Trzy filiżanki herbaty
Ostatnio
czytałam same powieści, więc coś z gatunku non-fiction było dla mnie
przyjemną odmianą. Greg Mortenson jest byłym amerykańskim himalaistą,
którego dziełem życia stało się wybudowanie kilkudziesięciu szkół w
Pakistanie i Afganistanie. Wszystko zaczęło się od nieudanej wyprawy na
K2 w 1993 roku, wracając z której Mortenson zabłądził i trafił do
przypadkowej pakistańskiej wioski, zagubionej w złowieszczym krajobrazie
Karakorum. Problemy wiejskiej społeczności bieda, brak dostępu do
edukacji, brak perspektyw na przyszłość, tak zafrapowały wspinacza, że
postanowił za wszelką cenę wybudować tam szkołę. Po powrocie do Stanów
poświęcił się temu bez reszty, do swojej idei udało mi się pozyskać
bogatego inwestora, bez którego prawdopodobnie nic by z tego nie wyszło.
Wkrótce rzeczywiście powrócił do Pakistanu, a realizacja kolejnych
projektów sprawiła, że Azja Centralna stała się dla niego drugim domem.
To,
czego dokonał Mortenson rzeczywiście budzi podziw. Już sam fakt, iż
potrafił przeniknąć do społeczności muzułmańskich, kierujących się
przecież własnym kodeksem i pozyskać poparcie mułłów dla edukacji m.in.
dziewczynek. Okazuje się, że to zapewnienie edukacji właśnie kobietom
sprawa, że życie społeczności ulega poprawie – to bowiem kobiety zostają
w wioskach, wychowują dzieci i dbają o życie codzienne, podczas kiedy
wykształceni mężczyźni wyjeżdżają. Bieda zaś w połączeniu z ignorancją
to najlepsza pożywka dla przemocy. Edukacja na tych terenach, gdzie nie
docierają fundusze rządowe stała się zatem dla Mortensona ideą fix,
odmienianą przez wszystkie przypadki, podstawowym sposobem nie tylko na
poprawę jakości życia pakistańczyków, ale i walki z ekstremizmem i
terroryzmem islamskim. Sam nasz bohater nie jest muzułmaninem, ale
religię tę szanuje i przedstawia jej wyznawców jako tych, którzy miłują
pokój oraz są orędownikami tolerancji. To drugie oblicze islamu –
niestety mniej znane, zwłaszcza po wydarzeniach z 11 września. Choć Trzy filiżanki herbaty
nie są książką o terroryzmie, to nie sposób tego tematu uniknąć, mówiąc
o terytoriach, skąd wywodzi się al-Kaida. Znajdziemy w niej bardzo
ciekawe fragmenty dotyczące tego, co się dzieje w Pakistanie i w jaki
sposób działają ekstremiści, pozyskując kolejnych zwolenników – co mnie
osobiście przeraziło. Brak działań rządowych doprowadził do tego, że w
Pakistanie szkoły fundują nie tylko takie organizacje jak Instytut Azji
Cetralnej Mortensona, ale również fundamentaliści islamscy, opływający w
pieniądze za sprawą ropy naftowej. W ten oto sposób terytorium
Pakistanu stało się wylęgarnią terrorystów i fanatyków religijnych, a
pośrednio opłacamy to my wszyscy. Oburzające jest to, że rząd
pakistański nie ma funduszy na zapewnienie swoim obywatelom dostępu do
edukacji, zdrowia i innych podstawowych kwestii, ale fundusze na
zbrojenia i zbudowanie bomby atomowej się znalazły... Zastanawiam się
też, jak to jest, że organizacja charytatywna może wybudować szkołę za
dwukrotnie mniejszą sumę niż rząd, a kilkakrotnie mniejszą, niż Bank
Światowy! Kojarzy mi się to z naszym systemem zamówień publicznych,
który prowadzi głównie do niewydolności instytucji zobowiązanych do jego
stosowania, a nie do oszczędności.
Zafrapowała mnie postać samego Mortensona. Przez wydawców Trzy filiżanki herbaty promowane były jako opowieść o prawdziwym Indianie Jonesie.
