Pewnie nie słyszeliście o Lucrezii, księżnej Ferrary. Nie Lucrezii Borgii, która również była księżną Ferrary, po tym, jak wyekspediowano ją tam z Rzymu. Ale o małej Lucre, córce księcia Florencji, która została wydana za mąż za wnuka Lucrezii Borgii, Alfonsa, w drugiej połowie XVI wieku. Nic dziwnego, że o niej nie słyszeliście, skoro zmarła ona po roku małżeństwa, w wieku 16 lat. Niczego nie dokonała. A jednak to właśnie jej życie przypomina Maggie O’Farrell w swojej kolejnej powieści historycznej. 

Zapewne to, co napisała o swojej bohaterce autorka jest tworem jej własnej wyobraźni, bo jestem przekonana, że nie znajdziemy w dokumentach historycznych informacji o tym, jaki Lucrezia miała charakter i talenty. Nie dowiemy się tego, że była bardzo żywym dzieckiem, odbiegającym od pozostałych dzieci pary książęcej. Jako że była dzieckiem średnim, i do tego córką, nie poświęcono jej wiele uwagi, więc Lucrezia była bardziej przywiązana do niani, niż do rodziców. Tak jednak często bywało w tamtych czasach, kiedy ludzie z wyższych klas raczej nie interesowali się wychowywaniem swoich dzieci. Nie wiadomo, czy mała Lucre była dzieckiem wrażliwym na przyrodę, na zwierzęta, czy żałowała drapieżników trzymanych w lochach pałacu, ku kaprysowi jej ojca. Tygrysicy złapanej gdzieś w dżungli, która dokonała żywota za kratami. W dawnych czasach ludzi niespecjalnie obchodził los zwierząt. O’Farrell daje również Lucrezii talent malarski - dziewczynka tworzy miniatury, a farby, pędzle oraz kolekcja artefaktów przydatnych do malowania, są jej największymi skarbami. Jest oczywiste, że robi to tylko dla samej siebie, że nikt nie będzie podziwiać tych dzieł i chwalić jej talentu. Kobiety przecież nie zostają artystkami. Kobiety są przeznaczone do jednego i taka jest też historia Lucrezji Medycejskiej. To ciągle ta sama historia, którą znamy z wielu odsłon: Henryka VIII i wielu innych. Myślałam sobie w trakcie tej lektury, jak bardzo mężczyźni odwrócili naturalny bieg rzeczy (jednocześnie twierdząc, że “naturalny bieg rzeczy” to właśnie ten, w którym kobieta traktowana jest jak istota małej wartości, drugiego sortu). W biologii to życie samic jest cenne, ponieważ to one ponoszą ciężar rodzenia młodych i opiekowania się nimi. Życie samców jest “tanie”, gdyż samiec może zostać łatwo zastąpiony. Tymczasem ludzie, owszem, mając świadomość roli kobiet jako matek, traktowali je jednocześnie jak tani zasób: nie ta, to inna, kali zrobił swoje - kali może odejść, podczas gdy to życie mężczyzn postawili na piedestale. Abstrahuję już tu od wszystkich kwestii pozabiologicznych, czyniących człowieka człowiekiem. W innej książce czytam o tym, jak zachorował pewien biskup i w intencji jego wyzdrowienia swoje życie ofiarowało dziesięć kobiet (zakonnic). W jaki sposób konkretnie dokonała się ta ofiara - dywaguje autor - i konstatuje “dziesięć żyć za jedno”... Bo tak też było z Lucrezią, której życie wydawało się niewiele warte, a już zwłaszcza gdy nie była w stanie wypełnić swojej “tradycyjnej” roli.

