Pan Lodowego Ogrodu
Mogę zrozumieć czytelniczą fascynację fantastyką: daje ona możliwość całkowitego
oderwania się od szarej rzeczywistości, pożeglowania gdzieś w kosmos, lub w
odległą przeszłość, która nigdy nie istniała. Uznane dzieła z gatunku
fantastycznego, takie jak Władca Pierścieni, czy Gra o tron, stają się dziełami
kultowymi. Ja jednak, gdybym miała czytać tylko fantastykę/fantasy, chyba
szybko bym zwariowała. Po pewnym czasie zanurzenia w taki świat, który nie
odpowiada istniejącym realiom, człowiek (tzn. ja) zaczyna się czuć dziwnie. Nie
mówię o tym, że zaczynam widzieć elfy, czy zimną mgłę, ale czuję się
przytłoczona tą odmiennością, czuję się jak pogrążona w jakimś niezbyt
przyjemnym, narkotycznym śnie. Zwłaszcza jeśli świat stworzony przez pisarza
jest światem nie tylko innym, ale i mrocznym, złym, pogrążonym w smutku,
wojnie, czarnej magii. A tak właśnie jest w przypadku Pana Lodowego Ogrodu.
Dosyć długo przymierzałam się
do tej książki, aż w końcu zabrałam się za nią po obejrzeniu Thora. Pan
Lodowego Ogrodu to również połączenie fantasy rodem ze średniowiecza, z
wynalazkami z przyszłości. Superbohater, Vuko Drakkainen zostaje wysłany na inną planetę, Midgaard (to też
kojarzy mi się z Thorem), z misją ratunkową dla uczestników poprzedniej wyprawy
badawczej. Zaginęli oni bez wieści w świecie, tkwiącym w średniowieczu - według
ziemskiej miary czasu. W dodatku najwyraźniej w świecie tym źle się dzieje,
zaczyna w nim rządzić magia.

Widać wyraźnie, że książka
została napisana przez mężczyznę i jest skierowana raczej do męskiego
czytelnika. Świat PLO jest zmaskulinizowany. Rzecz jasna Vuko
Drakkainen jest superbohaterem: supermęskim, odważnym, sprawnym i koniecznie
cynicznym, acz nie pozbawionym odruchów serca. PLO zarazem cierpi na ubóstwo
bohaterów - w zasadzie mamy ich tylko trzech, wyraźnie zarysowanych (z czego dwóch w
wątku równoległym), a pozostałe postacie czytelnika nie obchodzą. No i ta typowa dla panów fascynacja bronią i różnymi zabawkami, te
długie sceny walk (zbyt długie, jak na mój gust). Ale ulubionym motywem pisarza
jest chyba wędrówka. W zasadzie obydwa tomy, a szczególnie drugi się do tego
sprowadzają. Drakkainen idzie i idzie, i idzie, a oprócz tego niewiele się
wydarza. Podobnie zdetronizowany cesarz w równoległej opowieści - też wędruje. Góry,
doliny, lasy, pustynie. Żeby nie było zbyt monotonnie od czasu do czasu zdarza
się jakaś bijatyka, a w trakcie wędrówki bohaterowie lubią sobie pofilozofować
- na temat drogi, losu, przeznaczenia... Niektóre sceny zaś mają charakter
taki, jakby pisarz nieźle się najarał. Jakieś wizje, sny, narkotyczne majaki? Poza tym, PLO w gruncie rzeczy
wcale nie jest aż tak oryginalny, jak mogłaby być powieść tego gatunku.
Wspomniałam już o skojarzeniach z Thorem. W PLO widać wyraźnie różne
inspiracje, m.in. tradycyjnie już kulturą średniowiecza (medieval fantasy), czy
różnymi mitologiami i sagami, co sprawia, że PLO wydał mi się trochę
odgrzewanym kotletem. Naprawdę świeżych momentów jest w PLO mało; oryginalne są
nawiązania do malarstwa Bosha - ok, tego w innych książkach fantasy jeszcze nie
spotkałam.
Nie wiem, na czym polega
fenomen tej książki. Jest nudna i przegadana. Nie jest to, coś, co czytałabym
z zapartym tchem i z niecierpliwością sięgała po kontynuację. Na razie mam
dosyć. Doszłam do wniosku, że mam wiele innych, o wiele ciekawszych rzeczy do
czytania. Trzeci i czwarty tom przeczytam może później. A może nie.
Jarosław Grzędowicz, Pan Lodowego Ogrodu, t.1-2, Wyd. Fabryka Słów, 2012
Książka zgłoszona do wyzwania Czytam opasłe tomiska (545 + 656 str.)
Jarosław Grzędowicz, Pan Lodowego Ogrodu, t.1-2, Wyd. Fabryka Słów, 2012
Książka zgłoszona do wyzwania Czytam opasłe tomiska (545 + 656 str.)
Mam z "Panem Lodowego Ogrodu" ogromny problem, bo seria właściwe mi się podobała, ale czasami musiałam się wręcz zmuszać do lektury (ostatni tom czytałam 3 miesiące z przerwami - to mój osobisty rekord w czytaniu jakiejkolwiek książki). Książki Grzędowicza są faktycznie przegadane, tom 3 i 4 niestety też :/
OdpowiedzUsuńAkurat jestem jednym z tych czytelników PLO, którzy z zachwytem i zapartym tchem śledzili przygody Vuko :) Ale całkowicie rozumiem Twoją niechęć i znudzenie. Mnie podczas lektury okropnie drażniły zapożyczenia z innych sag, utworów literackich i legend - trochę za dużo moim zdaniem tego było, niemniej pokochałam ten świat i czułam epicką potrzebę uratowania go przed zagładą :)
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze nie czytałam, a wokół słyszę same superlatywy. Może to i dobrze, że dla równowagi nie jesteś zachwycona ;) Ja z kolei jakiś czas temu poczytywałam trochę Piekarę, i też nie rozumiem do końca fascynacji Mordimerem. I też takie to jednostronnie męskie. Jeśli już się jakaś kobieta pojawia to tylko, żeby biustem pofalować. Ewentualnie stać się ofiarą gwałtu bądź morderstwa.
OdpowiedzUsuńJak zwykle jestem w opozycji do mainstreamu ;) I faktycznie nie lubię, jak w tych książkach fantasy kobiety istnieją tylko jako obiekt seksualny
UsuńZdecydowanie nie dla mnie. Mam kilka ksiazek Dukaja i kiedys pewnie sprobuje je przeczytac, ale po przeczytaniu Twojej recenzji, to "kiedys" bardzo sie oddala.
OdpowiedzUsuńAno, usiłowałam kiedyś czytać "Lód" i poległam - ale obiecałam sobie, że jeszcze kiedyś spróbuję. Wydaje mi się jednak, że Dukaj to inny styl i inna liga, niż Grzędowicz
UsuńO, a ponoć taka dobra... ja mało czytam polskiej fantastyki, na ogół raczę się raczej jakimiś amerykańskimi śmieciami, ale teraz to mnie zaskoczyłaś :) Ale może to rzeczywiście książka dla facetów :)
OdpowiedzUsuńJa jestem kobietą i uwielbiam ten cykl:)
OdpowiedzUsuń