Ptaki bez skrzydeł
Dawno, dawno temu, gdzieś w Anatolii było sobie miasteczko Eskibahce. Zamieszkiwali je od pokoleń Grecy, Ormianie, Osmanowie; muzułmanie i chrześcijanie. Nikt nie widział w tym problemu i wszyscy zajmowali się swoimi sprawami: garncarz lepił garnki, handlarze sprzedawali co tam mieli, pasterze paśli kozy i owce, a ich dzieci ganiały się wspólnie i marzyły, że jak dorosną, to się pobiorą. Oczywiście od czasu do czasu wybuchały sprzeczki i konflikty, bo była to społeczność mocno tradycyjna, a na szczęście wszystko rychło wszyscy się godzą.
Przez chwilę przyglądał się tłumom, czerwonym fezom z czarnymi frędzlami przypominającymi mu pełne maków pola pszenic w Eskibahce. Obok przeszła grupa derwiszów Mevlevi odzianych we wspaniałe spódnice i kapelusze, które wyglądały jak nagrobki. Minął go zamaszystym krokiem hamal dźwigający na głowie kocioł. W lektyce inkrustowanej masą perłową i kością słoniową przeniesiono jakąś żydówkę. Za nią szedł niosący pióra i zwoje pisarz (...). Mieszana grupa chrześcijan i muzułmanów rozpoczynała wspólną pielgrzymkę do Efezu, do domu Maryi i Panny. Dwie Cyganki z niemowlętami na plecach przeszły ramię w ramię z dwoma kapucynami. Korpulentny ksiądz dreptał spocony za grupą Beduinów w białych płaszczach, a za nimi grecki kupiec w złocistej kamizelce jechał obok kupca z Włoch i dyskutowali po francusku o cenach towarów. (...) Filigranowa żona europejskiego ambasadora przeszła lekkim krokiem w obstawie czterech czarnoskórych służących i groteskowego eunucha z Etiopii (...).
Powiadają, że w tamtych czasach na ulicach Stambułu słychać było 70 języków. (...) Chrześcijanie i muzułmanie wszystkich sekt, alewici, zaratusztrianie, żydzi, czciciele Anioła Pawia egzystowali obok siebie w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach i konfiguracjach. (...) Stambuł stanowił środek tego koła z popękanym wieńcem i był uosobieniem obłąkańczego chaosu i rozgardiaszu, które (...) miały stać się wzorcem i zwiastunem wszystkich istniejących sto lat później - kiedy to, paradoksalnie, Stambuł zupełnie stracił swój kosmopolityczny blask - wielkich światowych metropolii. Być może pewnego dnia odnalazłby ten blask, gdyby tylko w nadchodzącym stuleciu udało się wreszcie obalić fałszywe bożki nacjonalizmu, tego pokrętnego patriotyzmu moralnych karłów.
Słowo “osmański” wyszło z użycia i zostało skompromitowane do czasu późniejszej nieuchronnej rewizji, gdy świat zdał sobie sprawę, że imperium osmańskie było państwem kosmopolitycznym i tolerancyjnym.
To prawda - dawniej większość państw takich było, i Imperium Osmańskie, i Cesarstwo Austro-Węgierskie, i Rosyjskie, Rzeczpospolita też. Ludzi co do zasady nie ścigało się za narodowość (z wyjątkiem nieszczęsnych Żydów), w obrębie jednego kraju żyło obok siebie wiele różnych narodowości. A potem wszystko wzięło w łeb.
książka ta siłą rzeczy poświęcona jest nieszczęsnej pamięci milionów ludzi ze wszystkich stron w ukazanych w niej czasach, którzy stali się ofiarami licznych marszów śmierci, migracji uchodźców, prześladowań i eksterminacji oraz wymiany ludności.
