Nasze sprawy
Kiedyś czytałam dużo takich książek. O
singielkach, które rozpaczliwie szukają faceta, dziewczynach ze złamanym
sercem, mężatkach, które usiłują pogodzić macierzyństwo z pracą,
mężatkach, które właśnie przestają być mężatkami, bo zdradził je mąż…
Typowe kobiece problemy – nasze sprawy właśnie - które nie wiadomo
dlaczego, zawarte na kartach książki wydają się „taakie zabawne”. Czasem
rzeczywiście było zabawnie, ale tylko dlatego, że bohaterki wykazywały
się godną podziwu autoironią i oczywiście każda z nich miała w zanadrzu
najlepszą przyjaciółkę, która w porę sprowadzała je na ziemię. W każdym
razie odzwyczaiłam się już od czytania tego typu literatury, uważając ją
trochę za stratę czasu, podobnie jak zaprzestałam czytania damskich
pism, w których wszystko jest piękne, kolorowe, ugładzone i mało
przystające do moich własnych problemów.
Na powieść Nasze sprawy (w oryginale The reading group)
skusiłam się dlatego, że – zgodnie z opisem – jej bohaterki tworzą klub
czytelniczy, gdzie dzielą się swoimi refleksjami na temat przeczytanych
lektur. To było coś nowego, coś dla moli książkowych, byłam ciekawa
jakie książki zostaną omówione i w jaki sposób. Bohaterkami tej
powieści, jest kilka kobiet, w różnym wieku, o różnej sytuacji życiowej.
Borykają się z typowymi życiowymi problemami: wychowanie dzieci,
niewierny mąż, niechciana ciąża, choroby i wypadki. Niestety problemy te
tak je absorbują, że na czytanie książek pozostaje niewiele czasu, stąd
spotkania klubu czytelniczego i analiza lektur jest raczej symboliczna i
dosyć chaotyczna. Ten pomysł więc raczej nie wypalił i po
kilkudziesięciu stronach książkę odłożyłam, z poczuciem, że jej czytanie
raczej nic nie wniesie do mojego życia. Myliły mi się też opisywane
postaci: kto jest czyją przyjaciółką, mężem, dzieckiem, kochankiem… Ale
po kilku dniach do książki wróciłam – ujęła mnie w niej chyba spora doza
autentyzmu opisywanych sytuacji, ale i ciepła, jakim emanuje fabuła. To
jest rzeczywiście bardzo kobieca książka. Dla bohaterek Naszych spraw
liczy się najbardziej rodzina, dzieci, przyjaźń, spokojne życie,
poświęcenie dla dzieci – raz jeszcze. Mężczyźni są wyraźnie na drugim
tle, pada nawet w którymś momencie stwierdzenie, że kobiety najczęściej
mają problemy w życiu z powodu mężczyzn. I kontra: z powodu mężczyzn,
czy z powodu samych siebie? Tego, że są zbyt podporządkowane, zbyt
zapatrzone w swojego faceta, że nie potrafią wziąć życia w swoje ręce,
zadbać również o siebie, nie tylko swoje dzieci… albo nie potrafią
docenić tego, co mają. Dla mnie w powieści opisano sytuacje, kiedy
„miłość nie wystarcza” – wbrew temu, co wmawiają nam media – i to
właśnie daje pole do własnych przemyśleń. Znamienne, że w tym „lepszym
świecie”, gdzie nie ma nędzy, gdzie nie trzeba się martwić o byt i
kwestie egzystencjalne problemem bohaterek powieści nigdy nie jest
praca, bo bohaterki mają męża, który utrzymuje cały dom…
Rodzina, mąż, dzieci, starzejący się
rodzice - te sprawy, wokół których przecież kręci się całe nasze życie -
jakoś nie wydają się w tym świecie specjalnie ważne i dlatego książki,
które o nich opowiadają, zbywa się pogardliwie mianem „babskiej
literatury”. A właściwie dlaczego? Przecież to jest sedno życia. Czy nie
sądzicie, że to też jest przejaw tego, jak kultura, przesiąknięta w
dalszym ciągu męskimi wartościami – odnosi się do kobiet?
Nasze sprawy to fajna lektura:
niezbyt trudna, ale też nie nazbyt kiczowata czy sentymentalna. Można
się przy niej odprężyć, ale też wzruszyć i zastanowić nad własnym
życiem.
Moja ocena: 4/6
Komentarze
Prześlij komentarz