Drzewo migdałowe
Po literaturę z akcją
umiejscowioną na Bliskim Wschodzie sięgam rzadko. Konflikt izraelsko-palestyński
jest dla większości mieszkańców Zachodu niezrozumiały i trwa już tak długo, że niestety
stał się czymś w rodzaju elementu lokalnego kolorytu, którym nikt już nie
przejmuje. Książka Michelle Cohen Corasanti niewątpliwie przybliża ten problem.
Jej bohaterem jest palestyński chłopiec - a potem mężczyzna - Ahmed, który w
wyniku przesiedleń/pozyskiwania ziemi przez nowe państwo Izrael traci swój dom
i staje się uchodźcą na ojczystej ziemi. On i jego bliscy przechodzą gehennę,
a kiedy ojciec 12-letniego Ahmeda trafia do więzienia, to na chłopaka spada
ciężar utrzymania licznej rodziny. Co ciekawe Ahmed jest wybitnie uzdolniony i
- nawet pomimo bardzo trudnych warunków życiowych - udaje mu się wybić.
Matematyczny talent otwiera mu drzwi na uniwersytet i pozwala na wyrwanie z
rodzinnej wioski i piekła, jakie zgotowali Palestyńczykom Żydzi.
Bardzo trudny temat. Drzewo migdałowe
dobitnie ukazuje jak rodzi się nienawiść i rosną kolejne pokolenia wrogów. Jak wybucha
terroryzm. Wszystko dlatego, że ludzie nie potrafią korzystać z tysiącletnich
doświadczeń i pokojowo współistnieć. Przecież Żydzi i Arabowie na Bliskim
Wschodzie przez setki lat żyli obok siebie, współpracowali ze sobą i nie byli
dla siebie zagrożeniem. Wszystko zmieniło się po II wojnie światowej, kiedy
postanowiono utworzyć państwo Izrael. A Żydzi, jak się okazało, niewiele
wynieśli z tragedii Holokaustu, sami traktując Bogu ducha winnych Arabów jak
podludzi. Albo może właśnie wynieśli: z ofiar stali się agresorami. Drzewo migdałowe ma wymowę wybitnie antyizraelską: Palestyńczycy są
tu ofiarami takiej, a nie innej polityki, zwykłymi ludźmi, pragnącymi tylko żyć
w pokoju na swojej ziemi, a nie terrorystami, za jakich ma ich świat.
Drzewo migdałowe zostało
okrzyknięte bestsellerem, na książkę sypią się pochwały i zachwyty. Ja patrzę na to trochę bardziej krytycznie. Powieść ta przywodzi
mi na myśl przypadek Poradnika pozytywnego myślenia, który negatywnie mnie
zaskoczył, jeśli chodzi o głębię i sposób przekazania treści. W Drzewie migdałowym jest z tym lepiej, lecz ta książka (wraz z jeszcze kilkoma innymi), być może
wskazuje, że współcześni czytelnicy mają trudności w przyswajaniu bardziej skomplikowanego
przekazu i mają zapotrzebowanie na - brzydko mówiąc - łopatologię... Drzewo napisane jest bowiem
techniką wizualną, dosyć prostym, oszczędnym językiem; jak dla mnie zbyt prostym. Momentami bardziej
przypomina ono reportaż, niż beletrystykę, ale jeszcze silniejszym skojarzeniem, jakie miałam przy
lekturze powieści Corastani była przypowieść, okrutna baśń. Na
bohatera, jak na Hioba spadają kolejne nieszczęścia, lecz na koniec dzięki
swojemu hartowi ducha, mądrości i ciężkiej pracy potrafi on się z nich
podźwignąć i zatriumfować. Może rzeczywiście, by pokazać cierpienie,
jakie człowiek zgotował innemu człowiekowi, taka maniera jest najlepsza, nie
potrzeba żadnych ozdobników. Niestety cierpi na tym zamysł fabularny - akcja Drzewa
migdałowego jest rwana, zwłaszcza w pierwszej części książki autorka nie ma
właściwie żadnej historii do opowiedzenia poza pokazaniem niedoli Palestyńczyków. Przypomina to slajdy prezentujące kolejne sceny przemocy, biedy, głodu, ciężkiej pracy i zmagania się z okupantami, odbierającymi im ziemię. Autorka zadaje czytelnikowi kolejne ciosy, jak maczetą. Wstrząsające, ale - miałam wrażenie - obliczone na to, by wywołać właśnie ów wstrząs. W końcu walka Palestyńczyków o własną ojczyznę zamienia się w epatowanie męczennictwem, jak w scenie, gdy Ahmad przyjeżdża do Gazy... Przytłoczyło mnie to, czułam przeciążenie. W miarę czytania odnosiłam coraz silniejsze wrażenie obcowania ze - szczytną co prawda - ale natrętną ideologią. Jednocześnie brak w tej powieści tła
historycznego, więc czytelnik jest zdany na swoją wiedzę o konflikcie
bliskowschodnim.
