Miałam wątpliwości, czy ja chcę czytać thriller o zmianach klimatycznych - bałam się, że scenariusz rozsnuty przez Elsberga wystraszy mnie tak jak Blackout, podczas kiedy ja jestem już wystarczająco wystraszona tym, co dzieje się w rzeczywistości. Poza tym czy tak poważny problem - najpoważniejszy w sumie obecnie dla ludzkości - jest dobrze wykorzystywać gwoli rozrywki? Bo dla mnie to nie jest rozrywka i po prostu czuję opór na myśl, że czytelnicy takiego Celsjusza mogą znowu traktować to jako czystą fantazję, a nie przestrogę, przed jak najbardziej realnym problemem, który nas dotyka. Na coś takiego zresztą wskazuje blurb, klasyfikujący tę powieść jako “fantastykę naukową”. Jaka “fantastyka”? Ja bym powiedziała, że thriller, fikcja literacka oparta na faktach, a nie żadna “fantastyka”. Przekonajmy się. 

Akcja Celsjusza rozgrywa się współcześnie, a większość tego, o czym pisze autor jest zgodne z rzeczywistością. Autor odwołuje się do wielu prawdziwych wydarzeń i faktów, tj. pandemii czy szczytów klimatycznych. Prawdziwe są dane na temat zmian klimatycznych i obecnej sytuacji, jakie podaje Elsberg: prawdą jest to, że cel ocieplenia max. o 1,5 do 2050 roku jest już nierealny, bo emisje po pandemii bynajmniej nie zmalały, a wręcz wzrosły, a plany te zakładały wykorzystanie technologii wychwytywania CO2 z atmosfery - technologii, których do tej pory nie mamy. Chińskie postulaty są niczym innym, jak postulatami wysuwanymi przez naukowców, klimatologów i ekologów - od wielu lat. Elsberg trafnie punktuje również indolencję ze strony krajów zachodnich, zrzucanie winy na bobry i kombinowanie jak zamknąć granice przed uchodźcami klimatycznymi. Niemiecki pisarz powołuje się nawet na prawdziwe książki

Wszystkim nam są doskonale znane raporty i reportaże ukazujące szczegółowo, z jak ogromnymi wysiłkami lobbingowymi, z jak potężną dezinformacją i wręcz kłamstwami mieliśmy do czynienia. Począwszy od zrzucenia odpowiedzialności z przemysłu na zwykłych obywateli, jak na przykład wyolbrzymienie indywidualnego śladu węglowego (...) Losing Earth Nathaniela Richa* to jeden z klasyków w tej dziedzinie.

Prawdą jest też to, co pisze Elsberg o Rosji - że Rosja w dłuższej perspektywie na zmianach klimatycznych może zyskać, dlatego też prowadzi taką, a nie inną politykę, de facto denialistyczną. Jeden z bohaterów Celsjusza mówi: Pojęcie “wojna klimatyczna” nabiera całkiem nowego znaczenia. Dotychczas wojny toczyły się z powodu klimatu. A teraz toczymy wojnę o klimat. I tu akurat Elsberg się myli - wojna klimatyczna toczy się od dawna, nie taka dosłowna, ale się toczy - a współczesne wojny wcale nie muszą przecież używać karabinów i bomb. Kwestią dyskusyjną jest natomiast to, czy bogactwo krajów Północy jest związane z klimatem - teorię o decydującym wpływie geografii i klimatu na zamożność podważają tegoroczni nobliści z dziedziny ekonomii. Tym niemniej w kraju nękanym przez susze i katastrofę klimatyczną na pewno nie ma co marzyć o rozwoju gospodarczym.