Portret Lucrezii, jaki sporządziła autorka, zaiste, jest sporządzony z wielką pieczołowitością i czułością - że użyję tego nadużywanego słowa. Zaglądamy do jej dziecięcych komnat, dowiadujemy się, co czuje, kiedy jest wydawana za mąż za obcego jej - i o wiele starszego mężczyznę. Kiedy zostaje z tym kompletnie sama, oderwana od wszystkiego co zna, od rodziców - może niezbyt czułych, ale jednak rodziców - i wysłana do kompletnie jej nieznanego środowiska. Musi się rozeznać kto jest kim i jakie żywi w stosunku do nie intencje. Nawiązać jakieś relacje, przyjaźnie, by przetrwać w skomplikowanym świecie intryg dworskich - i jest w tym zdana sama na siebie. Mąż się nie liczy, bo jego też dopiero poznaje i tak do końca nie wie, czy jest jej sprzymierzeńcem, czy wrogiem. I to wszystko w wieku 16 lat, który ktoś uznał za właściwy, by dziewczynki wychodziły za mąż, będąc fizycznie zdolne do rodzenia dzieci. I doświadczały tego miliony kobiet. Autorka może niekoniecznie miała na celu oddanie historycznych realiów, tego, jak było, ale właśnie emocji, towarzyszącym kobietom, a czemu służy wielka ilość detali, z jaką odmalowane jest życie Lucrezii. Spojrzenia, skinienia głowy, uśmiechy, skrzywienia, wibracja głosu - to wszystko przemawia do czytelniczki. Scena nocy poślubnej - zazwyczaj jakoś tam pomijana, z założeniem, że możemy sobie to wyobrazić - Maggie O’Farrell pochyla się nad jej szczegółami, koncentrując się rzecz jasna na odczuciach bohaterki.  Namacalne jest wręcz napięcie towarzyszące bohaterce kiedy musi odnaleźć się w obcym otoczeniu i kiedy odkrywa, że jej mąż wcale nie jest miłym człowiekiem... Tak mąż Lucrezii, jak inni mężczyźni z jej otoczenia, są tu przedstawieni tak, jakby w ogóle nie mieli “ludzkich uczuć”, a jedyne co ich interesowało to władza i posłuszeństwo okazywane przez innych, w tym rzecz jasna kobiety.

Wiem, że to nie jest powieść o dziewczynkach wydawanych za mąż (a to się nadal dzieje w wielu krajach), czy też o tym, jaka hipokryzja jest w tym, że nastolatki uznajemy za niezdolne do decydowania o sobie, ale jakoś dziwnym trafem zdolne do rodzenia dzieci (i rzecz jasna zajmowania się nimi) - ale właśnie o tym myślałam. Maggie O’Farrell bardziej zwraca uwagę na wyżej już wspomniany problem - niską wartość kobiecego życia, co przekłada się na kobietobójstwa (zabójstwa kobiet z nienawiści urosły już do takiej skali, że zyskały odrębną nazwę) i na uprzedmiatawianie kobiet, np. w procederze handlu ludźmi. Znowu pokuszę się o komentarz współczesny, bo we Włoszech właśnie przyjęto prawo, które traktuje zabójstwo kobiety motywowane płcią za odrębne przestępstwo. Będzie za to grozić nawet dożywotnie więzienie. Wreszcie, chce się powiedzieć. “Kobietobójstwo nie jest zbrodnią z namiętności, to zbrodnia władzy” – napisała Elena Cecchettin po śmierci swojej siostry, zamordowanej przez byłego chłopaka. I właśnie to widać jak na dłoni w Portrecie Lucrezii.

Poprzednią powieść historyczną Maggie O’Farrell, dzięki której ta pisarka zdobyła renomę, odebrałam dość średnio, ale Portret Lucrezii - wołanie w imieniu wszystkich uprzedmiotowionych, unieważnionych i zapomnianych kobiet - bardzo mi się podobał. To była dla mnie wzruszająca lektura, pełna smaczków, napisana pięknym językiem, dopracowana i jestem wdzięczna autorce za to, jak wydobyła Lucrezię z zapomnienia. 

Metryczka: 

Gatunek: powieść historyczna
Główna bohaterka: Lucrezia Medycejska
Miejsce akcji: Florencja/Ferrara
Czas akcji: XVI wiek
Ilość stron: 416
Moja ocena: 6/6
 
Maggie O'FarrellPortret Lucrezii Wydawnictwo Znak JednymSłowem, 2025

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później