Homo sapiens. Ludzie są lepsi, niż myślisz
Jeśli jesteś zapalonym czytelnikiem wiadomości łatwo możesz dać się złapać w pułapkę beznadziei. Jaki jest sens recyclingu, płacenia podatków (...) skoro inni uchylają się od swoich obowiązków?Brzmi znajomo? A może komuś na tym zależy, gdyż:
Jeżeli przychodzą ci do głowy takie myśli, pamiętaj, że cynizm jest tylko kolejnym słowem oznaczającym lenistwo. To wymówka, by nie brać na siebie odpowiedzialności.
W pewien dziwny sposób wiara we własną grzeszną naturę jest pocieszająca. Zapewnia swego rodzaju rozgrzeszenie. Bo jeśli większość ludzi jest zła, to zaangażowanie i opór nie są warte wysiłku.
Wiara w grzeszną naturę ludzkości dostarcza również prostego wyjaśnienia na temat istnienia zła. W konfrontacji z nienawiścią lub egoizmem można powiedzieć sobie: “och no cóż, taka jest ludzka natura”. Ale jeśli uwierzysz, że ludzie są z natury dobrzy, musisz zadać sobie pytanie, dlaczego zło w ogóle istnieje. Oznacza to, ze zaangażowanie i opór są warte zachodu i narzucają obowiązek działania.
Nasuwają mi się jeszcze inne pytania. Czemu, skoro większość ludzi jest w porządku, pozwalamy rządzić sobą jakimś psychopatom i tyranom? Tak, wiele razy już udało się nam ich pokonać, ale jakim kosztem i czemu ciągle wracamy do tego punktu? Ludzie nie są przystosowani do wojny? - to czemu na Boga ciągle ze sobą walczymy? Nawet jeśli “zwykli ludzie” nie chcą walczyć, to ktoś te wojny wywołuje i prowadzi. Trudno też w sumie zrozumieć, czemu przyjęliśmy taki przekaz, robiący z nas potworny gatunek, jeśli wcale tacy nie jesteśmy i wszystkim to nam tylko szkodzi. Czemu tak chętnie słuchamy złych wiadomości, a nie dajemy posłuchu dobrym (czego przykładem jest nomen omen mój odbiór tej książki, haha). Czemu stworzyliśmy cywilizację, która wyzwala w nas wszystko to, co najgorsze? Czemu władza tak bardzo demoralizuje? Przecież wielu współczesnych psychologów dowodzi tego, że ludzie są bardziej stworzeni do współpracy, a większe szanse na przetrwanie mają najżyczliwsi, a nie najsilniejsi - tymczasem my robimy wszystko, by siebie antagonizować. Współczesna cywilizacja oparta jest na rywalizacji w duchu win-lose, a nie na współpracy. Pielęgnowanie w sobie poczucia zagrożenia (w tym narodowej martyrologii) prowadzi do
konieczność obrony, przeciwdziałania zagrożeniom, wyprzedzania ataków, ze strony wrogiego otoczenia. Skoro wszyscy są przeciwko nam, to musimy być przygotowani na odparcie przeciwników, nie możemy nikomu zaufać, a jedynie ślepe posłuszeństwo władzy może dać nam pełnię bezpieczeństwa. (...) Tylko silni, zdolni do obrony i samodzielni damy radę pokonać zagrożenia płynące z zewnątrz.- pisze Michał Bilewicz, w książce Traumaland.
Rutger Bregman owszem tłumaczy te rzeczy i całkiem sensownie, ale miałam poczucie, że to jest to dość dość wybiórcza argumentacja i słabo poparta dowodami. Przecież jeśli znajdujemy przykłady na to, że człowiek zachował się w danej
sytuacji dobrze, ale omawiamy to jako wyjątki, no to regułą jest jednak
zło. Z jednej strony autor wyjaśnia, że zostaliśmy poddani indoktrynacji, manipulacji praniu mózgu (to pojęcie w psychologii zostało niedawno zdyskredytowane) - tylko przez kogo? - a z drugiej pisze, że wcale znowu nie jest tak łatwo ludzi nakłonić do przemocy i złego postępowania (każdy kto korzysta z mediów społecznościowych może jednakowoż ten pogląd zakwestionować). Poza tym autor w ogóle nie odnosi się do przemocy wobec kobiet, którą naznaczona jest historia ludzkości, tak jakby przemoc nie miała płci. Niestety tak nie jest i nie można tego ignorować, nagle wrzucając obie płcie do jednego worka z napisem homo sapiens i udając, że obie płcie są tak samo agresywne.
