Jak ryba w wodzie

Jak ryba w wodzie Mario Vargas Llosa czuje się chyba w polityce, bowiem jego wspomnienia w dużym stopniu poświęcone są właśnie polityce. Autobiografia pisarza składa się z rozdziałów dwojakiego rodzaju: poświęconych wspomnieniom o charakterze „osobistym” oraz tych, w których Llosa omawia swoją kampanię prezydencką w 1990r. Rozdziały te przeplatają się ze sobą, tworząc de facto dwie równoległe opowieści, jak dwie książki zmontowane w jedną.

Informacja, że Vargas Llosa kandydował kiedyś na stanowisko prezydenta Peru była dla mnie niespodzianką. Dosyć niemiłą niespodzianką były także owe rozdziały, szeroko traktujące o tym etapie życia pisarza. Zasadniczo nie interesuję się polityką, nawet rodzimą, a co dopiero tak odległego i wstrząsanego wewnętrznymi konfliktami państwa, jakim jest Peru. Dlatego też część „polityczną” czytałam pobieżnie, wyławiając te fragmenty, gdzie Llosa kreśli sytuację w Peru, pisze o dręczących ten kraj problemach oraz o własnych poglądach i planach reform. Opuszczałam natomiast zbyt liczne i mało interesujące szczegóły dotyczące zawirowań wewnątrzpartyjnych, przepychanek działaczy, spotkań wyborczych, etc. Niestety im bardziej rozkręca się książka, tym polityka zajmuje w niej więcej miejsca, nawet w rozdziałach „osobistych” – ponieważ Llosa angażował się w politykę już od wczesnej młodości. Widać, że jest to temat mu bliski, pisze o tym żarliwie, w szczególności o zmianach, jakie planował przeprowadzić, gdyby został wybrany prezydentem. W tym zaangażowaniu Lhosy czuć pewne rozgoryczenie i frustrację – wyborcy wybrali człowieka znikąd (coś na zasadzie naszego Stana Tymińskiego), który w szybkim tempie rozmontował kruchą peruwiańską demokrację. Llosa mimo wszystko jest tu w dość wygodnej sytuacji – łatwo jest krytykować, wiedząc że proponowany przez niego program reform jest wobec porażki nieweryfikowalny.  Zresztą pisarz sam konkluduje, że do polityki nie garną się ideowcy, że głównie polega ona na kombinowaniu i spiskowaniu, a koniec końców chodzi tylko o zdobycie władzy, a nie o dobro kraju. Jak widać – wszędzie jest tak samo.

Zasadniczo autobiografia Llosy nie ma charakteru zbyt osobistego. Pisarz wspomina o swoim dzieciństwie, trudnych relacjach z ojcem, szkole wojskowej, pierwszych zajęciach i nauce na uniwersytecie. Już wtedy Llosa interesował się polityką, biorąc udział w młodzieżówkach komunistycznych. Jednak w książce opisany został jedynie wczesny okres życia autora, do momentu jego wyjazdu do Europy. Zatem wspomnienia te nie obejmują dorosłego życia, nie dowiadujemy się z nich nic na temat chociażby kariery literackiej, ponieważ ta rozpoczęła się po wyjeździe Llosy z Peru. Niewiele jest w tej autobiografii introspekcji, która pozwoliłaby się dowiedzieć co czuł młody Llosa, o czym marzył, jak postrzegał sam siebie. Zamiast pisać o sobie zresztą, pisarz chyba woli opisywać innych, mnóstwo jest tu dygresji na temat ludzi, z którymi się Llosa zetknął: kolegów, przyjaciół, współpracowników, wykładowców, innych pisarzy, adwersarzy politycznych. Nazwisk nic mi nie mówiących i mylących się, po którymś tam przytoczonym nie wiadomo w jakim celu życiorysie. Wszystko to sprawiło, że czytanie wspomnień Llosy było niezbyt zajmujące, a rozdziały polityczne trudno było po prostu przebrnąć. Trudno uwierzyć, że napisał to poczytny pisarz, bo momentami czułam się, jakbym czytała bardzo nudny podręcznik historii współczesnej. A przecież historia wyboru na prezydenta Fujimoriego, który później uciekł z kraju, był poszukiwany listem gończym i ostatecznie został skazany na 25 lat więzienia musi budzić dreszczyk emocji. Być może Llosa miał potrzebę wyrzucenia z siebie swojej frustracji po porażce wyborczej, może książka ta miała być dla niego pewnym katharsis – takie miałam wrażenie. Wszak Jak ryba w wodzie nie jest nową książką - powstała bezpośrednio po owej nieudanej kampanii wyborczej, prawie 20 lat temu. W każdym razie pozycję tę trudno polecać, chyba że tylko najbardziej gorliwym fanom Vargas Llosy.

Moja ocena: 3/6

Mario Vargas Llosa, Jak ryba w wodzie.Autobiografia, Wyd. Znak, 2010

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później