Nietrudno zauważyć, iż rzeczywiście Mortenson jest kreowany na bohatera
w typowo amerykańskim stylu, a w książce panuje
patetyczno-hagiograficzny ton. Zatem jak typowy Amerykanin, Mortenson
wierzy, że jeśli się tylko chce, można osiągnąć wszystko i – jak Indiana
Jones – wychodzi cało z największych opałów. Czytanie o kolejnych,
coraz to bardziej nieprawdopodobnych przygodach sprawiło jednak, że moje
podejście do wyczynów głównego bohatera stało się dosyć sceptyczne.
Owszem, podziwiałam go, ale zastanawiałam się też, co za tym wszystkim
się kryje, jakim jest on tak naprawdę człowiekiem i jak to wszystko, co
zostało opisane, jest możliwe. Jego zachowanie jest bowiem tak odmienne
od przeciętnej, że miałam wrażenie, że temu człowiekowi – kolokwialnie
mówiąc - brak piątej klepki... A mówiąc bardziej rzeczowo, brak mu
instynktu samozachowawczego. Bez namysłu pakuje się w kłopoty i nigdy
niczym się nie przejmuje. Jego idealizm jest tak wielki, jakby nigdy nie
zetknął się z twardymi realiami, jakby życie go nigdy nie doświadczyło.
On nie przyjmuje do wiadomości, że czegoś nie da się zrobić, tylko po
prostu to robi – taki Forest Gump. Jeśli więc normalność definiować
poprzez to, jak postępuje większość, to z pewnością Mortenson nie jest
normalny, choć w jego przypadku jest to cecha pozytywna. Mimo wszystko –
normalny człowiek zastanawia się najpierw jak samemu zapewnić sobie byt
i zaspokoić swoje potrzeby, zanim przyjdzie mu do głowy oddawać
pieniądze innym. Kto myśli o budowaniu szkół i szpitali gdzieś w
zapomnianym zakątku świata, kiedy samemu nie ma grosza przy duszy? Ilu
ludzi pomaga bezinteresownie innym? Do tego typu zachowań są zdolne
tylko nieliczne jednostki, obwoływane potem świętymi... I to właśnie
mnie zastanawia. Co – poza altruizmem kieruje autorem? W hagiografiach
zazwyczaj pomija się niewygodne fakty, na przykład takie, że ktoś nie
dba o siebie, zaniedbuje rodzinę, na rzecz swojej pasji, która
całkowicie go pochłania, że nie potrafi się ustatkować, etc. W przypadku
Mortensona takie rzeczy pojawiają się również na marginesie; na pewno jest on czystej wody abnegatem, który zupełnie
nie przywiązuje wagi do warunków swojego życia. Jego życie jest tak dalekie do schematu, jak to tylko możliwe –
co wzbudziło we mnie wątpliwości, czy aby na pewno wszystko to jest
prawdziwe.
Poza udokumentowaniem osiągnięć głównego bohatera, nie brakuje w Trzech filiżankach herbaty
opisów wysokogórskich krajobrazów – Hindukuszu, Karakorum. Oddają one
wspaniałość tych gór w tak plastyczny sposób, że człowiek naprawdę chce
tam pojechać i zobaczyć to na własne oczy. Całe mnóstwo faktów
dotyczących życia w tych rejonach, kultury i tradycji tamtejszych ludów
sprawiło natomiast, iż książka była dla mnie naprawdę interesującą i
pouczającą lekturą. Oceniłabym ją bardzo dobrze, gdybym nie doczytała
się, że połowę opisanych w niej przygód Mortensona jest zmyślonych.
Koniec końców mój sceptycyzm okazał się – niestety – uzasadniony.
Oczywiście książka przyniosła Mortensonowi ogromne profity... Mimo
wszystko uważam, że warto ją przeczytać, bo może obudzi w kimś
wrażliwość na innych, skłoni do pomocy – a wtedy na pewno osiągnie
bardzo pozytywny cel. Nawet jeśli tylko połowa z tych rzeczy jest
prawdą, to i tak sporo...
Greg Mortenson, David Oliver Relin, Trzy filiżanki herbaty, Wyd. Sonia Draga, 2010
Komentarze
Prześlij komentarz