Myślę, że to nie jest tak, że na rodzinę Kissingerów, która jest bohaterką tego reportażu spadła jakaś niewyobrażalna liczba nieszczęść, biorąc pod uwagę liczebność tej rodziny. Przecież każdy człowiek ma swoje życie, swoje problemy, a kiedy liczba tych osób się multiplikuje, problemy też się mnożą. Niestety też oddziaływują ze sobą wzajemnie i odbijają się na pozostałych osobach. Meg Kissinger miała siedmioro rodzeństwa. Każde z nich doświadczyło problemów natury psychicznej, dla dwójki z nich skończyło się to tragicznie, a poza tym byli jeszcze niezupełnie stabilni rodzice. Matka, Jean, niezdiagnozowana, z zaburzeniami lękowymi i nadużywająca alkoholu, ojciec Holmes, nadpobudliwy, również alkoholik, pod koniec życia otrzymał diagnozę CHAD.
Autorka tej książki i jej rodzeństwo to dzieci z pokolenia baby boom. To były czasy, kiedy na dzieci nie zwracało się takiej uwagi jak teraz, często wychowywały się same, miały mnóstwo swobody, nikt nie pilnował ich 24/7, więc wypadki się zdarzały (jak też relacjonuje to Kissinger), ale uważało się to za naturalne. Nie rozdzierano szat, bo chłopak spadł z drzewa i złamał rękę, czy przewrócił się na rowerze. Oczywiście były też wypadki śmiertelne, tragedie, ale tych nigdy nie da się uniknąć. Gorszą stroną tego był brak szczerej komunikacji między bliskimi - dorośli raczej nie interesowali się tym, co dziecko czuje, czego chce, co je martwi; rodzice nie rozmawiali też z dziećmi o własnych problemach, nie tłumaczyli im trudnych spraw. Od dzieci oczekiwano, żeby były grzeczne, dobrze się uczyły i jeśli tak było, to zakładało się, ze wszystko jest ok.. W szkole było to samo. Nie, to nie było tak, jak w tej reklamie, że dawniej “komunikowaliśmy się prosto” I szczerze. Co za bzdura. Postępowanie państwa Kissingerów było więc zupełnie normalne jak na tamte czasy - dla wielu osób postronnych Kissingerowie stanowili całkiem normalną i
kochającą się rodzinę (poza tym pojęcie normalności też jest pojęciem
względnym i zmiennym w czasie) - i tak też patrzy na to autorka, starając się zrozumieć postępowanie swoich rodziców. Trochę więcej pisze o matce (zrozumiałe dlaczego), problemy ojca wydają się trudniejsze do określenia.
Ja też staram się zrozumieć, co częściowo już opisałam powyżej. I widzicie, tuż przed lekturą
Nieobecnych czytałam
Nigdy, nigdy, nigdy - i prawdopodobnie państwo Kissingerowie byli własnie takimi ludźmi, którzy nie powinni byli w ogóle mieć dzieci (acz prawdopodobnie nie zdawali sobie z tego sprawy). No ale tak własnie wtedy było: nikt się nad tym nie zastanawiał, ludzie się pobierali, bo chcieli ze sobą być, a potem, naturalną koleją rzeczy pojawiały się dzieci. Do tego matka autorki była katoliczką (pochodzenia irlandzkiego), a katolicy wiadomo: róbcie dzieci, im więcej dusz, tym lepiej, antykoncepcja to grzech. Więc co rok to prorok i tak na świecie pojawila się ósemka małych Kissingerow. Wszyscy rzecz jasna na głowie matki, bo ojciec był w rozjazdach. I nikt nie widzial w tym niczego nienormalnego. Myślałam więc o tym, jak czuła się ta kobieta i czy można w ogóle ją obwiniać: ósemka drobiazgu na głowie, zmęczenie, (kiedy dziś na niewyobrażalne zmęczenie skarżą się nawet matki jednego dziecka), być może depresja poporodowa. Czy w ogóle jest mozliwe, żeby samodzielnie upilnować ósemkę dzieci? Nic dziwnego, że pani Kissinger potrzebowała od czasu do czasu “zniknąć” w placówce psychiatrycznej (autorka opisuje jak ich matka po urodzeniu najmłodszej siostry nie chciała wychodzić ze szpitala, by jeszcze choć trochę odpocząć). W dodatku autorka pisze, że jej matka “za młodu” była postrzegana jako geniuszka - tak wysoki miała iloraz inteligencji - i ten geniusz został sprowadzony do pieluch, wycierania nosów i robienia kanapek (jak wielu kobiet). To też mogło uderzyć do głowy. Ja w ogóle tej kobiecie się nie dziwię, choć można zrozumieć żal dzieci - bo dzieci zawsze czują żal do rodziców, patrząc ze swojego punktu widzenia.
