Krawcowa z Madrytu

Książka, która zebrała tyle dobrych recenzji, a ja nie mogłam przez nią przebrnąć. Męczyłam się i męczyłam, przeczytałam w międzyczasie kilka innych pozycji, m.in. grubaśną biografię Agassiego. Krawcowa wciągnęła mnie dopiero w drugiej połowie, ale bliżej końca. Trudno mi zrozumieć w czym rzecz, bo lubię powieści historyczne, wydarzenia o jakich pisze Duenas są ciekawe, książka napisana jest potoczystym językiem, a losy głównej bohaterki są burzliwe. Jednak Krawcowa z Madrytu setnie mnie znudziła.

Sira, skromna i naiwna dziewczyna z Madrytu, wplątuje się w romans ze starszym od siebie mężczyzną. W przededniu wojny domowej wyjeżdża z nim do Maroka, gdzie kochanek ją porzuca, zostawiając bez niczego, a w dodatku z długami. Nie mogąc wrócić do Hiszpanii, Sira stopniowo odbudowuje swoje życie w Maroku, otwiera własną pracownię krawiecką oraz poznaje ustosunkowanych przyjaciół. Po wybuchu II wojny światowej zostaje zwerbowana do brytyjskiego wywiadu... Wszystko to jest materiał na bardzo dobrą, soczystą powieść: jest wojna, jest miłość (w tle), są wyższe sfery i polityka. Powieść jest napisana z rozmachem, wydaje się, że autorce bardzo łatwo przychodzi strząsanie kolejnych zdań z pióra – i to właśnie jest problem. Krawcowa liczy sobie 600 stron nie dlatego, że tak wiele się w niej dzieje, ale dlatego, że jej treść jest niemiłosiernie rozwleczona. Każde zdarzenie, spotkanie, rozmowa obudowane jest drobiazgowym opisem, a do tego okraszone wewnętrznym monologiem bohaterki, przeżywającej iście hamletowskie rozterki. Historia ciężkich przejść Siry zostaje opowiedziana w książce kilkakrotnie – to samo, ale nie tak samo, co nie zmienia faktu, że czytelnik czyta o czymś, co doskonale już wie. Denerwowało mnie, że po przeczytaniu kilku stron stwierdzałam, że akcja tkwi dalej w tym samym miejscu, że wszystko się tak ślimaczy. Nawet sceny akcji gubią całe napięcie i dynamikę w szczegółach, jak np. wtedy kiedy Sira przemyca broń, a autorka przez kilka stron opisuje, jak dziewczyna błądzi po zaułkach Tetuanu. 

Perypetie Siry pozostawiały mnie kompletnie obojętną. Ta dziewczyna jest zupełnie bezpłciowa, brak jej osobowości. Przez całą książkę to ona jest narratorką, opowiada nam o swoich rozterkach, siedzimy w jej głowie, a jedyne, co potrafię o niej powiedzieć to to, że jest zimna jak ryba (jak Angielka chciałoby się rzec, nie jak Hiszpanka) oraz że posłusznie wypełnia polecenia. Po prostu cyborg. Co więcej, jej życie nie zmienia się za sprawą działań, które ona sama przedsięwzięła, ale za sprawą różnych ludzi, którzy popychają ją do działania, wbrew jej asekuranctwu. Ma to szczęście, że ciągle spotyka ludzi jej życzliwych, którzy jej pomagają i mówią jej, co ma robić, ale ona sama jest bezwolna, porywa ją wir historii oraz cudzych ambicji. Sira nie ma też poglądów politycznych – z jej rozważań wynika raczej, że uważa, że wojna jej nie dotyczy. To, że stanęła po „właściwej” stronie to kwestia przypadku, spotkania odpowiednich ludzi. Gdyby jej przyjaciółmi byli naziści, równie dobrze mogłaby współpracować z nimi.

Na domiar złego obszerne fragmenty Krawcowej z Madrytu dotyczą rozgrywek politycznych i mają one bardziej charakter podręcznika historii, niż powieści. A ja, jeśli czegoś nie trawię to właśnie polityki – gubię się w zawiłościach dyplomatycznych, kto jest kim, z kim aktualnie się bije, a z kim jest w sojuszu. Nudzi mnie to niepomiernie.

Należy oddać Duenas znajomość faktów historycznych dotyczących rządów Franco i jego popleczników. Postacie ze świecznika, które spotykamy w powieści są postaciami autentycznymi. Autorka starała się też realistycznie oddać klimat tamtych lat i miejsc, w których przebywa bohaterka. Niestety jej sposób opisu sprowadzał się do prostego wymieniania różnych rzeczy – im więcej tym lepiej - kojarzących się z daną sytuacją. 

Krawcowa z Madrytu to rozczarowanie. Zamiast dynamicznej powieści historycznej z wątkiem sensacyjnym (jaką chyba miała być) otrzymujemy rozwlekłe i momentami egzaltowane czytadło. Autorce chyba brakło umiejętności odróżnienia tego, co w treści istotne od tego, co zbędne. Sama czasem nie umiem się streszczać i teraz widzę, jakie to denerwujące, kiedy ktoś używa w tekście ZBYT WIELU SŁÓW. To, co zapamiętam z lektury to głównie rozważania bohaterki, użalającej się nad sobą - zmienia się ona z naiwnej krawcowej w niezależną i silną kobietę tylko pozornie. Można przeczytać w długie zimowe wieczory, ale nie jest to żadna rewelacja. 

Moja ocena: 3,5/6

Maria Duenas, Krawcowa z Madrytu, Wyd. Świat Książki, 2011

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później