Open. Autobiografia tenisisty
Pierwsze zaskoczenie: ta książka to
niezła cegła, potężne tomiszcze, będę ją długo czytać (połknęłam w dwa
dni). Drugie zaskoczenie: Agassi napisał to sam? (jak się okazuje pod
koniec książki jednak nie) - bo to kawał dobrej literatury. Trzecie
zaskoczenie: jeden z najsławniejszych tenisistów świata nienawidzi
tenisa. 3:0. Z okładki hipnotyzują mnie orzechowe oczy Agassiego.
Biografia Andre Agassiego to świadectwo dorastania i poszukiwania własnej tożsamości. Dominującym uczuciem, przy czytaniu Open
jest współczucie. Agassi to nie jest gość, któremu trzeba zazdrościć. Przez
całe życie męczył się, robiąc coś, czego nie znosił, żyjąc życiem,
którego wcale sobie nie wybrał. Podobnie jak wielu innych sportowców
został wytresowany przez ojca, który na dzieci przeniósł własne ambicje.
Nikt mnie nigdy nie pytał, czy chcę grać w tenisa, nie mówiąc już o tym, żeby zrobić z niego sposób na życie. W rzeczywistości mama uważała, że zostanę księdzem. Powiedziała mi jednak, że ojciec na długo przed moim urodzeniem zdecydował, że będę zawodowym tenisistą.
Na korcie pot i ból. A także ciągłe
porażki – ta autobiografia to właściwie kronika porażek. Mimo że Agassi
wygrał osiem turniejów wielkoszlemowych, swoim zwycięstwom nie poświęca
tyle miejsca, ile przegranym. Jego kariera potwierdza maksymę „od sportu
do kalectwa”. Wygrane Agassiego okupione były morderczą pracą, a przede
wszystkim walką z samym sobą, ze swoim umysłem i chęcią poddania się.
Przekleństwo człowieka myślącego i wrażliwego. Zdecydowanie nie
zazdroszczę tenisiście tego ciągłego szarpania się z samym sobą.
Kompleksy, do których się przyznaje jednak mnie nie dziwią po tym, co
przeczytałam o jego dzieciństwie i relacjach z ojcem. Dziwią natomiast
zdecydowanie, kiedy pomyśli się, że mowa jest o jednym z największych
tenisistów ery open.
Myślę, że ludzie nie rozumieją bólu porażki w finale. Człowiek trenuje, podróżuje i cały czas stara się być gotów na wszystko. Wygrywa w jednym tygodniu cztery mecze z rzędu (...). A potem przegrywa finał i o nie jego nazwisko odczytują przy wręczaniu nagrody, to nie jego nazwisko zostaje zapisane w annałach tenisa. Okazuje się słabszy tylko raz, ale i tak jest przegranym.
Stosunek Agassiego do tenisa można
określić mianem toksycznej relacji. Zaszczepiony tenisem od dziecka, nie
mógł się od niego uwolnić. Choć go nienawidził, to jednocześnie był to
jedyny znany mu sposób na życie i zarabianie. Grał - na przekór sobie,
swoim wynikom, swojemu organizmowi – a jego kariera trwała rekordowo
długo. Jak można osiągnąć taki sukces w dziedzinie, której się nie lubi?
Trudno to zrozumieć. Moja logika mówi, że to niemożliwe – wcześniej czy
później człowiek odrzuca coś takiego, jak ciało obce.
Kłopot z tenisem polega na tym, że jest
to bardzo samotna dyscyplina sportu. Podobno Zlatan Ibrahimovic, o
którym czytałam niedawno, gdyby nie grał w piłkę, to chciałby grać w
tenisa – Zlatan jest bowiem niepokornym indywidualistą. Agassi pisze, że
on wolałby grać w piłkę nożną, a nie w tenisa! Co za paradoks.
