Upał
Upał
Marcina Ciszewskiego to ciekawa powieść sensacyjna, po którą sięgnęłam,
bo jest bardzo na czasie. Są Mistrzostwa Europy? Są. Jest upał? Jest.
Są tłumy kibiców? Są. Jest ćwierćfinał Polska-Niemcy? No, tu pisarz
okazał się zbytnim optymistą, choć nie odróżnia go to od rzeszy Polaków,
którzy uwierzyli, że to możliwe. A w to wszystko wkraczają pakistańscy
terroryści i nie tylko.
Akcja
powieści jest wartka, czasu mało, a atmosfera się zagęszcza w miarę
przybliżania się D-Day. Pochwalić należy pisarza za bardzo realistycznie
odmalowane śledztwo. W akcję zaangażowanych jest mnóstwo służb, których
interesy przy okazji się ścierają i pomiędzy którymi toczą się różne
gierki. Takie śledztwo to nie byle co, bo do tej pory terroryści
(oczywiście islamscy) omijali nasz kraj. Kłopoty rzecz jasna się mnożą,
policjanci wykazują heroizmem, a rozwiązanie całej intrygi zaskakuje...
To książka zapewne pisana „pod” Euro
2012; zadziwia z jaką trafnością autor przewidział niektóre zjawiska:
euforia kibiców, flagi na samochodach, powszechna propaganda sukcesu
organizacyjnego. Na szczęście scenariusz zamachu terrorystycznego na
stadionie okazał się jedynie fikcją literacką. Masowa impreza taka, jak
Euro rzeczywiście wydaje się idealnym celem dla działań
terrorystycznych. Ale tylko pozornie – specjaliści zwracają uwagę, że
terroryści uderzają w zwykłe, powszednie dni, kiedy nikt niczego się nie
spodziewa. Atak podczas mistrzostw, kiedy wiadomo, że wszystkie służby
są postawione w stan najwyższej gotowości, przez co ryzyko i szanse na
udaremnienie zamachu są wielokrotnie większe – jest mało prawdopodobny.
To jak pchanie się w paszczę lwa. Ostatni raz wydarzenie takie miało
miejsce na olimpiadzie w Monachium w 1972 roku.
Niestety Upał
udało mi się dostać tylko w postaci audiobooka, a słuchanie książki to
dla mnie jak połowiczne przeczytanie. Wysłuchanie tego trwało całe
wieki, a barokowy styl Ciszewskiego po prostu mnie irytował, bo nie
pasował mi do sensacyjnej treści. Chyba bardziej do mnie przemawia,
kiedy pisarz opisuje po prostu zachowanie postaci, a nie to, co pisarz
imputuje, że dana postać czuje. Wolę sama sobie to wyobrazić, a nie mieć
wszystko podane jak kawa na ławę. Ciszewski preferuje właśnie taki
styl: pełen przymiotników i kwiecistych porównań. Długie, wielokrotnie
złożone zdania, takie że pod ich koniec zapomina się, o czym była mowa
na początku. Dokładne przeciwieństwo stylu Edwardsona, który jest tak
enigmatyczny, że trudno się połapać o co w ogóle chodzi. U Ciszewskiego
wiadomo aż za dobrze. Opisany jest każdy gest, każdy uśmiech, każda
myśl, nie wspominając o detalach wyglądu. Do tego dochodzą wątki
poboczne. Te meandry, w jakie zapuszcza się pisarz często skutecznie
odciągają od głównego nurtu wydarzeń. Wolałabym więcej akcji, a mniej
przemyśliwań, wrażeń, dygresji, odczuć i myśli oraz politycznych
przepychanek, jakie dzieją się w kuluarach śledztwa. Mówiąc prościej:
wolałabym, żeby Ciszewski się streszczał. Nie bez kozery wspominam o
Edwardsonie, bo Jakub Tyszkiewicz jakoś dziwnie kojarzy mi się z Erikiem
Winterem. Młody, rzutki inspektor, któremu zostaje powierzone
dowodzenie tym całym bałaganem...
Jestem pewna, że gdybym miała książkę,
uporanie się z tekstem poszłoby mi bardzo szybko i być może potrafiłabym
bardziej docenić warstwę fabularną powieści. Upał może się
podobać, bo to dobra sensacja, choć podejrzewam, że kiedy nasze Euro
przejdzie do historii, jej temat przestanie być tak nośny...
Moja ocena: 4,5/6
Marcin Ciszewski, Upał, Wyd. Znak, 2012
Komentarze
Prześlij komentarz