Erynie
Erynie to moje pierwsze
zetknięcie się z twórczością Marka Krajewskiego. W zalewie
skandynawskich kryminałów postanowiłam sięgnąć po coś rodzimego
autorstwa, skuszona mroczną aurą otaczającą komisarza Popielskiego. I w
zasadzie się nie zawiodłam. Ten kryminał to rzecz krwista, brudna, a
jednocześnie inteligentna. Przede wszystkim oszołomił mnie język, w
jakim napisana jest powieść: zarówno przedwojenny Lwów, jak i
bohaterowie odmalowani są z niezwykłą dbałością o szczegóły, w tak
wyrazisty sposób, że poszczególne sceny opowieści stawały mi przed
oczami tak, jakbym oglądała film. Autor pamiętał nawet o tym, by jego
postaci posługiwały się gwarą z charakterystycznym wschodnim zaśpiewem –
jak to we Lwowie. To właśnie te detale budują klimat powieści, bardziej
niż sama intryga, która jest w istocie raczej prosta: w brutalny sposób
zostaje zamordowane dziecko i początkowo wszystko wskazuje na to, że
był to mord rytualny. Postać komisarza Popielskiego, prowadzącego
śledztwo, jest drugim, obok Lwowa silnym punktem Eryni. Słynny w
mieście policjant, niczym wampir zakradający się po zmroku, działający
bardziej jak prywatny detektyw, niż jak stróż prawa, ponieważ ma bardzo
duże inklinacje w kierunku samodzielnego wymierzania sprawiedliwości. Te
brutalne – czasem wręcz bezsensownie brutalne – metody działania z
pewnością nie przysparzają komisarzowi sympatii. Tym niemniej jest to
bardzo wyrazista i oryginalna postać.
Śledztwo w Eryniach, cóż, nie
jest zbyt wyrafinowane i zbyt szybko zmierza ku końcowi. Brak tu
zaskoczenia sensu stricte, zaskakujący jest jedynie motyw zbrodni.
Popielski działa trochę po omacku (co każe się zastanowić nad jego
reputacją), w dodatku ciągle jest sprowadzany na manowce, co w
ostatecznym rozrachunku źle skończy się dla niego samego… Sama intryga
mnie nie wciągnęła, wydaje mi się, że poszukiwanie mordercy było tylko
pretekstem, aby scharakteryzować skomplikowaną osobowość Popielskiego oraz pokazać
zaułki Lwowa. Motyw Eryni – bogiń zemsty też nie został tutaj
wykorzystany, bo z naturą zbrodni ma nikłe powiązanie, o tyle, że
komisarz posiadł znajomość filologii klasycznej i sam staje się karzącą
ręką bogini.
Na pochwałę zasługuje wydanie powieści (jak i całej serii) z oryginalną i dopracowaną graficznie okładką.
Moja ocena: 4/6
Marek Krajewski, Erynie, Wyd. Znak, Kraków 2010
Komentarze
Prześlij komentarz