Wstyd

![]() |
źródło |
Morał płynący ze Wstydu jest oczywisty, a prawda jest taka, że gdyby nie grający główną rolę Michael Fassbender, wrzuciłabym tę produkcję do szufladki wielu innych, być może ambitnych, ale dołujących filmów, o których chce się szybko zapomnieć. Michael Fassbender wypłynął na innym filmie Steve'a McQueena, Głód. To aktor o tak mało charakterystycznym, plastycznym wyglądzie, że można z nim zrobić wszystko i mógłby zagrać wszystko. W szczególności jednak psychopatycznych morderców, zboczeńców, zimnych sadystycznych arystokratów i nazistów. To najczystszej wody drapieżnik. Hipnotyzuje samym spojrzeniem, jak w scenie w metrze. Wzbudza strach i fascynację zarazem. Budzi niebezpieczne skojarzenia - gdyby nawet obsadzono go w roli bohatera jednoznacznie pozytywnego, widz czekałby aż bohater ten zrobi coś złego (i może dlatego Fassbender takich ról nie gra). We Wstydzie zagrał tak, że przechodziły mnie ciarki, a sceny z filmu śniły mi się w nocy. Dla mnie Fassbender to przykład, jak można zrobić coś z niczego.
Czekam na jakąś pozytywną rolę Fassy'ego, oj czekam. Zresztą z nim obejrzę wszystko, nawet Franka (a właściwie to nawet nie mogę się doczekać!) ;) Nie wiem czy widziałaś Fish Tank - świetny film, kolejna niejednoznaczna rola Michaela.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie widziałam Fish Tank, ale będę uważnie śledzić dalszą karierę Fassy'ego ;)
Usuń