Ilustrowany samouczek antymyśliwski

Pomyślałam sobie, że dzisiejsze ‘święto myśliwych” (dzień św. Huberta) to idealny czas, by wypowiedzieć się na temat tego procederu, posiłkując się książką Zenona Kruczyńskiego.  Kruczyński to dawny myśliwy - “nawrócony” - jak do tego doszło i jak wygląda środowisko myśliwych i polowania “od środka” - opisał w książce Farba znaczy krew, którą czytałam kilka lat temu. Farba jest pozycją bardziej osobistą i też dość kontrowersyjną, z uwagi na to, że autor pokusił się nie tylko o potępienie myśliwych, ale i szerokie refleksje dotyczące generalnie naszego podejścia do zwierząt i ich zabijania, nawet w procesie eutanazji. Samouczek natomiast poświęcony jest stricte myślistwu: autor koncentruje się na twardych faktach związanych z legalnością działań myśliwych w Polsce, kontrowaniem ich argumentacji oraz pokazaniem, jak wygląda to z przyrodniczego punktu widzenia. Jest też mowa o pieniądzach…

W swoim wpisie nie mam zamiaru być ani trochę "obiektywna": myślistwo uważam za jedno z największych draństw, jakie ludzie robią zwierzętom, proceder szkodliwy i zbrodniczy, nie mający absolutnie żadnego racjonalnego uzasadnienia współcześnie. Nigdy nie rozumiałam, jak można polować, kiedy już nie potrzebujemy tego robić, by przeżyć, a tym bardziej robić to wyłącznie dla rozrywki. Zabijanie nazywać “sportem”? Hobby? Absolutnie odrażające. Tymczasem myśliwi ciągle kreują własną legendę i wizerunek jako ludzi, którzy “kochają las i przyrodę”; mienią się “znawcami” przyrody, pomagającymi w “regulacji” gatunku, a także stającymi w obronie ludzkich zasobów, na które bezczelnie nastaje dzika zwierzyna (czyniąc na przykład szkody na polach). Znacie to, prawda? Podobnie jak z denialistami klimatycznymi, tak gdzie mowa jest o polowaniach, zawsze uaktywnia się jakiś myśliwy z ww. bajeczkami. Niektórzy nawet ubierają to w szatki misji “musimy zabijać, bo gdyby nie, to jelenie i kaczki tak by się rozpleniły, że by nas pożarły”. Naprawdę, trudno mi uwierzyć, że ktokolwiek, spoza oczywiście tej kasty to łyka. Miłość do zwierząt manifestująca się ich zabijaniem? Tak samo wilk “kocha” owieczki. Albo tak, jakby seryjny morderca opowiadał, że wszystko to robi z miłości do ludzi…  Rzekome “regulowanie” pogłowia to oczywiście element klasycznej ludzkiej arogancji człowieka wobec przyrody - natura nie potrzebuje “regulowania” jej przez człowieka, wręcz przeciwnie; śmiem twierdzić, że homo sapiens już wystarczająco rozregulował przyrodę. Kruczyński podaje przykład jakie opłakane skutki dla ekosystemu leśnego niesie za sobą eksterminacja dzików, uprawiana w Polsce. Jednocześnie to właśnie myśliwi działają na rzecz rozmnażania się zwierzyny - dokarmiając ją - właśnie po to, żeby potem móc sobie do niej postrzelać (często nawet w tym miejscu, gdzie wyłożona jest karma, na tzw. nęcisku). To myśliwi są realnym zagrożeniem: nie tylko dla dzikiej zwierzyny, ale także dla zwierząt domowych, ludzi, a nawet infrastruktury! Niedawno czytałam o tym, jak KTOŚ ostrzelał i zniszczył instalację zamontowaną w lesie, w celu monitorowania zagrożenia pożarowego. Zarządcy lasu bez większych wątpliwości wskazują na myśliwego, któremu owo urządzenie… pomyliło się z dzikiem (sic!). Oczywiście głosy myśliwych: “nie ma dowodów”. No jasne że nie, poza tym, że kto inny lata po lesie ze strzelbą? Straszy się też ludzi zwierzętami grasującymi po mieście - tyle tylko, że to jest efekt tego, że człowiek zabiera tym zwierzętom kolejne tereny do życia - po czym jeszcze je eksterminuje, bo mu przeszkadzają….Bo “miejsce zwierząt jest w lesie”. A co, jeśli las znika, bo człowiek go wyciął?

Skąd ty, jako myśliwy wziąłeś moralne, etyczne i humanitarne prawo do tego, żeby ranić i zabijać żyjące na wolności zwierzęta.

Jak zwykle, skoro nie działają argumenty natury moralnej, etycznej, logicznej, czy nawet naukowej (skoro tę naukę notorycznie ignorujemy), to trzeba sięgnąć po ekonomię. Bo też niszczenie przyrody zawsze się komuś “opłaca”. I tu też Kruczyński pisze o pieniądzach, jakie - z jednej strony robi lobby myśliwskie oraz korporacja Lasy Państwowe (dla której zwykły spacerowicz jest intruzem na włościach pana), a z drugiej - jakie tracimy my wszyscy z tytułu zabijania czegoś, co powinno być ściśle chronione. Bo lasy i zwierzyna są własnością wszystkich Polaków. Łowiectwo natomiast nie wnosi prawie nic do budżetu. Myśliwi nie ponoszą też odpowiedzialności za zatruwanie środowiska naturalnego ołowiem.