Reportaż
Nieobecni to właściwie bardziej osobista biografia rodziny, a nie reportaż. Bardzo prywatna książka, bardzo różna od
W ciemnej dolinie, choć tematyka może wydawać się zbliżona. Meg Kissinger ma zadziwiająco lekkie pióro. Całą tę historię czyta się jak porywającą i na poły sensacyjną sagę rodzinną, zwłaszcza że autorka każdy rozdział kończy clifthangerem. W pierwszych rozdziałach, gdzie mowa jest o młodych Jean i Holmesie oraz o czasach dzieciństwa Meg i jej rodzeństwa, jest bardzo dużo humoru i luzu, potem jednak dzieci dorastają, a ton reportażu staje się coraz poważniejszy i smutniejszy. Dowiadujemy się o depresji i próbach samobójczych, jakie dotknęły starszą siostrę Meg, potem jej brata, a także podobnych problemach szerzących się wśród rodzeństwa, jakby za sprawą jakiegoś wirusa. Jaka była tego przyczyna? Nie da się na to jednoznacznie odpowiedzieć, bo do dziś nie znamy tak naprawdę etiologii zaburzeń psychicznych. Wiemy, że ma na nie wpływ kombinacja genów, wychowania i otoczenia - czyli tak naprawdę to, co ma wpływ na kazdy aspekt naszego życia. Choć ta “mentalnośc rodzinna” - ta “beztroska”, to udawanie, że wszystko jest ok, kłamstwa i tajemnice, lekceważenie coraz to poważniejszych problemów, tłamszenie emocji, milczenie nawet w obliczu czyjejś śmierci, ten brak de facto wsparcia potrzebnego w tej sytuacji - na pewno odbiły się na całej rodzinie, to kwestią dyskusyjną jest to, w jakim stopniu wywołało to problemy psychiczne u dzieci Kissingerów. Wreszcie, powiedzmy sobie szczerze - czy w dzisiejszych czasach wygląda to lepiej? Nadal przyznanie, że macierzyństwo to bardzo trudny stan dla kobiety - jest tematem tabu. Mamy trochę lepszą świadomość i dzieciocentryzm, ale - mimo to - czy rodzice
naprawdę interesują się swoimi dziećmi? Iluż mamy takich rodzicieli, którzy w codziennym zabieganiu w ogóle nie dostrzegają, że ich dzieci mają problemy, a te ostatnie wolą rozmawiać o nich z ChatemGPT niż z rodzicami? Depresje, uzależnienia szerzą się wśród młodych tempie zastraszającym. Właśnie dlatego, że zanikają więzi społeczne i rodzinne. Dla odmiany popularne jest obwinianie rodziców o wszelkie możliwe traumy - mamy więc starszych ludzi, do których przychodzą ich dorosłe dzieci po psychoterapii, a ci ludzie nie rozumieją o co te pretensje, bo przecież to, co robili, robili w dobrej wierze.
Końcówka książki poświęcona jest już nie tyle osobistym problemom Kissingerów, co tragicznej sytuacji osób z chorobami psychicznymi w społeczeństwie (amerykańskim, ale śmiało możemy rozszerzyć to na inne kraje, Polskę też). Meg Kissinger, odwołuje się do naszej empatii i wrażliwości, uświadamiając zarazem. Autorka zwraca uwagę na brak de facto jakiegokolwiek systemu, który opiekowałby się takimi ludźmi, a “normalni” ludzie nadal traktują ich jak dawniej trędowatych, nadal choroby psychiczne są powodem do stygmatyzacji, jakby chorzy byli sami sobie winni, jakby ich choroba była jakimś defektem woli czy charakteru, więc czymś, czego należy się wstydzić. Stąd chorzy lądują na marginesie społeczeństwa: biedni, zaniedbani, często bezdomni. Jeśli już trafiają do placówek, to warunki w nich również pozostawiają wiele do życzenia i nie sprzyjają powrotowi do zdrowia (znamy wiele takich historii). W USA de facto więcej osób chorych psychicznie trafia do więzień (co też jest tragiczne), niż do lekarzy. Na leczenie i badanie chorób psychicznych poświęca się też bardzo mało środków - w porównaniu do innych dziedzin medycyny i nauki w ogóle, co jest jeszcze gorszą wiadomością. Trudno uwierzyć, że takie podejście do osób z problemami psychicznymi funkcjonuje nadal, nawet w XXI wieku - choroby psychiczne nadal traktujemy jako ewenement w świecie, w którym mamy prawdziwą ich epidemię i w mniejszości są raczej ci, którzy nigdy nie doświadczyli jakichś problemów tego typu, choćby przejściowych. I nigdy nie wiemy, czy nie dotknie to też nas samych. To jest fakt, że chorych psychicznie trudno jest kochać i z nimi żyć - są nieprzewidywalni, robią dziwne rzeczy, często są agresywni i uciążliwi dla otoczenia, niebezpieczni, choć znacznie bardziej dla siebie, niż dla innych. Ale nie można zamykać na nich oczu. Oni potrzebują wsparcia, zrozumienia i miłości - są im one bardziej potrzebne, niż leki i zamykanie w szpitalach.
Historia Kissingerów jest kolejną pozycją uświadamiającą na temat zaburzeń psychicznych i może być świetnym argumentem dla antynatalizmu: jaki jest sens (i wymiar etyczny) sprowadzania na świat kolejnych istot, skoro narażamy je na takie cierpienia? I skoro nie potrafimy o nie właściwie zadbać? Jasne, że teraz, po latach, kiedy wszyscy są już dojrzałymi ludźmi i jakoś udało im się poukładać swoje życie, rodzeństwo nauczyło się siebie wspierać i cieszy się, że jest ich więcej, niż mniej. Ale nie zawsze tak było i nie jest to regułą. Do przemyślenia.
Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny temat: Kissingerowie, choroby psychiczne
Miejsce akcji: USA
Czas akcji: XX wiek
Ilość stron: 344
Moja ocena: 5/6
Meg Kissinger, Nieobecni. Milczenie wokół chorób psychicznych w rodzinie, Wydawnictwo Czarne, 2025
Komentarze
Prześlij komentarz