Homo sapiens. Ludzie są lepsi, niż myślisz

Autor stara się dowieść, że w ludzie wcale nie są z natury źli (oraz egoistyczni i interesowni) jak przyzwyczaiły nas o tym myśleć wszystkie instytucje, autorytety, filozofowie, ekonomiści, media, książki, filmy, etc. ect. W oświeceniu nt. ludzkiej natury ścierało się dwóch filozofów, ale przecież to przekonanie jest znacznie starsze, bo bazują na nim wszystkie religie. W dzisiejszym świecie faktycznie jesteśmy przesiąknięci negatywnymi przekazami i straszeni wiadomościami, tak że mamy wrażenie, że zewsząd otacza nas zło, korupcja, przestępczość, tragedie i katastrofy i wszelakie inne problemy. Rutger Bregman mówi temu “NIE” i ja go całkiem dobrze rozumiem (w końcu sama sięgnęłam po tę książkę, zmęczona już tą całą sieczką). Co więcej, pisząc niedawno opinię o powieści Celsjusz, sama napisałam słowa, które idealnie korespondują z tym, co twierdzi Bregman. Bo to jest tak - bombardowani jesteśmy przekazanymi, że otaczają nas psychopaci, że obcym nie można ufać, nikt nie jest bezinteresowny, a jak wierzysz, że inni ludzie są dobrzy, to jesteś beznadziejnym naiwniakiem (lub bohaterem, jeśli udało ci się przekonać o tym rzesze innych ludzi, jak Jezus, czy Mahatma Gandhi) - no tylko, jak się zastanowić, to większość z nas dojdzie do wniosku, że inni są ok i że w gruncie rzeczy nie zna takiej osoby, która była z gruntu zła. Skąd więc czerpiemy to przekonanie? Z telewizji, z internetu (mediów społecznościowych), z filmów, książek… Zgadzam się z autorem, że przyjęcie takiego poglądu na ludzką naturę jest bardzo szkodliwe, bo działa jak samospełniająca się przepowiednia; kreujemy wtedy homo resignatusa - jak to nazwał Artur Domosławski. 

Jeśli jesteś zapalonym czytelnikiem wiadomości łatwo możesz dać się złapać w pułapkę beznadziei. Jaki jest sens recyclingu, płacenia podatków (...) skoro inni uchylają się od swoich obowiązków?
Jeżeli przychodzą ci do głowy takie myśli, pamiętaj, że cynizm jest tylko kolejnym słowem oznaczającym lenistwo. To wymówka, by nie brać na siebie odpowiedzialności.
Brzmi znajomo? A może komuś na tym zależy, gdyż:
W pewien dziwny sposób wiara we własną grzeszną naturę jest pocieszająca. Zapewnia swego rodzaju rozgrzeszenie. Bo jeśli większość ludzi jest zła, to zaangażowanie i opór nie są warte wysiłku.
Wiara w grzeszną naturę ludzkości dostarcza również prostego wyjaśnienia na temat istnienia zła. W konfrontacji z nienawiścią lub egoizmem można powiedzieć sobie: “och no cóż, taka jest ludzka natura”. Ale jeśli uwierzysz, że ludzie są z natury dobrzy, musisz zadać sobie pytanie, dlaczego zło w ogóle istnieje. Oznacza to, ze zaangażowanie i opór są warte zachodu i narzucają obowiązek działania.
Bregman argumentuje, odwołując się m.in. do słynnych psychologicznych eksperymentów, pokazując w innym świetle powszechną wiedzę o rozwoju naszej cywilizacji, czy przytaczając przykłady kiedy ludzie zachowywali się zupełnie inaczej, niż egoistyczne dupki. Tylko, że nawet jeśli ludzie “nie są tacy źli”, a nawet nie są ‘źli z natury”, to nie zmienia to faktu, że od tysiącleci czynimy zło na potęgę - innym ludziom oraz innym gatunkom. Dlaczego? Wina cywilizacji? Ok, ale tę cywilizację samiśmy sobie stworzyli, na własne życzenie. Sam Bregman przyznaje, że w zasadzie od cała od momentu powstania  cywilizacji, większości ludzi żyła w cierpieniu, a lepiej jest w zasadzie dopiero od jakichś 100-200 lat (jeśli jeszcze pominiemy dwie wojny światowe). A co z innymi gatunkami człowieka, które homo sapiens najprawdopodobniej wytępił? To było jeszcze zanim powstała cywilizacja. Można, owszem podważać metodologię eksperymentów psychologicznych (tak, dziś już wiemy, że z tymi słynnymi eksperymentami Zimbardo czy Milgrama nie wszystko wyglądało tak, jak to ci psychologowie podali), ale nie zanegujemy historii ludzkości. Obozów koncentracyjnych, ludobójstw, dyskryminowania kobiet i słabszych, morderstw w biały dzień, takich zjawisk jak niewolnictwo, wyzysk pracowników, a nawet mobbing w pracy, “fala” i innych bezeceństw.  Tak, często wyrządzamy zło wcale nie dlatego, że jesteśmy źli, ale "w dobrej wierze".  Znamy mnóstwo przykładów na tego typu zachowanie, mające źródła w wierze w jakąś ideę (religie, fanatycy, terroryści, zwolennicy QAnonu, rodzice bijący swoje dzieci…). Tylko, że pierwsze to chyba należałoby się pochylić tu nad zdefiniowaniem pojęcia “zło” w takim razie, skoro to, co dla jednego jest złe, dla innego jest dobre…Po drugie, co z tego, jeśli czynimy te rzeczy nawet nie dlatego, że jesteśmy “źli”, tylko wręcz przeciwnie - chcąc “dobrze” i wierząc, że to, co robimy jest “dobre”  - ale skutek jest taki sam: cierpienie innych?

