Broad Peak. Niebo i piekło
Góra ta nie jest ani wybitnie znana, ani olśniewająco piękna. Nie wystrzela w niebo, jak sąsiednia K2. Nie poraża swym ogromem, jak himalajski Nanga Parbat (...) Przysłaniają go całe kolumnady niższych szczytów - wylania się dopiero po kilku dniach marszu od ostatnich osad ludzkich.A droga wiedzie w błękicie*
Zeszłoroczna tragedia na Broad Peaku była wydarzeniem bezprecedensowym nie w sensie swojej skali czy niezwykłości, ale dlatego, że odbiła się tak szerokim echem w mediach. Wypowiadały się prasa, telewizja, portale internetowe, rozgorzały dyskusje internautów, rozpętała się nagonka na nieszczęsnych wspinaczy, którzy szczyt zdobyli i przeżyli. Na dodatek podzieliło się samo środowisko himalaistów, a awantura przeniosła się do mainstreamowych środków przekazu, owocując raportem na temat wyprawy. W raporcie zdecydowanie potępiono Adama Bieleckiego, oskarżając go o nieetyczne zachowanie. W dodatku w lipcu na Gasherbrumie zginął twórca projektu Polski Himalaizm Zimowy, Artur Hajzer. Szczerze mówiąc to dopiero jego śmierć mną wstrząsnęła, była jakby ponurym podsumowaniem całej tej afery. Jej pokłosiem są dwie wydane w maju tego roku książki: reportaż Jacka Hugo-Badera oraz Broad Peak. Niebo i piekło, Bartka Dobrocha i Przemyslawa Wilczyńskiego. O tej pierwszej jest bardzo głośno, o tej drugiej jakby mniej.
Maciej Berbeka, doświadczony
alpinista, TOPR-owiec, chciał wrócić na Broad Peak po latach, by
dokończyć dzieło. Dwa razy już próbował i góry tej nie udało
mu się zdobyć. Tomaszowi Kowalskiemu mówili: masz hostel,
biegi, Agnieszkę, po co ci to. Adam Bielecki zawsze robił co
chciał, nie oglądając się na innych. Artur Małek – najbardziej
tajemniczy z tej czwórki, nie udziela wywiadów, nie angażuje się
w całą tę wrzawę. No i jest jeszcze Artur Hajzer, weteran,
pomysłodawca zimowych wypraw, biznesmen, PR-owiec,
człowiek-instytucja. Ich życiorysy składają się w obraz tego, co
wydarzyło się w Karakorum, nadając temu dramatowi osobisty wymiar.
Autorzy zadają pytania, zastanawiają się, czy rzeczywiście w
trakcie organizacji wyprawy popełniono błędy, czy można było
uniknąć tej tragedii. Na część z tych pytań rzecz jasna nigdy
nie poznamy odpowiedzi: nie dowiemy się, co tak naprawdę
spowodowało śmierć dwóch himalaistów, którzy jeszcze na wejściu
wydawali się dobrze dysponowani i nie zdradzali żadnych objawów
wyczerpania.
Wysublimowana teoria po raz kolejny nie wytrzymała zetknięcia z brutalnością życia**
Czy słuszne jest szukanie w takiej
sytuacji kozła ofiarnego, obwinianie jednego z członków wyprawy o
nieetyczne zachowanie? Nawet sam raport PZA podzielił środowisko,
część wspinaczy uznała, że był on zbyt drastyczny, a członkowie
Komisji, powołanej do jego napisania nie mieli de facto
doświadczenia na wyprawach zimowych. Czy można oskarżać kogoś,
że się ratował, że przeżył? Czy można osądzać kogoś, kto
znalazł się w sytuacji ekstremalnej? To nie są sytuacje
jednoznaczne, tu nie ma zero-jedynkowych odpowiedzi. Trąci
hipokryzją zadawanie takich pytań przez nie tylko laików, którzy
nigdy nie byli w wysokich górach, ale i samych wspinaczy, którzy w
przeszłości popełniali analogiczne „błędy” co Bielecki i
Małek. Jak chociażby Anna Czerwińska, której wejście na Nanga Parbat przypominają dziennikarze. Z drugiej strony sylwetka
Adama Bieleckiego nie wzbudza zaufania. To typowy reprezentant
młodego pokolenia, wychowywany w poczuciu, że świat stoi przed nim
otworem, że wszystko mu wolno i że wszystko musi mu się udać. Z
całym szacunkiem dla młodych ludzi, ja i moi rówieśnicy - osoby
trochę od nich starsze - niejednokrotnie obserwujemy tę
właściwość: brak pokory. Poczucie, że się jest tak zajebistym,
że wszystko się wie najlepiej. Brak tu umiejętności słuchania i
modelowania zachowań, brak też inteligencji emocjonalnej,
przekładającej się na empatię i umiejętność współdziałania
z innymi.