Jeśli nie powściągniemy dyktatu bożka-pożercy o imieniu "rozwój" - może czekać nas unicestwienie. Dodatkowo pociągniemy za sobą w przepaść ogrom ziemskich istot. Jest takie powiedzenie: "Jeżeli ktoś wierzy w nieustanny rozwój, to na pewno jest głupcem albo...ekonomistą"

Książka Kruczyńskiego napakowana jest faktami i liczbami, co jednak nie oznacza, że jest li tylko suchym wywodem. Wręcz przeciwnie - jest to pozycja pełna pasji, pełna emocji, w której autor zdecydowanie nawołuje do zdelegalizowania polowań. I ja się w ogóle tym emocjom nie dziwię, bo we mnie ten temat też wzbudza apogeum negatywnych odczuć. O jakiej obiektywności może być mowa, jeśli w grę wchodzą sprawy życia i śmierci? Cierpienie, eksterminacja gatunków, przyczynianie się do dewastacji przyrody. Czy o czymś takim można pisać bezstronnie i bez emocji? Zwierzęta są przecież dziś wobec człowieka z jego strzelbami, dronami, ambonami, psami - totalnie bezbronne. A ludzie polują na nie nawet na terenach, gdzie powinny być one pod ochroną. W Polsce poluje się nawet w parkach narodowych! Temat po prostu rozwala mnie to psychicznie, tak samo jak i książka Kruczyńskiego. W szczególności poruszył mnie rozdział dotyczący polowania na ptaki. Ptaki są traktowane przez myśliwych jako "rzutki", nikt nie liczy sztuk nie tyle zabitych, ale ranionych w trakcie polowania (które potem umrą w męczarniach). Kruczyński podaje dane dotyczące liczebności ptactwa, gdzie liczebność wielu gatunków zmniejszyła się o rząd 80-90% w latach 1980-2018. Są one na skraju wyginięcia, a mimo to myśliwi nadal na nie polują (i chcą polowania na jeszcze większą liczbę gatunków)! Czytałam niedawno też artykuł o tym, że myśliwi chcą polowań na… żurawie. Bo - klasyka - przeszkadzają rolnikom, którym wyjadają kukurydzę z pól. Pól, których jest coraz więcej (w przeciwieństwie do siedlisk żurawi).

Kruczyński podobnie jak Magnason zauważa, iż

Nie jesteśmy w stanie ochronić zwierząt, drzew czy krajobrazów z tak oczywistego powodu, że są one po prostu zachwycająco piękne i kojące. 

Dziś polowanie to po prostu okrutne nastawanie silniejszego na słabszego, okraszone argumentami z arsenału gatunkowego szowinizmu. Patriarchalny przeżytek, męski rytuał (zdecydowana większość myśliwych to mężczyźni). Dziś jest jeszcze jedna, kluczowa sprawa: jak możemy tolerować celowe zabijanie zwierząt w dobie kryzysu klimatycznego, wymierania gatunków w zastraszającym tempie (spowodowanego przez działalność człowieka), zmniejszającej się bioróżnorodności. W dobie masowo ginących gatunków, kiedy tych dzikich zwierząt jest coraz mniej (jedynie 4% masy ssaków na Ziemi stanowią gatunki dzikie) - ludziom nadal zwierzęta przeszkadzają i opowiadają oni farmazony, że te zwierzęta się tak rozmnożą, że wyjedzą nam nasze pożywienie? To jest dla mnie tak nielogiczne, że boli mnie od tego głowa i serce też. Ale to ekolodzy i ci, którzy protestują przeciwko myśliwym są nazywani (przez nich) histerykami, awanturnikami, oszołomami, no i oczywiście - największa obelga - lewakami.

Na szczęście coraz więcej ludzi wykazuje się wrażliwością na cierpienie zwierząt, zdecydowana większość polskiego społeczeństwa (76%, jak wynika z ostatnich badań) jest przeciwko polowaniom.  Proceder ten jednak ma się dobrze, myśliwi działają w majestacie prawa i polityki. Dlaczego? Ano dlatego, że wśród polityków jest dziwnym trafem nieproporcjonalnie wielu myśliwych, w stosunku do ich ogólnej liczebności wśród Polaków. Mamy więc do czynienia lobbingiem uprzywilejowanej mniejszości. Podobnie zresztą jest w Europie, gdzie ostatnio znowu widzimy zakusy na wilki na przykład (bo ich populacja, będąca pod ścisłą ochroną, zdołała się nieco odbudować).

Najwyższa pora położyć myślistwo na kozetce i spróbować dotrzeć do tego splątanego, drżącego mrocznego kompleksu, który każe dorosłym ludziom w umierającym biologicznie świecie, w czasie potężnego klimatycznego kryzysu, zawirowań społecznych i niepokoju, wstać o świcie, naładować broń i zabijać bezbronne, przeganiane zewsząd zwierzęta. 

pisze we wstępie Samouczka Olga Tokarczuk. Ja myślę, że najwyższy czas po prostu zabronić tego mordowania, a kompleksy myśliwych w ogóle mnie nie obchodzą. 

 

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny temat: polowania
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 256
Moja ocena: 5/6
 
Zenon Kruczyński, Ilustrowany samouczek antymyśliwski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2021

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później