Minęły 2 tygodnie, w tym czasie dzięki nieocenionej E. wróciłam do mojego biżuteryjnego hobby (czy raczej nałogu). Z czytaniem natomiast gorzej - czytam zbyt dużo książek naraz, więc żadnej nie mogę skończyć. Dziś uporałam się z "Draniem na kanapie" - i uporałam się jest tu właściwym określeniem.
"Drań na kanapie" - dalszy ciąg "Jędzy w domu", czy raczej para do niej właśnie znalazł się w waszych rękach, a kto uważa, że mężczyźni "nie myślą", "nie potrafią wyrażać tego, co czują", "są kompletnie ciemni" będzie musiał odszczekać swoje słowa, kiedy zagłębi się w lekturze.
Tak książkę zachwala słowami autorki "Jędzy.." wydawca. Przykro mi, ale nie zgadzam się z tą entuzjastyczną recenzją - podczas czytania tej książki nie wzruszałam się, nie było mi smutno, ani też nie zaśmiewałam się do łez. Nie dowiedziałam się w zasadzie niczego nowego o tym jak myślą i czują mężczyźni - nic ponad to, co już wiedziałam i - co gorsza - co zaprzeczyłoby stereotypowym poglądom na ten temat. Książka składa się z 27 esejów (różnego autorstwa), ale czułam się, jakby napisała to ta sama osoba, powtarzająca w kółko te same komunały:

- Przez wszystkie wypowiedzi przebijała tęsknota za tym jak to było fajnie kiedy "byłem młody, wolny, mogłem robić co chciałem i sypiać z kim popadnie". Jakoś tak się jednak "samo stało", że nasz bohater się ożenił, potem na świat przyszły dzieci, no i oczywiście potem to już tylko kierat... Zawsze kiedy słyszę odwieczne męskie narzekania na instytucję małżeństwa i jak to jest im w niej źle zastanawiam się dlaczego w takim razie mężczyźni żenią się na potęgę - jeśli rozejrzeć się dookoła to widzimy sporo wolnych kobiet "zdatnych do zamążpójścia", ale wolnych panów jak na lekarstwo - bo prawie wszyscy od 25 lat wzwyż są żonaci... Dla mnie to jakiś dziwny paradoks.

- Kobiety to jakiś gatunek z innej planety: nie sposób im dogodzić, zwłaszcza w naszych czasach. Niby takie wyemancypowane, niezależne, a z drugiej strony ciągle chcą, żeby mężczyźni się nimi opiekowali. I ciągle wymagają od nich "męskich zajęć". Najbardziej atrakcyjne są takie kobiety, którym mężczyzna nie jest kompletnie potrzebny, absolutnie samowystarczalne (nawet w kwestii zepsutej spłuczki). Dlaczego? - bo one niczego nie wymagają, a jeśli czujesz, że ktoś świetnie poradzi sobie bez ciebie, to możesz zniknąć z życia tej osoby bez wyrzutów sumienia. Bardzo wygodne. Problem polega na tym, że jeśli jest się z kimś w związku, to nie sposób pozostać CAŁKOWICIE NIEZALEŻNYM - bo na tym polegają związki, że uzależniamy się od drugiego człowieka. W związku też następuje wymiana: jesteśmy wszak po to razem, żeby już nie musieć borykać się samemu z różnymi problemami, żeby móc liczyć na wsparcie. I każdy z partnerów stara się dawać z siebie to co mu dobrze wychodzi - stąd oczekiwanie kobiet, że mężczyźni zajmą się "techniczną stroną życia", bo większość kobiet się na tym nie zna, a wielu mężczyznom nie sprawia to żadnego problemu. Dlaczego mam więc nie oczekiwać od mojego partnera żeby zajął się spłuczką, skoro on oczekuje ode mnie, żebym gotowała mu obiady? Zabrzmi to może brutalnie, ale jeśli nie mogę liczyć na swojego faceta, jako na najbliższą mi osobę, którą powinny obchodzić moje problemy (liczyć w kłopotach, a nie oczekiwać, żeby się mną "opiekował", bo opieki jako dorosła osoba nie potrzebuję) - to na co mi on???

