Autostopem przez świat

"Prowadził nas los" Kingi i Chopina to ciąg dalszy moich podróżniczych lektur. Z początku byłam sceptyczna, bo pomysł przejechania świata autostopem, bez pieniędzy kojarzy mi się z szaloną młodością, która nie dba o to czy śpi się pod namiotem, czy w rowie - a to nie dla mnie. Po książkę sięgnęłam więc z ciekawością, ale bez "zazdrości", że też chciałabym to przeżyć. Rzecz w tym, że bohaterowie nie byli już studentami - w trakcie 5-letniej (!) podróży dobili 30-tki - ale najwyraźniej ciągle żyła w nich hipisowska dusza i nie zostali skażeni wygodnictwem typowym dla większości z nas - DOROSŁYCH, POWAŻNYCH LUDZI. Dla przeciętnego człowieka główną barierą utrudniającą dalekie podróże są pieniądze - jeśli jednak założyć, że rezygnujemy z wszelakich wygód i nie przejmujemy się planowaniem dnia jutrzejszego - świat może stanąć przed nami otworem. Z pewnością wymaga to kreatywnego myślenia, siły woli, odwagi i czasem "tupetu jak taran" (że zacytuję znowu pana Wojtka C.).

Tak więc w miarę czytania rosło we mnie jakieś takie zadziwienie i podziw dla tej dwójki. Przede wszystkim dla ich postawy: z całej książki bije niesamowita pozytywna energia, optymizm - że wszystkie problemy można rozwiązać, trudności pokonać (albo po prostu je ominąć), że świat jest po to, żeby go zdobywać, a jeśli na coś trzeba dłużej czekać, to widocznie dlatego, że tak ma być...Widać w tym ogromną otwartość: na ludzi, na świat - i umiejętność akceptacji różnych sytuacji. Ta filozofia działała, bo wszędzie na swojej drodze Kinga i Chopin spotykali życzliwych ludzi, a jeśli już przytrafiało im się coś nieprzyjemnego, to nie martwili się tym zbyt długo - po prostu szli dalej, zostawiając kłopoty za sobą.
"Szczęście nas nie opuszcza, tak, jakby nadrabiało za wpadkę w Kolumbii [kradzież sprzętu fotograficznego]. Lecąc na tej fali szczęscia jesteśmy zapraszani do domów, a samochody się nam zatrzymują bez problemu. (...) Evi mieszka tu już ponad 20 lat. Opowiada nam swoją historię, jak to jako młoda dziewczyna przyjechała tu z mężem i w ponad rok objechali całą Amerykę Południową.(...) Mąż załapał dobrą pracę i trochę się przeciągnęło - aż do teraz...(...) Evi mówi, żeby przestać się martwić i zaprasza nas na weekend do swojego apartamentu przy plaży.Ma wakacyjne mieszkanko na 10-tym piętrze jednego z dwóch szpetnych, ale pięknie położonych apartamentowców. Parę kroków od plaży z przeczystą wodą w uroczej zatoczce. I z górami dookoła. Przez otwarte okna słychać szum oceanu."
Kinga i Chopin przejechali razem 5 kontynentów ogłądając niesamowite krajobrazy, zabytki i ludzi. Nocowali u spotkanych na swojej drodze osób, na plantacji, gdzie słychać było tylko szum dżungli, na pustkowiu w górach przy gorących źródłach i na łódce płynącej przez ocean. Dokumentacją tego są wspaniałe zdjęcia, zamieszczone w książce. Zajęło im to 5 lat, więc trudno traktować to tylko jak podróż - to był kawał ich życia, bo tak właśnie żyli.
"Kolejny dzień widoków nie do opisania. Dziś głównie lodowce oraz rażące w oczy, oświetlone słońcem ośnieżone góry. Pół dnia zajmuje nam podejście do kolejnej przełęczy na wysokości 4000m. Potem zygzakując schodzimy w dół i podążamy dalej wzdłuż rzeki, do niej spływają strumienie i spadają z potężną siłą wodospady."
W planach była jeszcze Afryka, ale w Indiach Chopin zachorował i musiał wrócić do Polski. Kinga zdecydowała się dalej podróżować sama - co dla "przeciętnego człowieka" jest kolejnym zaskoczeniem w tej książce. Jak to - samotna kobieta? Czy więc kobieta nie może podróżować sama, bo, w stereotypowych wyobrażeniach, w naszym okrutnym świecie samotna kobieta jest narażona na gwałt i rabunek przez każdego napotkanego na swojej drodze mężczyznę? Kinga łamie i ten stereotyp - w dodatku podróżując przez kraje cieszące się wyjątkowo złą sławą, jeśli chodzi o bezpieczeństwo i prawa kobiet: Pakistan, Kirgistan,Tadżykistan. I nie była to pierwsza samotna podróż Kingi, bo podróże miała we krwi i nie miało dla niej znaczenia, czy ma partnera czy nie.
"Pamiętam, że kiedyś, zanim jeszcze poznałam Chopina, kiedy zjeżdżałam samotnie autostopem wzdłuż i wszerz całą Europę, przez myśl mi nie przeszło, że to może być niebezpieczne...Może dlatego też nigdy nic mi się nie stało - zgodnie z zasadą, że to nasze myśli kształtują rzeczywistość, a myśląc pozytywnie przyciągałam wyłącznie pozytywne wydarzenia.(...) Teraz po raz pierwszy zastanawiam się, czy napewno chcę sama jeździć stopem. Czyżbym w końcu zmądrzała, czy po prostu się starzeję?"
Myślę, że "zmądrzenie" i "starzenie się" to jedno i to samo. Człowiek traci szalone pomysły i entuzjazm, staje się cyniczny i leniwy - i nazywa to "dojrzałością". Ludzie starzeją się przede wszystkim mentalnie.
Dlatego przeżyłam szok, kiedy przeczytałam, że Kinga zmarła na malarię podczas swojej kolejnej podróży - po Afryce oczywiście. Ta pełna życia i entuzjazmu kobieta?? Co się stało? Czy przekroczyła jakąś granicę - odwagi, zdrowego rozsądku i za to zapłaciła? Więc jednak może nie można przeżywać takich rzeczy jak ona, bezkarnie? Narzuca mi się tu morał z "Rio Anaconda" (znowu!):
"To prawda - do odważnych świat należy. Tylko po co komu cały świat?  Na awersie medalu za odwagę wygrawerowano maksymę: żyje się tylko raz!  No właśnie: tylko raz. Druga strona tego medalu też zawiera pewne życiowe prawdy. Wygrawerowano je dużo mniej krzykliwymi czcionkami, ale dość dobitnie: Ostrożni żyją dłużej od odważnych. Umierają mniej tragicznie. I rzadziej przy tym krzyczą ze strachu."
Kinga & Chopin, Prowadził nas los, Wyd. Poznaj Świat, 2004

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później