Czytając Złość Magdaleny Miecznickiej, myślałam sobie, że coś mi ta książka przypomina, ale nie wiem co... Oto mamy młodą dziewczynę, porzuconą w dzieciństwie przez ojca, z którą tenże ojciec usiłuje odnowić kontakt po latach. A ona czuje się skrzywdzona – mimo swoich zaledwie 20 lat jest zgorzkniała, pełna złości i zawiści. Nie potrafi cieszyć się wakacjami, na które zaprasza ją ojciec, demonizując jego i jego nową żonę. Planuje zemstę, tylko, że tej zemsty nikt nie zauważa. I zemsta, jak to zazwyczaj bywa, okazuje się gorzka...

Motywy ojca Marty pozostają dla czytelnika nieznane, bowiem całą sytuację widzimy jedynie oczami dziewczyny. To jedna z tych książek, gdzie na planie pierwszym są emocje, a nie wydarzenia. Analizowany jest każdy gest, spojrzenie, słowo, by znaleźć w nich jakiś podtekst: zniewagę, czy też ślad afektu. Autorka potrafiła nie tylko oddać to, co dzieje się w głowie bohaterki, ale także w bardzo wyrazisty sposób nakreślić sylwetki pozostałych postaci występujących w książce: nieco zmanierowanej macochy oraz dwójki młodych Amerykanów. Jedynie ojciec Marty wymyka się klasyfikacjom, być może celowo.

Akcja Złości toczy się bardzo leniwie: są jakieś rozmowy, spotkania, są pozornie beztroskie wakacje na luksusowym jachcie. Marta tak bardzo koncentruje się na sobie i swoim cierpieniu, że nie zauważa, że szkodzi tym przede wszystkim samej sobie, że sama wcale przez swoją złość nie czuje się lepiej. Dziesięć dni spędzonych na jachcie to również dla Marty przyspieszony kurs dojrzewania, uświadomienia sobie, że krzywdzenie innych nie było prawem dorosłości. Nie, dorosłość (…) polegała na życiu tak, jakby nigdy dotąd nie zostało się zranionym i przez to nie musiało się ranić innych. Jakby każdy uczynek był naszą suwerenną decyzją. A więc w gruncie rzeczy, jakby nie było żadnego dotąd. 

To świetna powieść psychologiczna, kawałek niezłej literatury. A swoją atmosferą z francuskiej Riwiery przywodziła mi na myśli powieści Hemingway'a.

Magdalena Miecznicka, Złość, Wydawnictwo Literackie, 2012

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później