Celsjusz jednak nie tyle jest książką o zmianach klimatycznych, ale o niebezpieczeństwach geoinżynierii i tzw. bawienia się klimatem - kiedy najpierw ten klimat popsuliśmy, a potem jeszcze bardziej w nim gmeramy. Klimatolodzy słusznie nazywają geoinżynierię “paktem z diabłem” - nie można grzebać w czymś, czego do końca nie rozumiemy i nie jesteśmy w stanie kontrolować, a co może mieć dla ludzkości tragiczne konsekwencje. Niestety, geoinżynieria też nie jest fantastyką - ma ona wielu zwolenników wśród technokratów, upatrujących w technologiach ratunku (zamiast najwyraźniej bardziej uciążliwych wyrzeczeń i rezygnacji z paliw kopalnych) - w tym np. Billa Gatesa. Mało tego, to nawet nie jest fikcją literacką, gdyż akurat kiedy czytałam tę powieść, natknęłam się na informację o tym, iż Chiny zaprezentowały prototyp samolotu, który ma latać nawet w kosmos, a zatem mógłby służyć do takich celów, jak zostało to opisane w książce. Natomiast wczoraj czytałam artykuł o tym, jak miliarderzy z Doliny Krzemowej wpadli na pomysł dokładnie taki, jaki jest przedstawiony w Celsjuszu! (o czytanie powieści ich nie podejrzewam). Zatem ta "fantastyka" aż nazbyt szybko się materializuje w rzeczywistości.

Kiedy zajrzałam sobie do LC ze zdziwieniem stwierdziłam, że Celsjusz ma dziwnie niską ocenę - czyżby znowu denialiści, którym przeszkadza to, że ktoś pisze o klimacie? Ale nie, zarzuty, że powieść jest nudna... no tak, klimat to nudy. I polityka to nudy, a tu gros akcji dzieje się w środowisku decydentów/polityków, mało tu tych tzw “zwykłych ludzi” i moim zdaniem autor w ten sposób trafnie wskazuje winnego. To bogate kraje, z USA na czele, są tu obsadzone w roli czarnego charakteru: nie tylko nie podejmują wystarczających wysiłków na rzecz walki ze zmianami klimatycznymi, ale sabotują też inicjatywy innych państw, w tym Chin czy krajów afrykańskich, traktując to jako zagrożenie dla status quo. De facto walczą z tymi, którzy starają się uratować świat i ich samych (podobnie jak policjanci pacyfikujący aktywistów klimatycznych, co dzieje się przecież i w Polsce). Ważniejsza jest dla nich polityka i władza, to, że nagle ich dominująca pozycja na scenie międzynarodowej jest zagrożona, niż ochrona klimatu w interesie całej ludzkości. Oburzenie wywołuje w nich to, że kraje Globalnego Południa nagle też chcą mieć coś do powiedzenia, przestają grać rolę biednego sąsiada i odpłacają im pięknym za nadobne. Kiedy my trujemy, sprawiając, że w Afryce czy Azji warunki stają się nie do życia - to jest ok, ale kiedy sytuacja się odwraca, to już nie jest tak fajnie, prawda? Czy naprawdę wspólne zadbanie o nasz wspólny dom jest całkowitym szaleństwem? 

(...) to by oznaczało, że program musiałby być monitorowany, współprowadzony i Bóg wie co jeszcze przez co najmniej 15 do 20 przyszłych ekip rządowych naszych obu krajów (...) Wszystkie one musiałyby konsekwentnie dalej prowadzić program, finansować go, zaopatrywać w surowce i wciąż rozwijać. Przez całe pokolenia! Aż po nasze wnuki! (...) To jest całkowite szaleństwo! Czy ktoś jest mi w stanie wymienić chociaż jeden globalny projekt zapoczątkowany sto lat temu na tym świecie i trwający nieprzerwanie do dzisiaj?!
Zapadła cisza. W pokoju dowodzenia i na monitorach. Wtedy odezwała się Fayola.
- Globalne ocieplenie? 

