Idź za mną
Książka ta jest kolejną próbą objaśnienia tego tematu, ale Amanda Montell patrzy trochę od innej strony, za punkt wyjścia biorąc język i znacznie rozszerzając pojęcie "sekciarstwa". Język jest naturalnym środowiskiem człowieka, tym, co nie tylko opisuje, ale i kształtuje, a nawet stwarza rzeczywistość. I sekty powstają zawsze też w oparciu o jakiś język, charakterystyczny typ komunikatów, a także o tworzoną przez przywódcę “legendę”. Autorka rozpatruje powyższe kwestie w dosyć szerokim kontekście, próbując najpierw zdefiniować sektę, czy kult i dochodząc do współczesnego znaczenia tych pojęć, które możemy odnosić już nie tylko do klasycznie pojmowanych sekt religijnych (nota bene, każda religia zaczynała od tego, że była sektą…), ale i do różnych ruchów, grup ludzi, skupiających się wokół danej idei, a nawet rzeczy. Dziś może to dotyczyć fanów jakiegoś celebryty, influencera, czy marki, “wyznawców” weganizmu albo jogi, kultowe mogą być nawet perfumy, czy konkretny model buta. Stąd im dalej “w las”, tym autorka odchodzi od narracji o klasycznych sektach, a opisuje właśnie takie zjawiska, jak powyżej. Dobrym przykładem są tu piramidy
finansowe/marketing wielopoziomowy, czemu Montell poświęca cały
rozdział, z wyłuszczeniem jak to działa i jakie ma korzenie.
I choć MLM-owcy mówią dużo bzdur o korporacyjnej Ameryce, a korporacyjna Ameryka uważa MLM za oszustwo, ostatecznie oba modele wywodzą się z tej samej protestanckiej historii kapitalizmu. A toksycznie pozytywna bajka, że nasze społeczeństwo jest prawdziwą merytokracją - że można wspiąć się po drabinie na sam szczyt, jeśli tylko ciężko się pracuje i ma się wiarę - nasyca również retorykę naszej “normalnej” siły roboczej.
Oczywiście książka przedstawia amerykańskie społeczeństwo, w którym te procesy są najbardziej widoczne, ale znacie to przecież doskonale - także w Polsce to się pleni, w mediach społecznościowych najazd tych wszystkich trenerów życia z ich propagandą sukcesu i toksyczną pozytywnością. Pouczających innych, jak zarabiać pieniądze i przekazujących, że jeśli pracujesz na etacie to jesteś frajerem. Panie paradujące w drogich ciuchach, chwalące się wypasionym domem, panowie prężący muskuły i epatujący drogimi samochodami. Promocja materializmu, poglądu, że najważniejsze są w życiu pieniądze i luksusowy styl życia (żadna kobieta nie wybierze sześciopaku zamiast sześciu aut - więc weź się do pracy - mem, w którym jest tyle błędów logicznych, że długo by o tym pisać). Nie ma tu miejsca dla innych, także na empatię dla tych, którym się powodzi gorzej, bo przecież nie każdy ma predyspozycje do bycia przedsiębiorcą (a wręcz, wbrew temu, co się nam wmawia jest to mniejszość ludzi) i nie każdy przedsiębiorca zostaje milionerem.
Amerykanie uwielbiają mitologię, która przekonuje, że ludzie sukcesu zasługują na swój sukces, podczas gdy ludzie zmagający się z trudnościami są po prostu mniej godni.
Bardzo to ciekawe jest, że mimo kultury, która tak bardzo obecnie
zorientowana jest na indywidualizm, tak naprawdę ludzie ciągle
formują jakieś grupy. Wynika to rzecz jasna z tego, że jesteśmy
gatunkiem społecznym, z tego, że mamy potrzebę budowania wspólnoty z
innymi ludźmi i jak widać, żadne technologie nie są w stanie tego
zmienić. Wręcz przeciwnie - im więcej technologii, odgradzających nas od
innych, tym bardziej samotni się czujemy i tym większą mamy potrzebę,
by przyłączyć się do jakiejś wspólnoty. Stąd owych wspólnot coraz
więcej. Paradoks naszych czasów.
Począwszy od 2010 roku, najszybciej rozwijającymi się firmami w Ameryce stały się te, które oferowały nie tylko pożądane produkty i usługi, ale także osobistą przemianę, poczucie przynależności i odpowiedzi na wielkie życiowe pytania, takie jak: kim jestem w tym coraz bardziej wyalienowanym świecie? jak nawiązać kontakt z ludźmi wokół mnie?
Niestety te współczesne trendy ową wspólnotowość wypaczają, wplatając w nią niezdrową rywalizację, zmuszając nas do nieustannego konkurowania z innymi, pokazywania, że jesteśmy lepsi. Kolejne środowisko, które Montell nazywa sekciarskim to ruch fitness/wellness. Ta część także była dla mnie frapująca. Czy fitness to nowa religia?
Studia treningowe stały się do pewnego stopnia sanktuariami. W końcu okazały się jednymi z niewielu materialnych przestrzeni, w których młodzi i religijnie ambiwalentni ludzie mogli odłożyć telefony i tablety, by znaleźć społeczność twarzą w twarz.
W Stanach Zjednoczonych uczy się nas fetyszyzowania samodoskonalenia. Fitness jest szczególnie atrakcyjną jego formą, ponieważ wskazuje na klasyczne amerykańskie wartości, jak produktywność, indywidualizm i zaangażowanie w spełnianie normatywnych standardów piękna. Język sekciarskiego fitnessu (Bądź najlepszą wersja siebie, Zmień ciało, zmień zdanie, zmień życie) pomaga połączyć aspekty religii - oddanie, uległość czy przemianę - ze świeckimi ideałami w rodzaju wytrwałości i atrakcyjności fizycznej.
I myślę, że to bardzo dobrze, że ta książka jest właśnie taka, gdyż o sektach napisano już tony, ale z takim nowoczesnym podejściem jeszcze się nie spotkałam. Widzę jednak, że nie każdemu to przypada do gustu, także z uwagi na specyficzny styl Montell. Lekki, ale trącący protekcjonalizmem oraz nadto wydumanym momentami słownictwem. Czytelnik żądny obiektywizmu może też zarzucić autorce, że za dużo odwołuje się ona do własnych doświadczeń i za dużo tu jej własnych poglądów. Jak lubię taki zaangażowany styl, więc dla mnie to jest ok. Szkoda tylko, że pozycja nie jest obszerniejsza. Książka dała mi jeszcze jeden temat do przemyślenia odnośnie tego, jacy jesteśmy dzisiaj: co nami kieruje, co nas kręci, motywuje, w jakie narracje wierzymy i jak bardzo jesteśmy “umoczeni” niestety w media społecznościowe.
Gatunek: reportaż
Komentarze
Prześlij komentarz