Te pokryte mgłą góry są teraz moim
domem ale mój prawdziwy dom jest na nizinach***
Ludzie dzielą się na tych, którzy górską
pasję rozumieją i tych, którzy tego nie potrafią. Tak jak żony
himalaistów: Ewa Berbeka, która mówi Dziękuję Bogu za góry i
Agnieszka Marciniak (wdowa po Andrzeju Marciniaku), stawiająca
mężowi ultimatum i nie będąca w stanie zaakceptować jego pasji.
Między tymi dwoma postawami istnieje chyba głęboka przepaść.
Przejawiająca się także w głosach internautów, jednych
wyrażających hołd dla alpinistów i przeciwstawiających ich tym,
którzy siedzą w kapciach przez telewizorem, a drugich atakujących
ich za nieodpowiedzialność i egoizm. Ja zaliczam się do tych,
którzy rozumieją, bo sama uwielbiam góry, sporo po
nich chodziłam, a poza tym mam kontakty ze środowiskiem GOPR.
Patrzę na tych chłopaków i wiem, że gdyby nie mogli pójść w
góry, to po prostu byliby nieszczęśliwi. Ale nawet mnie nachodzą
wątpliwości, tak jak chociażby, w przypadku Piotra Morawskiego,
kiedy myślę o tym, jaką cenę za tę pasję płacą rodziny.
Wieczna nieobecność taty (najczęściej, bo zauważcie, że
himalaistki nie miewają partnerów), czekanie na to, co najgorsze,
współuzależnienie. Hymn wolności przeciwstawiony hymnowi
poświęcenia. Ten pierwszy zawsze dotyczy wspinacza, w większości
przypadków stawiającego swoje potrzeby na pierwszym miejscu przed
potrzebami rodziny, ten drugi jest włączany jego partnerce, która
musi pogodzić się z tym, że cały dom znowu zostaje na jej głowie.
Problem doskonale przedstawiony również przez Marię Coffey w
Mrocznej stronie gór.
Może nie brzmi to zupełnie właściwie
w odniesieniu do książki poświęconej tragedii, ale literatura
górska jest dla mnie takim cukiereczkiem, wisienką na torcie. Broad
Peak. Niebo i piekło było dokładnie taką lekturą. Wyśmienicie
napisana, pochłonęłam ją w dwa dni. Poza opisem samej wyprawy na
Broad Peak, znajdziemy tu mnóstwo informacji na temat polskiego
himalaizmu w ogóle, wypraw sięgających jeszcze czasów Andrzeja
Zawady; to właściwie encyklopedia wiedzy na ten temat. Pada tu
również kilka gorzkich słów na temat kontrowersyjnej roli mediów
w rozwoju himalaizmu; efektem postępu cywilizacyjnego jest nie tylko
to, że w górach pojawia się coraz więcej osób, w tym i takich,
które nie powinny były się tam pojawić, ale także to, że góry
przestają być ostoją wolności i oderwania od nużącej
codzienności. Autorzy zbierają fakty, łącząc różne formy
literackie: reportaż, wywiad, analizę danych i źródeł.
Troszeczkę nawet tego za dużo – to właściwie jedyny minusik tej
pozycji – bo w trakcie czytania miałam momentami uczucie lekkiego
chaosu i powstawało w mojej głowie pytanie: dokąd to wszystko
zmierza. Pod koniec lektury wszystko się jednak układa się w
spójną całość. Broad Peak. Niebo i piekło jest
książką nie tylko kompleksową, ale przede wszystkim rzetelną,
merytoryczną i napisaną ze sporą dozą wrażliwości oraz szacunku
do głównych bohaterów owego wysokogórskiego dramatu. Autorzy
przedstawiają różne punkty widzenia i starają się być
obiektywni, pozostawiając czytelnikowi wyrobienie sobie własnej
opinii. Bardzo dobra książka, pomagająca przede wszystkim
zrozumieć himalaizm i himalaistów, którą niniejszym bardzo
polecam.
Bartek Dobroch, Przemysław Wilczyński, Broad Peak. Niebo i piekło, Wyd. Poznańskie, 2014
* Trebunie - Tutki, Droga wiedzie w błękicie
** Anna Czerwińska, Nanga Parbat. Góra o złej sławie
***Dire Straits, Brothers in arms
Książka przeczytana w ramach wyzwania Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska (432 str.)
** Anna Czerwińska, Nanga Parbat. Góra o złej sławie
***Dire Straits, Brothers in arms
Książka przeczytana w ramach wyzwania Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska (432 str.)
Jestem jej bardzo ciekawa. Ostatnio czytałam Długi film o miłości Hugo-Badera o tragedii na Broad Peak i nie wiem, czy jeszcze to rozdrapywać. Temat mnie bardzo interesuje, więc pewnie i po tę pozycję sięgnę. Tym bardziej, że tak polecana :)
OdpowiedzUsuń