Psychologia społeczna wykazała, że nie ma czegoś takiego jak “dobro” i “zło” tkwiące w naszej naturze jako gatunku. Owszem, mamy pewne cechy, predestynujące nas do pewnych zachowań (jak np. to, że jesteśmy gatunkiem stadnym), ale to, w jakim kierunku to pójdzie jest mocno determinowane przez warunki, środowisko. Jeśli człowiek znajdzie się w środowisku nieprzyjaznym, sprzecznym z jego cechami, preferencjami (zarówno indywidualnymi, jak i gatunkowymi), to będzie cierpieć i prawdopodobnie generować zło. Nie trzeba eksperymentów psychologicznych, by wykazać, że klasyczne więzienia raczej nikogo nie resocjalizują - to wykazał Zimbardo i de facto Bregman również to wykazuje (tyle, że nie tylko w odniesieniu do zła, ale do dobra też), choć przecież na Zimbardo wiesza psy… Problem polega na tym, że te nieprzyjazne warunki wymusza na nas niejednokrotnie cywilizacja - ewolucyjnie jesteśmy przystosowani do działania w małych grupach, gdzie wszyscy się znają, a nie w ogromnych zbiorowiskach, w jakich teraz żyjemy (jest nas za dużo). Naszym domem jest plemię i wioska, a nie miasto, czy naród. Tego typu funkcjonowanie budzi w nas demony typu ksenofobia, rasizm, nacjonalizm - wszystko, co wiąże się ze strachem przed obcymi i innymi od nas. Tak, trudno jest skłonić kogoś do przemocy wobec drugiego człowieka,
jeśli tego człowieka znamy (na co Bregman daje przykłady), natomiast o wiele mniejszy opór przejawiamy wobec osób obcych. Więc obrzucamy innych inwektywami w internecie albo tworzymy broń, dzięki której nie będziemy musieli spojrzeć w twarz temu, kogo zabijamy. Cała ta nasza cywilizacja to takie strzelanie sobie w stopę, raz po raz, a mimo to z uporem maniaka brniemy w to dalej. Także nieustanna presja na pracę nie jest dla nas pozytywna - tu ciekawa diagnoza Bregmana dot. epidemii depresji i innych zaburzeń psychicznych, nękających rozwinięte społeczeństwa. Nie ma w tym w sumie nic odkrywczego: nic dziwnego, że nie mamy ochoty wstawać z łóżka, skoro wiemy, że czeka nas kolejny dzień kieratu typu praca-dzieci-załatwianie codziennych spraw-bycie non stop pod telefonem na żądanie kogokolwiek, a czasu dla siebie, na odpoczynek i przyjemności brak.
Sprowadza się to do tego, że jako jednostki, większość z nas jest dobra, niestety jako społeczności - jesteśmy źli, bo zapominamy, że po drugiej stronie "barykady" jest też zwykły człowiek, taki jak my sami. I mało który ma faktycznie złe intencje. Pozycja napisana jest w bardzo ale to bardzo przystępnym stylu, nie mającym nic wspólnego z naukowymi publikacjami, naprawdę czyta się to świetnie. Być może przez to też cierpi ta książka na wiarygodności. a przecież ma ona bogatą bibliografię, autor także w treści przywołuje prace wielu filozofów, psychologów, socjologów i historyków. Ta książka to zresztą praca interdyscyplinarna, na pograniczu właśnie tych nauk społecznych - podobnie jak książki Harariego.
Mimo wszystko, choć w niektórych kwestiach polemizowałabym z Bregmanem, to w głębi ducha zgadzam się z tezą, że negatywne nastawianie się przeciwko innym niczemu dobremu nie służy. Pokusa do bycia cynikiem jest duża, ale w ten sposób na pewno świat nie stanie się lepszy czy przyjaźniejszy. Zachęcam do przemyślenia argumentacji Bregmana, a może nawet do weryfikowania na własną rękę - 10-ciu zasad jak warto żyć.
Gatunek: popularnonaukowa
Komentarze
Prześlij komentarz