Obietnica gwiezdnego pyłu
Jak to się dzieje, że
kobieta, która jest pielęgniarką, siada i pisze powieść? W dodatku powieść,
która jest kawałkiem naprawdę dobrej literatury. Być może ktoś w tym jeszcze
maczał palce, bo aż nie chce się wierzyć, że Obietnica gwiezdnego pyłu jest
dziełem amatorki i w dodatku debiutem. Mało tego, Priscille Sibley narratorem czyni mężczyznę, co sprawia, że zadanie pisarki było jeszcze trudniejsze. Nie chce mi się wierzyć, ale to w sumie
ma w tym momencie drugorzędne znaczenie...
Fabuła Obietnicy rzeczywiście
jest łudząco podobna do tematyki serwowanej czytelnikom przez Jodi Picoult,
przypomnijmy sobie chociażby Pół życia tej autorki. Mamy bowiem 35-letnią Elle,
ulegającą wypadkowi wskutek którego bohaterka znajduje się w stanie śmierci
mózgowej. Jej rodzina chce odłączyć ją od aparatury podtrzymującej życie,
wiedząc, iż Elle nie chciałaby umierać powolną śmiercią. Sytuacja zmienia
się, kiedy okazuje się, że kobieta jest pierwszych tygodniach ciąży. Mąż Elle,
Matt podejmuje desperacką walkę o utrzymanie żony przy życiu, tak by dziecko
mogło się urodzić. Przeciwko sobie ma braci Elle, jej byłego narzeczonego, a
nawet... własną matkę, dla której Elle była jak córka. Oczywiście sprawa ląduje
w sądzie, a adwokat Matta chce przy okazji ugrać coś dla ruchu pro-life. Klasyczny dramat.
Spór, który dzieli rodzinę jest dla mnie - istoty zdroworozsądkowej - trochę kuriozalny. Daleko mi do popierania poglądu, według którego dziecko jest ważniejsze od matki, a ciało kobiety można traktować jak inkubator, ale w opisanym przypadku raczej nie miałam wątpliwości. Elle nie cierpi, nie czuje bólu, w zasadzie już umarła, jeśli więc można ocalić choć małą jej cząstkę, jeśli jest szansa dla dziecka, to czemu nie spróbować? Przecież takie przypadki już na świecie były. Dlaczego więc rodzina Elle tak bardzo się upiera, żeby ją odłączyć, powtarzając raz za razem, jak mantrę, iż Elle nie chciałaby tak żyć. Owszem, lecz Elle rozważała sytuację, gdyby miała umierać w męczarniach, jak jej matka, chorująca na raka, a wydaje się, że rodzina Elle w ogóle nie dostrzega tej różnicy. Jeszcze dziwniejsze jest to, że najgorętszą przeciwniczką Matta jest jego własna matka, w dodatku położna, chcąca de facto w ten sposób uśmiercić swojego wnuka... Dziwnymi drogami chadzają jednak ludzkie pobudki, a ostatecznie, czy w obliczu śmierci ktoś myśli logicznie? Na koniec tej historii nasuwa się morał, że warto najpierw porozmawiać, zamiast od razu wysyłać pozew sądowy.
Abstrahując od wydarzeń na sali sądowej, urzekło mnie w tej powieści to, w jaki sposób autorka podejmuje tematy fundamentalne dla każdego człowieka: miłości i śmierci. Główny bohater przechodzi bolesny proces godzenia się ze stratą ukochanej osoby, a nieodłączną częścią tego procesu jest sięganie w przeszłość, do czasów, gdy jego żona była piękna, zdrowa, miała marzenia, śmiała się, płakała, była genialną fizyczką... I tak podążamy za wspomnieniami Matta o Elle i odkrywa się przed nami piękna i wcale nie banalna historia miłosna. Słowa, jakich używa autorka by oddać uczucia tych dwojga oraz rozpacz Matta po wypadku żony są proste i oszczędne - takie właśnie, jakich użyłby mężczyzna - pełen empatii, ale jednak mężczyzna. Dzięki temu ta opowieść przemawia do wyobraźni i chwyta za serce. Jest romantyczna, ale nie ckliwa. Celowo czytałam ją wnikliwie i wolno, delektując się wykreowanymi przez pisarkę scenami układającymi się w mozaikę cudu, jakim jest ludzkie życie.
Smaczku dodaje Obietnicy fakt, iż Elle jest (była) astronautką w NASA. Od dziecka fascynowały ją gwiazdy, a jej życiowym osiągnięciem była wyprawa w kosmos, by zmodernizować teleskop Hubble'a. I tu od razu mam skojarzenia z Grawitacją.... Śmierć Elle jest zatem stratą nie tylko dla jej najbliższych, ale także stratą wybitnego i dobrze zapowiadającego się naukowca. Nie sposób nie myśleć tu o tym, jak kruche jest ludzkie życie i jak śmierć zrównuje wszystkich w swojej okrutnej nieuchronności. Jednocześnie odwołując się do wszechświata i gwiazd na nieboskłonie, ta śmierć staje się jakoś mniej złowieszcza - czytelnik odrywa się od ziemi, a sformułowanie z gwiezdnego pyłu powstałeś... brzmi jakoś bardziej pozytywnie, niż tradycyjne ....i w proch się obrócisz.
Priscille Sibley, Obietnica gwiezdnego pyłu, Wyd. Świat Książki, 2013
Książka zgłoszona do wyzwania Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska (416 str.)
Priscille Sibley, Obietnica gwiezdnego pyłu, Wyd. Świat Książki, 2013
Książka zgłoszona do wyzwania Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska (416 str.)
Jestem ogromną fanką Jodi Picoult, więc już swoim porównaniem zaintrygowałaś mnie... Tym bardziej, że od dawna mam ochotę na "Obietnicę gwiezdnego pyłu". Tematyka jak najbardziej dla mnie, zatem muszę rozejrzeć się w bibliotece. :)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że ta książka zrobi furorę, tymczasem okazuje się, że przemknęła bez echa. Szkoda.
UsuńKsiążka ma kiepski marketing, a zasługuje na rozgłos. Wszystkie opinie, które czytałam są pozytywne, ba, niekiedy nawet skrajnie entuzjastyczne. Ja powoli dojrzewam do tej książki, temat jest dla mnie bardzo trudny, więc musi chwilę poczekać.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Być może z powodu tych zawirowań ze Światem Książki - wydawnictwo ma teraz dosyć słabą siłę przebicia i nie promuje tak bardzo swoich książek.
Usuń