Teoria zła
Psychologicznym
amatorom wydaje się, że
psychologia jest taka fascynująca. Że z jej pomocą można zrozumieć
ludzkie zachowanie, przeniknąć osobowość, a nawet poznać sposoby
wpływania na ludzi. Wielu ludziom „spoza branży” wydaje się
zatem, że i studia psychologiczne muszą być niezmiernie ciekawe.
Tych, którzy się na nie zdecydowali wnet czeka jednak rozczarowanie
– okazuje się bowiem, że i tu wkuwamy nudne definicje i teorie,
zajmujemy się statystyką i metodologią, a prawdziwym wrzodem na
tyłku staje się tzw. biomedyka, czyli przerabianie we wszystkich
detalach ludzkiej biologii. Polski system edukacji nawet z
najbardziej fascynującej dziedziny potrafi uczynić nudy.
Przynajmniej tak było za moich czasów. Praca Simona Barona –
Cohena Teoria zła jest jak takie studia psychologiczne w pigułce:
zajmujący temat, intrygujący zapewne wielu, lecz pokryty naukowym
bełkotem, z którego niewiele wynika. Przykro mi to pisać, bo
Baron-Cohen jest uznanym profesorem psychologii, a jednak Teoria zła
wygląda jakby stworzona została i napisana po łebkach.
Dlaczego ludzie
popełniają złe czyny? Simonowi-Cohenowi nie wystarcza proste
wyjaśnienie: bo są źli (a zło, jak wiadomo z religii, JEST i
koniec), ale docieka z czego to się bierze. Podstawowym założeniem
teorii Cohena jest brak empatii, rozumianej jako rozpoznawanie uczuć
innych ludzi, umiejętność postawienia się w ich sytuacji i
współodczuwania. Ludzie przejawiają różne poziomy empatii, a
pewien procent osobników (statystycznie więcej mężczyzn, niż
kobiet) prezentuje zerowy jej poziom, co przejawia się zaburzeniami
osobowości i może doprowadzić do tego, że ludzie ci będą
wyrządzać innym krzywdę. Skąd zatem takie różnice i dlaczego
jedni są bardziej empatyczni, a inni mniej? Podobnie można
zastanawiać się, dlaczego jedni są bardziej towarzyscy od innych,
czemu jednym podobają się bardziej brunetki, a nie blondynki, albo
dlaczego jedni są humanistami, a drudzy wolą nauki ścisłe.
Wszystko ma swoje wytłumaczenie w umyśle człowieka, ale czy
kiedykolwiek będziemy w stanie wskazać na to zero-jedynkowe
wytłumaczenie?
Simon-Cohen
opisuje struktury mózgowe, które są prawdopodobnie odpowiedzialne
za taki, a nie inny poziom empatii u danego człowieka, a jego
książka obarczona jest podobną wadą, jak wiele prac
psychologicznych: zbyt dużo miejsca poświęca opisom różnych
badań, w tym odnoszących się do wspomnianych struktur mózgowych
(o których pojęcie mają jedynie biologowie i lekarze), a zbyt mało
miejsca wnioskom płynącym z owych badań. Tak na chłopski rozum,
oczywiste jest, że empatia i altruizm są w życiu społecznym
niezmiernie istotne i nie trzeba w tym celu przeprowadzać badań budowy neuronów, hormonów i genomu. No, ale naukowcy chcą
zawsze mieć wszystko czarno na białym, udowodnić empirycznie, więc
niech im będzie. Oczywiście owe badania są potrzebne, żeby coś
udowodnić, ale przeciętnego czytelnika nie interesuje komu i kiedy
przyłożono encefalograf do mózgu. Poza tym w psychologii zazwyczaj
z dużej chmury mały deszcz: dużo szumu o badania, metodologię,
reprezentatywność, rzetelność i trafność, a efekty są mizerne.