Dla mnie to nie było nudne, tylko irytujące, bo wszystko o czym pisze Elsberg widzimy "w realu". Te oburzenie i kłótnie zachodnich polityków, zrzucających ciągle odpowiedzialność na innych (“a bo Chiny trują najwięcej” - z ust prezydenta USA brzmi jak hipokryzja level hard, biorąc pod uwagę to, że to USA są głównym winowajcą ocieplenia, bo truły przez całe lata, a teraz też niewiele robią na rzecz walki ze zmianami klimatycznymi; poza tym jeśli USA obecnie zmniejszyły swoje emisje, to dlatego, że swój przemysł przerzuciły do krajów Globalnego Południa, w tym do Chin właśnie - o tym jakoś się zawsze zapomina, wytykając Chinom, że są obecnie największym trucicielem) i na każdy postulat wykrzykujących: “niewykonalne”, “nierealne”, “chore” - mimo, że te postulaty znane są im od lat i było dużo czasu, by je wdrożyć. Ale ku temu trzeba mieć motywację, a tej bogate kraje nie mają, żyjąc w przeświadczeniu, że ich problem nie dotyczy - co też Elsberg pokazuje, w może trochę przerysowany sposób, bo czytając to człowiek myśli sobie: ale serio, mamy AŻ tak głupich rządzących? I niestety rzeczywistość niejednokrotnie to potwierdza, a daleko szukać nie trzeba, można popatrzeć na to, co wyczynia nasz rząd. Wiecie, to jest ten wątek, kiedy czytelniczka zastanawia się ile jeszcze katastrof, susz, powodzi, huraganów, nieszczęść ludzi, pogarszających się warunków życiowych, trzeba, żeby do polityków dotarło, że klimat to nie jest jakiś abstrakcyjny problem i że trzeba zacząć działać, a nie tylko ględzić i negować to, co mówią naukowcy. Bo ta granica się przesuwa (i w rzeczywistości też) - skoro nie przekonują ludzi nawet tak ewidentne tragedie jak wielka susza, czy tajfun. Scenariusz zawsze jest ten sam. A skutki i koszty tych katastrof spadają zawsze na zwykłych ludzi, często pozostawionych wtedy samym sobie i zdobywających się wtedy na heroiczne czyny - wcale nie dlatego, że im się to opłaca…

Przy wszystkich kryzysach minionych dziesięcioleci postępowano identycznie: najpierw wahanie, zwlekanie, tchórzostwo i niekompetencja, a potem, kiedy jest już za późno, działanie na oślep. I jak zawsze wszystko skończy się katastrofą.

Narracja Celsjusza nie cechuje się zbytnią finezją, sytuacja pokazana jest w dość uproszczony sposób, zwłaszcza rozwój akcji pod koniec książki. Nie ma tu np. tej całej denialistycznej wrzawy, teorii spiskowych i mediów społecznościowych. Do tablicy nie zostały wywołane koncerny i przemysł (nie tylko wydobywczy). Nie ma nic o AI (która przecież też nagrzewa planetę, konsumując ogromne ilości energii). Przedstawicielką naukowców jest tylko jedna, jedyna klimatolożka… Sami główni bohaterowie są też dość schematyczni. No ale rozumiem, że to jest powieść akcji, a autor miał prawo z naszej nazbyt skomplikowanej rzeczywistości wybrać sobie to, co mu się podobało. To, co niezbyt mi się podobało to bardzo defetystyczny wydźwięk tego wszystkiego. W całej powieści ludzie (generalnie) są przedstawiani w bardzo negatywny sposób, jako cynicy i egoiści, dbający wyłącznie o własny interes, wszystko w zasadzie - nawet walkę o klimat - sprowadzający do pieniędzy i biznesu. Jak się opłaca to ok, a jak nie to jest to wydrwiwane, jako nierealne i naiwne. Jak z klasycznych ekonomicznych teorii. Nie ma w Celsjuszu ani krzty nadziei, pozytywnego wzmocnienia. Nie ma też pokazanych ludzi, którzy traktują ochronę klimatu i przyrody jako misję, podchodzą do niej ideowo, a nie tylko biznesowo czy z punktu widzenia ochrony własnego miejsca na ziemi (może z wyjątkiem wzmianek o prześladowanych aktywistach klimatycznych). Nawet klimatolożka jest hipokrytką, a jej mąż kiedy traci finansowanie swoich pomysłów na czystą energię, martwi się tylko o swój biznes, a nie o to, że w ten sposób pogłębia się kryzys klimatyczny. Tak, na pewno wielu ludzi takich jest, zwłaszcza polityków i biznesmenów, ale czy naprawdę wszyscy jesteśmy tacy źli? I czy naprawdę tzw. “zwykli ludzie” w ogóle się klimatem nie interesują, jak zostało to pokazane w powieści? No nie, patrząc po sobie i po wielu osobach, które znam, albo których prace czytałam - świat tak nie wygląda. Wiele rzeczy robi się nie dlatego, że się to opłaca (albo nie tylko dlatego), choć cały czas tego typu postawa pokutuje wśród polityków i urzędników. Tego typu przekaz jest szkodliwy też biorąc pod uwagę to, jak działa na ludzi fatalizm: sami siebie przekonujemy, że jesteśmy źli, zepsuci i chciwi, a działanie nie ma sensu, nie uda się, nie ma szans, Być może też odbija się w tym spojrzenie człowieka Zachodu - bo porównajmy Celsjusza do Problemu trzech ciał, to tego, jak zostało przedstawione radzenie sobie z globalnym zagrożeniem przez Chińczyka. Wiem, że to jest wyidealizowane i naciągnięte pod ideolo, ale widać tu wyraźnie dwie postawy: indywidualizm prowadzący do defetyzmu i katastrofy, kontra działanie wspólne w imię większego dobra. W Celsjuszu wszyscy walczą ze wszystkimi, realizując starą dobrą Realpolitik, za nic mając to, że “przeciwnikiem” w tej wojnie bynajmniej nie są inni ludzie czy kraje.    