Nasuwają mi się jeszcze inne pytania. Czemu, skoro większość ludzi jest w porządku, pozwalamy rządzić sobą jakimś psychopatom i tyranom? Tak, wiele razy już udało się nam ich pokonać, ale jakim kosztem i czemu ciągle wracamy do tego punktu? Ludzie nie są przystosowani do wojny? - to czemu na Boga ciągle ze sobą walczymy? Nawet jeśli “zwykli ludzie” nie chcą walczyć, to ktoś te wojny wywołuje i prowadzi. Trudno też w sumie zrozumieć, czemu przyjęliśmy taki przekaz, robiący z nas potworny gatunek, jeśli wcale tacy nie jesteśmy i wszystkim to nam tylko szkodzi. Czemu tak chętnie słuchamy złych wiadomości, a nie dajemy posłuchu dobrym (czego przykładem jest nomen omen mój odbiór tej książki, haha). Czemu stworzyliśmy cywilizację, która wyzwala w nas wszystko to, co najgorsze? Czemu władza tak bardzo demoralizuje? Przecież wielu współczesnych psychologów dowodzi tego, że ludzie są bardziej stworzeni do współpracy, a większe szanse na przetrwanie mają najżyczliwsi, a nie najsilniejsi - tymczasem my robimy wszystko, by siebie antagonizować. Współczesna cywilizacja oparta jest na rywalizacji w duchu win-lose, a nie na współpracy. Pielęgnowanie w sobie poczucia zagrożenia (w tym narodowej martyrologii) prowadzi do 

konieczność obrony, przeciwdziałania zagrożeniom, wyprzedzania ataków, ze strony wrogiego otoczenia. Skoro wszyscy są przeciwko nam, to musimy być przygotowani na odparcie przeciwników, nie możemy nikomu zaufać, a jedynie ślepe posłuszeństwo władzy może dać nam pełnię bezpieczeństwa. (...) Tylko silni, zdolni do obrony i samodzielni damy radę pokonać zagrożenia płynące z zewnątrz.
- pisze Michał Bilewicz, w książce Traumaland.

Rutger Bregman owszem tłumaczy te rzeczy i całkiem sensownie, ale miałam poczucie, że to jest to dość dość wybiórcza argumentacja i słabo poparta dowodami. Przecież jeśli znajdujemy przykłady na to, że człowiek zachował się w danej sytuacji dobrze, ale omawiamy to jako wyjątki, no to regułą jest jednak zło. Z jednej strony autor wyjaśnia, że zostaliśmy poddani indoktrynacji, manipulacji praniu mózgu (to pojęcie w psychologii zostało niedawno zdyskredytowane) - tylko przez kogo? - a z drugiej pisze, że wcale znowu nie jest tak łatwo ludzi nakłonić do przemocy i złego postępowania (każdy kto korzysta z mediów społecznościowych może jednakowoż ten pogląd zakwestionować). Poza tym autor w ogóle nie odnosi się do przemocy wobec kobiet, którą naznaczona jest historia ludzkości, tak jakby przemoc nie miała płci. Niestety tak nie jest i nie można tego ignorować, nagle wrzucając obie płcie do jednego worka z napisem homo sapiens i udając, że obie płcie są tak samo agresywne.

