Lekcje stanowią po prostu biografię pewnego mężczyzny, Brytyjczyka, urodzonego tuż po wojnie, opowiedzianą w klasyczny, chronologiczny sposób. Pierwsza część tej powieści mnie znudziła. Czytałam o perypetiach chłopca w szkole z internatem i zastanawiałam się, czemu by miałoby to mnie interesować i czemu mężczyznom wydaje się, że kogokolwiek z dorosłych czytelników interesują tego typu opowieści. Romans chłopca z nauczycielką to zaś mokry sen każdego mężczyzny, meh.
Ciekawiej zrobiło się dopiero dalej. Główny bohater dojrzewa, dowiadujemy się więcej o jego nieudanym małżeństwie, ambicjach zawodowych, itp. Ian McEwan uzupełnia tę biografię o historię życia rodziców Ronalda, a także rodziców jego żony Alissy; w pakiecie dostajemy także przegląd sytuacji politycznej na świecie, wraz z kluczowymi wydarzeniami drugiej połowy XX wieku, takimi jak kryzys kubański (bohater był wtedy małym chłopcem), przez katastrofę w Czarnobylu, zburzenie muru berlińskiego, a potem zjazd nadziei rozbudzonych upadkiem komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej – aż po lata pandemii. Bohater te zdarzenia komentuje, ale jego życie toczy się spokojnie obok nich, gdyż bardziej zaprzątnięty jest własnymi osobistymi problemami (jak każdy z nas).

Roland Baines w gruncie rzeczy jest zupełnie zwyczajnym, przeciętnym facetem, przedstawicielem klasy średniej, wiodącym zwykłe życie, może tylko tyle wyróżniające się, że jest samotnym ojcem. I ma dość luźny tryb życia. Czy jego przemyślenia są jakieś specjalnie błyskotliwe lub odkrywcze? Nie. Czy osiągnął coś wielkiego? Też nie. Jego życie to takie dryfowanie; on nie walczy, tylko pozwala by rzeczy się działy, by decyzje podejmował ktoś inny. Wszystkie kluczowe momenty w życiu protagonisty zaistniały dlatego, że ktoś zrobił coś, lub zadecydował za niego. Przeważnie były to kobiety i tak naprawdę to relacje z nimi definiują Rolanda - mizogin powiedziałby, że biedny Roland został przez kobiety skrzywdzony... I to one są ciekawszymi kreacjami, niż sam Roland. Najbardziej intrygującym wątkiem jest chyba tu wątek romansu z nauczycielką, który – jak się okazuje – nie kończy się tylko na pierwszej części, ale przewija się w pewien sposób aż do samego końca. Można powiedzieć: to zrozumiałe, gdyż te "lekcje" zwichrowały Rolanda, wpłynęły na jego relacje z innymi kobietami. McEwan przedstawia to w odcieniach szarości, nie odnosi się do tego bezpośrednio, może poza jedną sceną (nie wiem czy potrzebną). Ocenę pozostawia czytelnikowi. Mnie cała ta historia wydała mi się bardzo wątpliwa, mało prawdopodobna, chociażby z psychologicznego punktu widzenia – korzyści, jakie dorosła kobieta miałaby mieć z romansu z nastolatkiem. Wyjaśnienie tego niezbyt mnie przekonuje. Drugim ciekawym wątkiem Lekcji jest ten żony bohatera, która porzuciła jego i ich małe dziecko, by zrobić karierę literacką. McEwan odwraca więc klasyczne schematy, w których to kobiety są krzywdzone przez mężczyzn, i to kobiety poświęcają swoje życie i rezygnują z własnych ambicji (tak jak to uczyniła to matka Alissy). Percepcja pisarza – przedstawienie tego w zupełnie inny sposób, niż zazwyczaj wydała mi się najbardziej interesującym aspektem Lekcji

Wreszcie nadchodzi przemijanie, entropia, w kierunku której zmierza każdy z nas, czego uświadomienie sobie kto wie, czy nie jest najtrudniejszym z życiowych kryzysów.  Roland pod koniec życia sam zauważa, że jego zapiski były nudne, niepogłębione, pasywne. Fakt, brakowało mi w tej powieści emocji, gdyż Roland sprawia w zasadzie cały czas takie wrażenie, jakby niewiele go wzruszało, podchodzi do życia z iście angielską flegmą…Nie można mu jednak odmówić jednego: jest przyzwoitym człowiekiem. Do końca pozostaje też człowiekiem prywatnym, nawet kiedy docieramy do końcówki i raczy nas celnymi uwagami dotyczącego współczesnych kryzysów, czyli katastrofy klimatycznej, pandemii i kryzysu demokracji. Roland ocenia to z perspektywy czasu, a komentarze te wydały mi się złowieszcze, kiedy czytając Lekcje obserwowałam, jak Trump wygrywa wybory w USA... I mnie również miło byłoby się dowiedzieć, że mój pesymizm wymknął się spod kontroli. 

Nie mógł nie dostrzegać wokół siebie nowych, paskudnych zjawisk. Całe kraje rządzone były przez gangi elegancko ubranych przestępców, którym chodziło wyłącznie o nabijanie kabzy i którzy utrzymywali się przy władzy dzięki tajnym służbom, przepisywaniu na nowo historii i żarliwemu nacjonalizmowi. Rosja była tylko jednym z nich. Kolejnym mogło być USA w delirium gniewu, obłąkanych teorii spiskowych i białej supremacji. (...) Tym, co spędzało Rolandowi sen z powiek, była kurcząca się wolność słowa, zanikający nieraz na tysiąc lat przywilej.