Powieść Louisa Bernieresa z początku przypomina tradycyjne opowieści, już to baśnie z 1001 nocy. Jest i o pięknej dziewczynce, którą zachwycało się całe miasteczko, i o mądrym hodży, uwielbiającym swoją klacz, i o perypetiach możnego Rustema Beja. Życie w Eskibahce, choć ubogie i nie dla wszystkich łaskawe, to wydaje się sielankowe dlatego, że ludzie tworzą wspólnotę. Jednak miłe złego początki, bo nadchodzą gorsze czasy, rozpoczyna się zawierucha wojenna, wojna w zasadzie wszystkich ze wszystkimi i nie oszczędza ona nikogo spośród bohaterów. Mamy więc rozdzierające sceny wypędzenia Ormian, a potem deportacji Greków, dramatyczne wspomnienia z pola bitwy, opis coraz większej biedy, głodu i gospodarczego upadku Eskibahce, kiedy odeszli ci, na których opierała się społeczność. Zapewne upadający kraj w pigułce. Powieść ta ukazuje więc schyłek Imperium Osmańskiego, czasy I wojny światowej, a następnie wojny grecko-tureckiej. Skończyło się - jak wiadomo - obaleniem sułtana i ustanowieniem nowoczesnego państwa tureckiego. Na czele tej rewolty stał Mustafa Kemal, nazwany Ataturkiem. Niestety była to rewolta krwawo okupiona, mimo, że Mustafa Kemal gardził religią i chciał stworzyć państwo świeckie, opowiadał się też za emancypacją kobiet.
Ptaki bez skrzydeł pokazują, co dzieje się, kiedy ludzie ulegają idiotyzmom takim jak nacjonalizm i ksenofobia, nawołujących do tworzenia Grecji dla Greków, Turcji dla Turków, Polski dla Polaków, etc. I jak to jest, kiedy spokojnie żyjący obok siebie ludzie nagle stają się wrogami - dlatego, że ktoś wmawia im, że są wrogami, a w związku z tym powinni się wzajemnie nienawidzić i wziąć za łby. Niektórzy się od tego odżegnują, ale jest wielu, którzy ulegają tej retoryce, wstępują do wojska, by walczyć “za ojczyznę” albo w “świętej wojnie”. I cały porządek społeczny zaczyna się walić. Nacjonalizm zawsze prowadzi do konfliktów, wojen i nieszczęść, będących nieuchronną konsekwencją działań wojennych. Gett, pogromów, ludobójstw, deportacji - mieliśmy je też w Polsce. I tak też stało się na terenach Imperium Osmańskiego, w wyniku raz, że dążeń do stworzenia nowego państwa tureckiego, a dwa nowonarodzonych imperialistycznych ambicji Greków, którym zamarzyło się odtworzenie potęgi dawnej Grecji (wszak Azja Mniejsza dawniej była częścią Grecji, a potem Bizancjum i na jej obszarze znajdowało się mnóstwo miast, założonych przez Greków). Te dwie siły starły się ze sobą. Trudno tu opisać i wytłumaczyć tak naprawdę tę złożoną sytuację polityczną, panującą wówczas na tych terenach, gdyż trzeba wziąć jeszcze pod uwagę, że przedtem była jeszcze I wojna światowa, oraz to, że swoją rolę miały tu do odegrania zachodnie mocarstwa, każde ciągnące w swoją stronę. I Wielka Brytania, i Francja, i Włochy, miały swoje interesy na Bałkanach, a z drugiej strony Rosja była odwiecznym antagonistą Osmanów, więc tak to Osmanowie stanęli w czasie I wojny światowej po stronie Niemiec… Bernieres opowiada tu nie tylko o ludobójstwie Ormian, o którym powszechnie wiadomo, ale także o pogromach na ludności muzułmańskiej, których dopuszczali się Rosjanie, ale także Grecy. Greckie wojsko stosowało w Anatolii taktykę spalonej ziemi. Katalog tego, co ludzie czynili sobie nawzajem jest naprawdę obszerny, żadna ze stron nie ustępowała drugiej. Jednym z najtragiczniejszym wydarzeń tej wojny (o ile przyjmiemy, że tysiące pojedynczych i anonimowych śmierci to nie jest tragedia) był pożar chrześcijańskich dzielnic w Smyrnie, klejnocie Imperium Osmańskiego:
(...) bezczynnym żołnierzom pozwalano strzelać dla zabawy do muezinów wzywających do modlitwy (...), bito Turków, którzy nie przywdziali żałoby z okazji śmierci króla Aleksandra (...) zastrzelono handlarza, który domagał się zapłaty w piastrach zamiast w drachmach, (...), puszczono z dymem wszystkie miasta i wioski podczas pospiesznego i upokarzającego odwrotu…Och, rzeczywiście, nieskończoność błędów wielkich i drobnych, tworząca gorzką rzeczywistość błyskotliwego wybawienia Greków z Konstantynopola i Azji Mniejszej od okrutnych i barbarzyńskich tureckich pogan. A potem pojawiają się zwycięscy i mściwi żołnierze Mustafy Kemala, (...) i krzyżują duchownych lub duszą ich sznurami, gwałcą i wyrzucają z okien nawet najbardziej urocze dziewice, oblewają benzyną tych, którzy próbują uciec łodziami, i zamykają dostęp do dzielnicy ormiańskiej, żeby mieć rozrywkę, po czym miasto staje w płomieniach i znowu popełniane są okropieństwa z identycznego katalogu, ale teraz chodzi o Turcję dla Turków i odzyskanie Azji Mniejszej z rąk okrutnych i barbarzyńskich greckich pogan.
Nie zrobiliśmy wam niczego, czego wy nie zrobiliście nam.
Morał, jaki płynie z tej książki to ukazanie absurdu tego typu wojen, w imię jakiejś abstrakcyjnej idei, ideologii - religii, “wielkiego państwa”, honoru, etc. - przy czym zabijamy się w ich imię, do końca w nie nie wierząc (nie wszyscy rzecz jasna). Zwłaszcza po naoglądaniu się okropieństw na polach bitwy, bo wtedy do człowieka dociera nie tylko bezsens tych działań, opuszczają go złudzenia, że wojna jest “piękna” albo “święta”, a Bóg istnieje. Jakimże rozczarowaniem było dla Turków, kiedy okazało się, że współwyznawcy Allaha niekoniecznie chcą walczyć wspólnie w owej świętej wojnie, bo Arabowie stanęli po stronie Brytyjczyków (ale Arabowie zawsze mają swój własny interes). Żołnierzy opuszcza wola walki, zwłaszcza gdy konfrontują się z faktem, że jego wróg to taki sam człowiek, jak on sam (dlatego odczłowieczenie wojen, zamienienie ludzi na drony to może być przepis na jeszcze większą jatkę). Wydaje się nam, że “ci nad nami wiedzą, co robią”, gdy nader często wcale tak nie jest. Więc w efekcie zabijamy się nawzajem z jakichś idiotycznych powodów, fanaberii rządzących, ich szaleństw, tudzież głupoty. Tych moralnych karłów, uważających, że wszyscy powinni być tacy sami i dzielących ludzi na lepszych i gorszych. A potem, kiedy już ochłoniemy, zastanawiamy się, jak do tego mogło dojść i ze wstydu wypieramy to, co żeśmy zrobili. A doszło, gdyż górę w nas wzięły atawistyczne plemienne instynkty, wzniecone przez demagogów.
Teraz to, jak nas po prostu zgromadzono i wywieziono, wydaje mi się niewiarygodne. Jestem pewna, że dzisiaj nie mogłoby się to wydarzyć [czyżby?]. Spójrzcie, ile spowodowało to kłopotów. Obecnie nikt by nie powiedział: “Myślę, że usuniemy wszystkich tych ludzi z ich domów i wyślemy do innego kraju”. W tamtych czasach nie mieliśmy tylu wątpliwości. (...) Wtedy byliśmy prostymi ludzmi. Uległymi i nawykłymi do posłuszeństwa, wobec władzy (...)