Gdybym tylko mógł grać w piłkę nożną, zamiast tenisa. Nie lubię sportu, ale jeśli już muszę go uprawiać, by zadowolić mojego tatę, to o wiele bardziej wolałbym grać w piłkę nożną. W szkole zaczynam grać trzy razy w tygodniu, uwielbiam biegać za piłką z wiatrem we włosach i wołać, żeby ktoś mi podał, wiedząc, że świat się nie skończy, jeśli nie strzelę gola. Los mego ojca, mojej rodziny i planety Ziemi nie spoczywa mi na ramionach jak brzemię. Jeśli nie wygramy będzie to wina całej drużyny i nikt nie będzie mi krzyczał do ucha. Stwierdzam, że gry zespołowe to jest to.
W opowieści o swoim sportowym życiu
Agassi jest do bólu szczery: pisze o swoim autorytarnym ojcu,
młodzieńczych wybrykach, popełnionych błędach. Ujawnia kłamstwo w
sprawie wykrycia w jego krwi amfetaminy, co wzbudziło poruszenie w
tenisowym światku, choć ta „afera” nie wydaje się jakoś szczególnie
bulwersująca. To wcale jednak nie znaczy, że w książce znajdziemy
jakieś skandale czy sensacje, którymi tak kuszą zazwyczaj wydawnictwa. Open
zapewne jest dla niektórych tak szokująca, bo tenisista w swoich
własnych oczach jest zupełnie inny, niż jego medialny wizerunek. Mówi:
wcale nie jestem taki, za jakiego mnie braliście. Nigdy nie byłem punkiem, nie wspominając już o monolicie.
Ten, który zasłynął z ekscentrycznego wyglądu, starał się raczej ukryć,
a nie zwracać na siebie uwagę. Nie jest niezwyciężony. Jest ludzki z
tym swoim rozdarciem i dążeniem do perfekcjonizmu. Sporo miejsca zajmują
w tej autobiografii bliscy, przyjaciele, a także rywale Agassiego, z
tych ostatnich w szczególności Pete Sampras. W centrum opowieści jednak
zawsze jest Andre, odsłaniane jest jego życie, a nie innych. Wydaje się,
że dla sportowca uspokojenie, pogodzenie się ze swoim życiem przyszło
wraz z miłością do Steffi Graf oraz z zakończeniem kariery! Teraz może
zasłużenie cieszyć się działalnością charytatywną i życiem rodzinnym.
Agassi imponuje fotograficzną pamięcią.
Zwłaszcza meczów, które opisuje z wieloma szczegółami. Dla mnie to minus
książki, bo tenisowe słownictwo nie przekładało się w mojej głowie na
obraz. To już wolę opisy akcji piłkarskich. Poza tym jednak książka
zachwyca reporterskim stylem – napisana w pierwszej osobie, w czasie
teraźniejszym, mamy wrażenie, jakbyśmy siedzieli w głowie Agassiego. To
zasługa pisarza J. R. Moehringera, który to tak naprawdę zredagował
wspomnienia tenisisty.
Byłam pod wrażeniem biografii Agassiego jeszcze długo po skończeniu książki. Warto ją przeczytać nie tylko aby poznać sportowca, ale i aby zdać sobie sprawę z tego, że i sławni i bogaci nie mają wcale życia usłanego różami, że na sukces trzeba ciężko się napracować, a przede wszystkim uwierzyć w siebie.
Byłam pod wrażeniem biografii Agassiego jeszcze długo po skończeniu książki. Warto ją przeczytać nie tylko aby poznać sportowca, ale i aby zdać sobie sprawę z tego, że i sławni i bogaci nie mają wcale życia usłanego różami, że na sukces trzeba ciężko się napracować, a przede wszystkim uwierzyć w siebie.
Przypominam sobie, jak wąski jest margines błędu na korcie tenisowym, jak niewielka przestrzeń dzieli wielkość od przeciętności, sławę od anonimowości, szczęście od rozpaczy.
Tenis to elegancki sport dla bogatych i
szybki sposób na zarobienie fury pieniędzy? Tak zapewne myślą rodzice,
zaganiający swoje dzieci na kort. Agassi i Steffi Graf obiecali sobie,
że żadne z ich dzieci nie będzie grało w tenisa.
Moja ocena: 5,5/6
Andre Agassi, Open. Autobiografia tenisisty, Wyd. Bukowy Las, 2011
Komentarze
Prześlij komentarz