Drugi mój zarzut odnosi się do konstrukcji powieści: jest ona szkatułkowa, stanowiąc taką fikcję w fikcji. Pomysł ciekawy, jako taki game-changer, ale nie do końca to wyszło, bo czytelnicy nie są o tym w żaden sposób uprzedzeni. Niektórzy potraktują to jako twist, ale u wielu wywoła to dezorientację i irytację, że to, co czytali okazało się być czymś innym, niż myśleli, że jest (i że dali się nabrać). Ja, szczerze mówiąc, zapomniałam w pewnym momencie o tym, że to co czytam to nie jest “naprawdę” (tzn. “naprawdę” w sensie powieściowej rzeczywistości).

Wreszcie trzecia, chyba najważniejsza sprawa: uważam, że to bardzo źle, że w powieści brak jakiegokolwiek posłowia, w którym autor odniósłby się do tego, z jakich źródeł korzystał i co z tego, co pisze jest prawdą, a co wytworem jego wyobraźni. Jak już wykazałam okazuje się, że informacje o zmianach klimatycznych pokrywają się z rzeczywistością, potencjalne postawy decydentów też i że Celsjusz jest tak blisko realiów, jak to tylko możliwe w przypadku powieści. Ale ja to potrafię sobie zweryfikować z racji swojej wiedzy nt. zmian klimatycznych, co nie musi się odnosić do każdego czytelnika. Potrafię wyobrazić sobie sytuację, kiedy ktoś, kto tematem się nie interesuje traktuje tę pozycję właśnie jako czystą fikcję. Nie wiem, czy to o to chodziło autorowi i mam bardzo mieszane uczucia w stosunku do takiego stawiania sprawy, bo to jest po prostu wprowadzanie czytelników w błąd. Konkludując to, nie wiem za bardzo jakie miało być przesłanie tej książki? Czy w ogóle jakieś miało być? Przestroga? No ale tu właśnie zabrakło odnośników do realiów. Dlatego myślę, że niestety książka będzie o wiele bardziej strawna i czytelna dla tych, którzy, tak jak ja, interesują się tematem, niż zupełnych laików, oczekujących po prostu rozrywki.

Metryczka:
Gatunek: thriller
Główny temat: katastrofa klimatyczna
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 560
Moja ocena: 4,5/6
 

Marc Elsberg, Celsjusz, Wydawnictwo W.A.B., 2024

*Nathaniel Rich, Ziemia. Jak doprowadziliśmy do katastrofy, Wyd. W.A.B. 2020


Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później