Geografia szczęścia
Każdy
z nas ma pewnie takie miejsce na ziemi, o którym myśli: tu mógłbym być
szczęśliwy. W moim przypadku są to Włochy... Oczywiście szczęście zależy
od wielu różnych czynników, ale okazuje się, że czynniki zewnętrzne
wcale nie są takie nieistotne, jak to usiłują przekonać nas różne
poradniki, twierdzące, że szczęście jest w nas.
Amerykański dziennikarz Eric Weiner, wychodząc z założenia, że miejsce,
w którym się znajdujemy ma istotny wpływ na to, kim jesteśmy, wyrusza w
podróż po świecie w poszukiwaniu właśnie takich miejsc, gdzie ludzie są
szczęśliwi. O dziwo trudno znaleźć między nimi jakiś wspólny mianownik,
bo co może łączyć Bhutan, Katar i Islandię? Nie jest to poziom
zamożności, ani klimat, ani religia, więc co? Na pewno o poziomie
szczęścia nie decydują pieniądze, choć myśli tak wielu ludzi. Wbrew
powszechnemu przekonaniu do szczęścia wcale nie jest konieczne słońce –
kraje skandynawskie należą do najszczęśliwszych, a z kolei mieszkańcy
tropików na nadmiar szczęścia nie narzekają. Zapewne szczęście zależy od
indywidualnych cech ludzi, ale to nadal nie rozwiązuje kwestii dlaczego
w jednych krajach ludzie są szczęśliwsi, niż w innych. Autor spotyka
się z ludźmi i docieka... Każdy z odwiedzonych przez Weinera krajów jest
inny, ma inną kulturę, czy więc jest możliwe odnalezienie jakichś
uniwersalnych cech KULTUROWYCH, decydujących o poziomie szczęścia? Może
należałoby pytać nie tylko CZY jesteś szczęśliwy/a, ale też CO SPRAWIA,
że czujesz się szczęśliwy/a.
Geografia szczęścia,
poza swym socjologicznym aspektem, jest również bardzo ciekawym
przewodnikiem po różnych zakątkach świata, zwłaszcza zaś tych bardziej
egzotycznych, jak wspomniane już Bhutan czy Katar. Relacja z tego
ostatniego zresztą zrobiła na mnie najbardziej piorunujące wrażenie, bo
czyż nie może takowego zrobić informacja, że w Katarze nie płaci się
podatków, opłat za media, że na nową drogę życia każdy dostaje działkę i
kredyt na wybudowanie sobie domu... Cóż, pieniądze szczęścia nie dają,
ale wieczne martwienie się o związanie końca z końcem też nie... Ale w
Katarze i tak pewnie nie byłabym szczęśliwa, będąc kobietą... Z kolei
Bhutan zdumiewa tym, że postanowił oprzeć się ogólnoświatowemu kultowi
pieniądza i wprowadził koncepcję Szczęścia Krajowego Brutto. Krańcowo
różny jest reportaż z Mołdawii, do której autor pojechał, chcąc dla
odmiany „zasmakować” nieszczęścia. Obraz tego kraju, owładniętego
bezradnością, powszechną zawiścią i brakiem zaufania jest rzeczywiście
przygnębiający. Weiner właśnie w tym rozdziale konstatuje jak ważne dla
poczucia szczęścia jest ZAUFANIE, przyjaźń, poczucie wspólnoty
społecznej:
Wniosek numer jeden: „To nie mój problem” nie jest filozofią. To choroba psychiczna. Podobnie jak pesymizm. Problemy innych SĄ naszymi problemami. Jeśli sąsiad zostaje zwolniony z pracy, możemy sądzić, że nam się udało, ale to błędne myślenie. To nieszczęście dotknęło także i nas. Tylko jeszcze nie zdążyliśmy poczuć bólu. Albo też (…) „jakość społeczeństwa jest ważniejsza niż twoje miejsce w tym społeczeństwie”. Innymi słowy lepiej być małą rybką w czystym stawie, niż dużą rybą w skażonym jeziorze.
Obecnie
na czele rankingu najszczęśliwszych krajów świata wg bazy doktora Ruuta
Veenhovena znajduje się Dania, na samym dnie – bodajże Togo. Pewnie się
zastanawiacie gdzie na tej narodowej skali szczęścia plasuje się
Polska. Gdzieś pośrodku, z sześcioma punktami na dziesięć możliwych.
Czyli bardzo przeciętnie, zgodnie z tezą, że do poziomu szczęścia
niekoniecznie przyczynia się zamożność, ale ważniejsza jest mentalność.
Nie pogoń za pieniędzmi, ale dbanie także o dobro ogółu, co przekłada
się na zaufanie, przestrzeganie prawa, tolerancję, uczciwość i czyste
toalety. W Polsce ciągle jest z tym kłopot, odnajduję z naszej
mentalności sporo cech, które przybliżają nas do krajów nieszczęśliwych.
Trochę jak w Indiach: Hindusi mogą troszczyć się o swoją rodzinę i
krąg przyjaciół, ale nie zauważą nikogo poza tym kręgiem. To dlatego w
hinduskich domach jest nieskazitelnie czysto, ale już kilka kroków od
drzwi rośnie wysoka sterta śmieci. Bo jest już poza kręgiem.
Geografia szczęścia
nie jest opracowaniem naukowym, z mnóstwem faktów i danych
statystycznych, ale lekturą bardzo lekką i napisaną z dużą dozą humoru –
i dzięki Bogu, bo właśnie dlatego jest tak interesująca. Ważniejsza
jest w niej ciekawość ludzi, stawianie pytań, niż kategoryzowanie i
głębokie analizy. Mimo tej lekkości i pewnego takiego typowego
amerykańskiego zadziwienia światem, autor potrafi wyciągać zaskakująco
mądre wnioski. Lektura wywołała także u mnie burzę mózgu, kiedy starałam
się znaleźć jakieś reguły, wskazujące w którym kraju żyje się dobrze, a
w którym nie. Myślę, że
wyciągnęłam z niej dla siebie niejedną naukę i to bardziej wartościową
niż z lektury psychologicznych poradników "jak żyć". Przyznaję jednak rację co do tego, że do szczęścia nie przyczynia się nadmiar myślenia!
Moja ocena: 5/6
Komentarze
Prześlij komentarz