Odnosiłam wrażenie, że autorów "Drania" nic nie łączy z ich partnerkami życiowymi - oprócz dzieci i wspólnego dachu nad głową. Piszą o nich bez jakiekogolwiek sentymentu, bez empatii, bez UCZUCIA, traktując je w stereotypowy sposób. Kobiety to te przerażające istoty, które kierują się zdrowym rozsądkiem, współczuciem dla innych, współpracą, wszystko planują (zero szaleństw!) i traktują mężczyzn jak duże dzieci. Kobieta:
"ma już wyrobioną moralną ocenę tego, co on wedle jej przewidywań zrobi: że coś w jakiś sposób schrzani, kupi nie to, co trzeba, albo się spóźni, albo zawali jakieś wspólne wyjście, które jej obiecał po załatwieniu wszystkich spraw, i na które - o czym ona w głębi duszy wie - on nie ma najmniejszej ochoty, i z czego będzie próbował się wykręcić do ostatniej chwili. Ona wie, że naprawdę to on chce wylegiwać się na kanapie, czytać magazyny albo oglądać filmy i nawet nie odezwać się do końca dnia, że on to właśnie chce robić, a ona nie chce żeby tak było. Więc zaczynają się manewry."
Czyli on po prostu chce się wyluzować, a ona mu wiecznie robi problemy - jednym słowem zołza. No i oczywiście kobiety są rodzinnocentryczne, a każda kobieta ma we krwi, wrodzoną umiejętność zajmowania się dziećmi. A kiedy rodzą się dzieci, mąż idzie w odstawkę. A ja się zastanawiam czy to nie jest tak, że mężczyźni odsuwają się od kobiet, pozostawiając je z dziećmi - bo tak jest wygodniej - a potem okazuje się, że właściwie nie mamy o czym ze sobą rozmawiać?  Mężczyźni także dom traktują jak pole rywalizacji, gdzie ciągle kombinują, jak "zrobić, żeby się nie narobić". 

- Partnerski podział obowiązków - teoretycznie współcześni mężczyźni go akceptują, ale tylko teoretycznie. To przecież wymysł feminizmu i nowoczesności, a także konsumpcyjnego stylu życia, w którym pensja jednej osoby już nie wystarcza, żeby żyć na przyzwoitym poziomie i zapewnić sobie wszystkie współczesne wynalazki (z czym akurat się zgadzam). Tak naprawdę każdy facet tęskni do czasów, kiedy "tata pracował, a mama zajmowała się domem - i wszystko było takie proste", bo ktoś przecież musi zarabiać. Tym kimś oczywiście powinien być mężczyzna. Aczkolwiek zdarza się też, że mężczyzna godzi się na zajmowanie się domem, ale wtedy czyn taki nieodmiennie opisywany jest jak bohaterstwo. Nieodmiennie też nasz bohater ze zdziwieniem odkrywa, że sprzątanie, pranie, gotowanie, a zwłaszcza zajmowanie się dziećmi - TO  CIĘŻKA PRACA - a w dodatku jest niepłatna. W każdym razie to, że to mężczyzna  zajmuje się domem jest traktowane jako anomalia - nawet w znacznie bardziej postępowym od naszego społeczeństwie amerykańskim. 

Dwa w miarę ciekawe eseje, traktujące o czymś innym niż tylko użalanie się mężczyzn nad sobą, to esej Erica Bartelsa o złości i drugi, Vince'a Passaro o kłamstwach mężczyzn. Poza tym wniosek, który można wyciągnąć z tej książki jest taki, że w Stanach pisać każdy może...

Daniel Jones, Drań na kanapie, czyli co 27 mężczyzn myśli o miłości, rozstaniach, ojcostwie i wolności, Wyd. Drzewo Babel, 2008

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później