Powtórzmy to jeszcze raz: nacjonalizm - jeszcze działający pospołu z religią - to zło - i zawsze prowadzi do konfliktów, wojen i nieszczęść, a nigdy do czegoś dobrego. W obliczu nacjonalizmu nie jest ważne kim jesteś, czy jesteś dobrym, czy złym człowiekiem, urzędnikiem, księdzem, czy sprzedawcą, liczy się tylko to, czy jesteś właściwej narodowości (co też może być dość arbitralnie określone) albo wyznania. W tej ideologii życie jest tanie, bo pozwala ona przeganianie oraz zabijanie “nieswoich”. I problem w tym, że nigdy nie wiesz, czy też przypadkiem nie zostaniesz zaliczony do tych person non grata. Wyobraź sobie, że każą ci w ciągu godziny zabrać swoje rzeczy, opuścić dom, bo wywiozą cię 1000 km dalej. Co byś zrobił/zrobiła? To jest ważny głos, gdyż dziś zapomnieliśmy już o tym co wydarzyło się sto lat temu i mamy ponowny rozkwit nacjonalizmu, w Polsce, i w innych krajach. A przeż wydaje się, że wiemy o wiele więcej, i też nie jesteśmy już takimi potulnymi baranami, jak ludzie kiedyś (wręcz przeciwnie - wydaje się nam, że jesteśmy tacy niezależni…).
Bernieres wplótł do powieści też rozdziały będące biografią Mustafy Kemala i tu niestety odbiłam się od nich, ponieważ mają one charakter bardzo podręcznikowy i wieje z nich nudą. To biografia polityczna, gdzie autor ze zbyt wieloma szczegółami opisuje poszczególne wolty, kampanie wojenne, zmieniające się jak w kalejdoskopie sojusze, czy ludzi przejmujących władzę. Konia z rzędem temu, kto potrafi nadążyć za tym kto tu z kim, przeciwko komu, o co i dlaczego walczy. Zwłaszcza, że to dzieje Bałkan, a tam, jak wiadomo, ciągle się o coś kłócą. Więc te rozdziały - przykro mi, ale nie, nie, nie, działały na mnie zniechęcająco i spowalniały lekturę. Podobnie jak zero przyjemności jest z czytania opisu działań wojennych, bo nie wiem czy zasadne było takie rozpisywanie się o rzeziach na polu bitwy, brudzie, smrodzie, wszach, chorobach i zbieraniu (lub nie) trupów. Było tego dla mnie za dużo.
Więc Ptaki bez skrzydeł to niestety taka książka, która miło się zaczyna, ale potem jest tylko gorzej i czytelnik doskonale o tym wie, bo tym właśnie cechują się powieści o wojnach i rewolucjach. Losy większości bohaterów są tu tragiczne. Mimo wszystko Bernieres opowiada to z subtelnością, niektóre rozdziały są zabawne, inne pouczające, jak np. monolog tonącego w wodach smyrneńskiego portu kupca, a dominującym uczuciem jest tu nostalgia, charakteryzująca pieśni o czasach, które minęły i już nie wrócą. O utraconych przyjaciołach, kochankach, ziemi i domu, z których zostało się wygnanym. Ale też o złych uczynkach, tkwiących w pamięci, nie pozwalajacych odzyskać spokoju ducha. Bo złe uczynki powodują “drżenie duszy”. Choć nie u wszystkich, a w złych czasach krótka pamięć jest zaletą. Doświadczamy tu też smutku z powodu milionów istnień ludzkich, które zostały zdmuchnięte przez wiatry historii, istnień, które nie mogły wykorzystać swojego potencjału, talenów, bo tkwią skrępowani obyczajami, religią, miejscem, gdzie żyją, ograniczeni przez innych ludzi. Traktowani jak towar albo bydło, które można wsadzić do wagonu i gdzieś wywieźć. Albo skazani na robienie rzeczy, których nie lubią i które im nie służą. Jak ptaki w klatce lub bez skrzydeł.
Metryczka:
Gatunek: powieść historyczna
Główni bohaterowie: Filotea, Karatavuk, Mehmetcik, Rustem bej, Mustafa Kemal
Miejsce akcji: Imperium Osmańskie/Turcja
Czas akcji: początek XX wieku
Ilość stron: 734
Moja ocena: 5/6
Louis de Bernieres, Ptaki bez skrzydeł, Wydawnictwo Noir sur Blanc, 2025







Komentarze
Prześlij komentarz