Adamie Mickiewiczu, którego twórczość, z Dziadami na czele, zawiera liczne nawiązania do wszelakich zjaw, duchów i upiorów... Mickiewicz, wzorem wielu podań, uważał, iż upiór: 

(...) nie jest to opętany przez złego ducha; jest to zjawisko ludzkie i przyrodzone, ale niezwykłe i niepodobne do wytłumaczenia rozumem. Upiór rodzi się, jak utrzymują, z dwoistym sercem i dwoistą duszą. Aż do wielu młodzieńczego żyje nie znając sam siebie, nie mając świadomości swojego jestestwa, ale gdy dojdzie do okresu przełomu w swym życiu, zaczyna odczuwać w sercu rozwijanie się popędu niszczycielskiego (...). ***

Walczyli z tym nowym trendem oświeceni epigoni uczonych, hołdujący racjonalizmowi, zżymający się, że młodzi poeci w swoich dziełach przemycają czary i gusła - było to starcie: szkiełko i oko kontra więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, niż się ich śniło waszym filozofom****, tudzież klasyczne już miej serce i patrzaj w serce

Romantyzm dla Śniadeckiego to "przywołane z XVI wieku brednie zabobonu i wywietrzałe duby prostactwa", zły smak, urąganie rozumowi i godności człowieka, głupota i obrzydliwość.

Żeby było jeszcze ciekawiej, to w oczach prostych ludzi nazwanie Mickiewicza „wieszczem” miało dość dwuznaczny wydźwięk. Oczywiście elity swoje, lud swoje, jako że gmin książek nie czyta, więc uświadomić go w tych sprawach ciężko. Pisząc to, przyszło mi do głowy, czy współcześnie nie doświadczamy podobnego starcia nauki z zabobonem, jak miało to miejsce w XIX wieku (czyli współcześnie głownie teoriami spiskowymi)? Że znowu wrócę do Carla Sagana i jego jakże trafnych prognoz... I teraz moja dygresja: ostatnio czytałam także bardzo ciekawy artykuł , którego inspiracją była najnowsza książka Naomi Klein, poruszający kwestie "doppelgangerów", "drugiego ja", tego co funkcjonuje w psychologii jako jungowski Cień - a to wszystko osadzone bardzo współcześnie, w kontekście internetu i mediów społecznościowych. Pomyślałam sobie, że to jest taka współczesna koncepcja upiora, jako że upiór był definiowany jako istota, która ma dwie dusze. *****

Całość tej pozycji jest mocno dygresyjna, interdyscyplinarna i wzbogacająca wiedzę (zwłaszcza na temat ucinania trupom głów XD), nie tylko z zakresu folkloru, ale także historii oraz literatury. Nie brakuje w Upiorze fragmentów naprawdę jak z horroru (makabryczny jest np. opis spalenia ciała Shelley’a), nie takiego rzecz jasna z grasującymi wampirami, ale opisujących te wszystkie rytuały i ciemnotę ludu, nad którą ubolewali uczeni ludzie. A uzupełniają książkę iście upiorne ilustracje... Tak już zupełnie na marginesie dodam, że kiedy zobaczyłam dr Łukasza Kozaka w TV - mediewistę, tudzież eksperta m.in. w dziedzinie dziedzictwa kulturowego - z pasją rozprawiającego o wampirach, dosłownie opadła mi szczęka, gdyż miałam wrażenie, że przybył on z królestwa elfów, wychodząc z kadru Władcy Pierścieni albo Hobbita. Pisać może o wyglądzie autora nie wypada, ale jakoś dodaje to tej całej historii twistu. 

Metryczka:
Gatunek: historyczne, monografie
Główny bohater: upiór
Miejsce akcji: Polska i Europa
Czas akcji: średniowiecze - wiek XX
Ilość stron: 355
Moja ocena: 5,5/6
 

Łukasz Kozak, Upiór. Historia naturalna, Wydawnictwo Evviva L'Arte, 2021


*Jan Bohomolec, Diabeł w swoiey postaci (...), Warszawa 1775

**A. Podbereski, Materyjały do demonologii ludu ukraińskiego (...), Kraków 1880

***Adam Mickiewicz, wykład z 16.02.1841r.

****bardzo mnie ubodło nazwanie Szekspira "bożyszczem pospólstwa" przez Jana Śniadeckiego XD 

*****i dlatego upiora można poznać po tym, że mówi sam do siebie, co doprowadziło mnie do konkluzji, że jestem upiorem...

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później