Wiadomości o topnieniu lodowców Grenlandii, Arktyki i Antarktydy były przygnębiające. Rządy i przemysł mimo całej gadaniny, były nadal w fazie zaprzeczania. Nacjonalistyczni przywódcy żyli w krainie fantazji. Pożary lasów, powodzie, susze, głód i tajfuny - ten rok będzie jeszcze gorszy od poprzedniego, ale lepszy od następnego. Do katastrofy już doszło.
(...)
Świat chwieje się w posadach, rządzony w zbyt wielu miejscach przez bezwstydnych ignorantów, wolność słowa jest w odwrocie, a w publicznej przestrzeni cyfrowej rozbrzmiewają wrzaski majaczących mas. Mnożące się nowe bronie nuklearne kontroluje zawodna sztuczna inteligencja, podczas gdy kluczowe systemy naturalne (...) są rozregulowane albo zanikają.

Ale bohatera to wszystko nieszczególnie obchodzi, może dlatego, że czuje, że to już nie są jego problemy, nie jego walka… W końcu czym jeszcze możemy się przejmować, mając gros życia za sobą? 

Lekcje są więc powieścią nieoczywistą, co zresztą jest typowe dla tego autora – taką, której bohaterów trudno jednoznacznie ocenić. Przywodzą mi pod tym względem na myśl Pokutę - najbardziej znaną powieść McEwana. Na pierwszy rzut oka nie sprawiają wrażenia specjalnie interesujących, a ja w trakcie lektury doświadczałam sinusoidy: były fragmenty, które czytało mi się lepiej i były takie, które mnie nużyły. W pewnym momencie pomyślałam sobie, że trochę za dużo tu tego, taki misz masz, ta powieść jest o wszystkim i o niczym. Ale czy nie tak właśnie wygląda życie każdego z nas? Czy nie jest mozaiką zdarzeń, wzlotów i upadków oraz osób towarzyszących nam na tej drodze?  Czuć w Lekcjach klasę i doświadczenie pisarza, który potrafi snuć tego typu ‘życiowe” i „proste” historie i łączyć sprawnie różne motywy: i życie prywatne bohatera, i jego reakcje na globalne kryzysy, i opowieść o bohaterach drugoplanowych (rodzice, bliscy, przyjaciele) w spójną całość. Od nieciekawego (w moim odbiorze) początku, na koniec wyszło to bardzo dobrze. To na końcu znalazłam najlepsze fragmenty. W tej powieści czytelnik może się przejrzeć, znaleźć odbicie własnych poglądów, obaw, a nawet odpowiedź na własne dylematy - zwłaszcza kiedy jest już dojrzałą osobą. 

Na mocy jakiej logiki, motywacji czy bezradnej kapitulacji przebyliśmy wszyscy w ciągu jednego pokolenia drogę od wybuchu optymizmu po upadku muru berlińskiego do szturmu na amerykański Kapitol? Wydawało mu się, że rok 1989 jest portalem, szeroko otwartą bramą ku przyszłości, przez którą przejdą wszyscy. A to był tylko jeden ze szczytów. Teraz wszędzie, od Jerozolimy po Nowy Meksyk, rosły nowe mury. Tyle nieodrobionych lekcji. Styczniowy atak na Kapitol mógł być tylko przelotnym załamaniem (...) Mógł tez być portalem do nowej Ameryki, a obecna administracja krótkim interregnum, rodzajem Republiki Weimarskiej. (...) Tylko patrząc z perspektywy czasu, mając przed sobą dobrze udokumentowaną historię, można odróżnić szczyty i załamania od portali. 

Też mam takie poczucie, że samo dobrnięcie bez szwanku do ostatniego dnia XXI wieku byłoby triumfem. A czy bohater odzwierciedla nasze odczucia, kiedy przyznaje: 

Kogo obchodziło co nieznany pan Baines sądzi o przyszłości społeczeństwa otwartego i o losie planety? Był bezsilny.

Ostatecznie to, co mi najbardziej zapadło w pamięć, to konkluzja, że Roland czuje się szczęśliwy pomimo wszystkich tych złych wieści, dlatego, że jest otoczony kochającymi ludźmi. To jest najważniejsza "lekcja", remedium na zło - dobre relacje. A dziś tak bardzo o tym zapominamy. 

Czy więc Roland wyciągnął naukę ze swoich lekcji życia? Ostatecznie, jak napisała Wisława Szymborska: 

Nic dwa razy się nie zdarzaI nie zdarzy, z tej przyczynyZrodziliśmy się bez wprawyI pomrzemy bez rutynyChoćbyśmy uczniami byliNajtępszymi w szkole świataNie będziemy repetowaćŻadnej zimy ani lata. 

 
Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: Roland Baines
Miejsce akcji: Wielka Brytania i Niemcy
Czas akcji: druga połowa XX wieku do obecnie
Ilość stron: 573
Moja ocena: 5/6
 
Ian McEwan, Lekcje, Wydawnictwo Albatros, 2024

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później