Okazuje się, że jakieś korelacje istnieją, ale rzecz jasna nie są
one na tyle duże, by można było bezwarunkowo stwierdzić:
przyczyna jest taka, a nie inna. Na upośledzenie funkcjonowania
mózgowego obwodu empatii,a zatem na niższy poziom empatii,
prawdopodobnie wpływa deprywacja emocjonalna w dzieciństwie. Ale
stwierdzono również uwarunkowania genetyczne. Nic nowego. Na
zachowanie człowieka zawsze wpływa mieszanka czynników
genetyczno-środowiskowych,
jedne mogą przeważać w określonych kwestiach nad innymi, ale
człowiek jest tak skomplikowaną maszynerią, że jednoznacznej
odpowiedzi nie można wskazać. A czy fakt, że czyjeś amoralne
zachowanie wynika z tego, że być może nie stykają mu się jakieś
obwody w mózgu może być dla niego usprawiedliwieniem? Owszem,
osobom mającym problemy z funkcjonowaniem w społeczeństwie (np.
osobom autystycznym, którzy również wykazują się zerowym
poziomem empatii) należy się pomoc, lecz czy tak samo chętnie
będziemy się litować i chcieli udzielać pomocy seryjnemu
mordercy? To implikacje natury moralnej, wynikające z tego, że być
może brak empatii (a
zatem zło) nie zawsze
jest zależny od naszej woli. Tyle tylko, że jak to stwierdzić bez
skomplikowanych badań? I co z tego wynika dla kogoś, kto właśnie
oberwał łomem w głowę od jakiegoś pozbawionego empatii,
aspołecznego osobnika?? A czy można jeszcze mówić jedynie o
braku empatii w przypadku osoby, która nie tylko wyrządza komuś
krzywdę, ale i czerpie z tego radość?
Mimo że
Simon-Cohen przywołuje przykłady strasznych zbrodni (w tym
oczywiście Holokaustu), to ta książka nie daje żadnej odpowiedzi
na pytania nurtujące filozofów od wieków: skąd w ludziach tyle
okrucieństwa, skąd dehumanizowanie bliźnich, morderstwa. A także
na pytanie: co z tym zrobić. W jej zakończeniu psycholog
przekonuje jednak, że empatia jest potrzeba światu. Serio? Jeśli
zło Simon-Cohen utożsamia z brakiem empatii (a tak jest), to
empatię należy utożsamić z dobrem. A zatem Simon-Cohen
przekonuje, że na świecie potrzebujemy więcej dobra! Na miłość
boską, ten wniosek jest tak trywialny, że już bardziej trywialny
nie może być.
Moim zdaniem
wywodzenie przyczyn zła tkwiących w człowieku tylko od jednego
czynnika jest uproszczeniem, którego nie powinien dokonywać żaden
szanujący się psycholog. Rozumiem, że jest to jakaś teoria, ale
wygląda mi na to, że Simon-Cohen jest dopiero na początku
stawiania pytań i hipotez; zbyt dużo jest luk w jego teorii i pytań
bez odpowiedzi. W szczególności dla człowieka nie zaliczającego
się do któregoś z wyszczególnionych przez autora ekstremów. Na
formułowanie teorii (i pisanie o niej książki) chyba jest jeszcze
za wcześnie.
Simon Baron-Cohen, Teoria zła. O empatii i genezie okrucieństwa, Wyd. Smak Słowa, 2014
Simon Baron-Cohen, Teoria zła. O empatii i genezie okrucieństwa, Wyd. Smak Słowa, 2014
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja, która umacnia mnie w moim niezrozumieniu dla tej nauki
OdpowiedzUsuńOj, psychologia jest ciekawa, tylko - jak ze wszystkim - trzeba ją umieć przedstawić. Mistrzami w tej dziedzinie są chociażby Zimbardo, Aronson czy Cialdini
UsuńNie lubię książek naukowych, które mają być chwytliwe i bestsellerowe, a ta mi wygląda na właśnie do takiego miana aspirującą. Zwykle właśnie luk i naciągnięć jest mnóstwo, wątpię żebym kiedyś znalazła czas na tę pozycję.
OdpowiedzUsuń