Psychologia społeczna wykazała, że nie ma czegoś takiego jak “dobro” i “zło” tkwiące w naszej naturze jako gatunku. Owszem, mamy pewne cechy, predestynujące nas do pewnych zachowań (jak np. to, że jesteśmy gatunkiem stadnym), ale to, w jakim kierunku to pójdzie jest mocno determinowane przez warunki, środowisko. Jeśli człowiek znajdzie się w środowisku nieprzyjaznym, sprzecznym z jego cechami, preferencjami (zarówno indywidualnymi, jak i gatunkowymi), to będzie cierpieć i prawdopodobnie generować zło. Nie trzeba eksperymentów psychologicznych, by wykazać, że klasyczne więzienia raczej nikogo nie resocjalizują - to wykazał Zimbardo i de facto Bregman również to wykazuje (tyle, że nie tylko w odniesieniu do zła, ale do dobra też), choć przecież na Zimbardo wiesza psy… Problem polega na tym, że te nieprzyjazne warunki wymusza na nas niejednokrotnie cywilizacja - ewolucyjnie jesteśmy przystosowani do działania w małych grupach, gdzie wszyscy się znają, a nie w ogromnych zbiorowiskach, w jakich teraz żyjemy (jest nas za dużo). Naszym domem jest plemię i wioska, a nie miasto, czy naród. Tego typu funkcjonowanie budzi w nas demony typu ksenofobia, rasizm, nacjonalizm - wszystko, co wiąże się ze strachem przed obcymi i innymi od nas. Tak, trudno jest skłonić kogoś do przemocy wobec drugiego człowieka, jeśli tego człowieka znamy (na co Bregman daje przykłady), natomiast o wiele mniejszy opór przejawiamy wobec osób obcych. Więc obrzucamy innych inwektywami w internecie albo tworzymy broń, dzięki której nie będziemy musieli spojrzeć w twarz temu, kogo zabijamy. Cała ta nasza cywilizacja to takie strzelanie sobie w stopę, raz po raz, a mimo to z uporem maniaka brniemy w to dalej. Także nieustanna presja na pracę nie jest dla nas pozytywna - tu ciekawa diagnoza Bregmana dot. epidemii depresji i innych zaburzeń psychicznych, nękających rozwinięte społeczeństwa. Nie ma w tym w sumie nic odkrywczego: nic dziwnego, że nie mamy ochoty wstawać z łóżka, skoro wiemy, że czeka nas kolejny dzień kieratu typu praca-dzieci-załatwianie codziennych spraw-bycie non stop pod telefonem na żądanie kogokolwiek, a czasu dla siebie, na odpoczynek i przyjemności brak.

Sprowadza się to do tego, że jako jednostki, większość z nas jest dobra, niestety jako społeczności - jesteśmy źli, bo zapominamy, że po drugiej stronie "barykady" jest też zwykły człowiek, taki jak my sami. I mało który ma faktycznie złe intencje. Pozycja napisana jest w bardzo ale to bardzo przystępnym stylu, nie mającym nic wspólnego z naukowymi publikacjami, naprawdę czyta się to świetnie. Być może przez to też cierpi ta książka na wiarygodności. a przecież ma ona bogatą bibliografię, autor także w treści przywołuje prace wielu filozofów, psychologów, socjologów i historyków. Ta książka to zresztą praca interdyscyplinarna, na pograniczu właśnie tych nauk społecznych - podobnie jak książki Harariego. 

Mimo wszystko, choć w niektórych kwestiach polemizowałabym z Bregmanem, to w głębi ducha zgadzam się z tezą, że negatywne nastawianie się przeciwko innym niczemu dobremu nie służy. Pokusa do bycia cynikiem jest duża, ale w ten sposób na pewno świat nie stanie się lepszy czy przyjaźniejszy. Zachęcam do przemyślenia argumentacji Bregmana, a może nawet do weryfikowania na własną rękę - 10-ciu zasad jak warto żyć.

Metryczka:
Gatunek: popularnonaukowa
Główny temat: psychologia
Miejsce akcji: -
Czas akcji: -
Ilość stron: 472
Moja ocena: 4,5/6
 
Rutger Bregman, Homo sapiens. Ludzie nie lepsi, niż myślisz, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2020




Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później