Postacie w książce są mało wyraziste, w zasadzie są jedynie imionami na papierze, w czym również uwidacznia się podobieństwo tej powieści do baśni. Sam Ahmad jest równie bajkowo idealny (irytująco idealny z biegiem czasu), zbyt jednowymiarowy. Jest niczym święty: rozumiejący i wybaczający, zawsze robi to, co należy, a pod jego wpływem wrogo do niego nastawieni Żydzi zmieniają się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A jakie jest prawdopodobieństwo tego, że chłopiec z minimalnym wykształceniem, z jakiejś palestyńskiej wioski zrobi naukową karierę?
Postacie w książce są mało wyraziste, w zasadzie są jedynie imionami na papierze, w czym również uwidacznia się podobieństwo tej powieści do baśni. Sam Ahmad jest równie bajkowo idealny (irytująco idealny z biegiem czasu), zbyt jednowymiarowy. Jest niczym święty: rozumiejący i wybaczający, zawsze robi to, co należy, a pod jego wpływem wrogo do niego nastawieni Żydzi zmieniają się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A jakie jest prawdopodobieństwo tego, że chłopiec z minimalnym wykształceniem, z jakiejś palestyńskiej wioski zrobi naukową karierę?
Na pewno czytając tę powieść
wypada dziękować, że urodziliśmy się w kraju o względnie stabilnej (obecnie)
sytuacji politycznej, żyjemy spokojnie i możemy swoim dzieciom zapewnić dach
nad głową i edukację. Że nie żyjemy w opresyjnej kulturze, każącej rodzicom aranżować małżeństwa swoich dzieci, nawet kiedy te mieszkają na drugim końcu świata. To jest również forma przemocy, tylko że dokonywanej w majestacie tradycji. Drzewo migdałowe dowodzi, że postęp leży we współpracy, a nie w wojnie, w edukacji, a nie w ciemnocie, w jakiej niestety tkwi jeszcze spora część ludzkości, stając się wylęgarnią ekstremistów i terrorystów. Tyle, że jak dla mnie przekaz ten jest oczywistą oczywistością.
Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: Ahmed Hamid
Miejsce akcji: Palestyna
Czas akcji: XX wiek
Cytat:
Moja ocena: 4,5/6
Moja ocena: 4,5/6
Michelle Cohen Corasanti, Drzewo migdałowe, Wyd. Sine Qua Non, 2014
Książka przeczytana w ramach wyzwania Grunt to okładka
Byłam i chyba wciąż jestem, napalona na tę książkę, ale powiem, że oblałaś mój entuzjazm wiadrem zimnej wody. Do tej pory czytałąm hiper, super entuzjastyczne recenzje, a Ty zarzuciłaś tej książce to, co zawsze mi przeszkadza...
OdpowiedzUsuńPodejrzewam siebie o nadmierny krytycyzm...
UsuńNie sądzę. Trochę już Cię znam :)
UsuńMam te ksiazke i teraz nie wiem, czy ja przeczytam, haha. Konflikt izraelsko-palestynski ma cala game odcieni i takie lopatologiczne wylozenie propagandy jednej strony jest zdecydowanie odstraszajace.
OdpowiedzUsuńMyślałam, że książka będzie miała jakieś tło historyczne, wyjaśniające konflikt palestyńsko-izraelski. Sama czytam autorów z obu krajów, żeby wyrobić sobie jakieś zdanie na ten temat. W "Drzewie migdałowym" przekaz rzeczywiście wydaje się być tak oczywisty, że aż rażący (przynajmniej tak wynika z recenzji), ale może ma trafić do młodszych odbiorców? W każdym razie ciekawym palestyńskim pisarzem jest Raja Shehadeh.
OdpowiedzUsuńNa temat tej powieści czyta się dużo pozytywnych recenzji, opinii, ale została też skrytykowana przez palestyńską pisarkę Susan Abulhawa. Zarzuciła ona autorce nieznajomość palestyńskich realiów, a także postawiła tezę, że powieść fałszuje obraz walki.
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji okazuje się, że historia jest jedynie "papierową" opowiastką.
Zastanowię się jeszcze czy ją przeczytać, raczej sięgnę po "Chłopca z latawcem" Khaleda Hosseini, który był inspiracją dla Michelle Cohen Corasanti.
Słyszałam o tych zarzutach, ale wydają mi się absurdalne, bo powieść ma wymowę wybitnie propalestyńską, a antyizraelską, więc nie wiem o co chodzi pani Abulhawa
UsuńNa pewno oto, że pisarka jest Żydówką, to chyba główny zarzut... Dalej udowadnia pisarce brak znajomości tradycji panujących w Palestynie i tego co tam się dzieje.
UsuńTrudno powiedzieć o co chodzi w tej sprawie, bo może to być sposób na zdobycie rozgłosu powieści - "Drzewo migdałowe". A może zarzuty są trafne?
Niemniej jednak wstrzymam się z zakupem tej książki.