Chorwacka przystań
Anna
jest typową Polką: ma rodzinę – męża, dzieci – którymi zajmuje się na
pełny etat, a dodatkowo jeszcze pracuje jako dziennikarka. Twierdzi, że
jest z takiego życia zadowolona i najwyraźniej oczekuje od swoich
pociech, aby poszły w jej ślady. Rodzina jest przecież najważniejsza.
Ale nie zawsze było tak rodzinnie i idealnie. Kiedyś Anna miała
pasjonującą pracę, w ramach której znalazła się w ogarniętej wojną
domową Chorwacji. Tam poznała przystojnego Blaża. Romans, który
rozkwitnął w pięknym Dubrowniku, mimo tego, że Anna miała w Polsce męża,
rozwiał się jednak jak dym, po powrocie kobiety do Polski. Zwyciężyło
wygodnictwo i asekuranctwo, a potem życie potoczyło się swoim torem...
Zapewne
decyzja czy porzucić męża dla czarującego cudzoziemca nie jest łatwa,
ale książkowa bohaterka mogłaby chociaż spróbować, zwłaszcza, iż nie
miała znowu aż tyle do stracenia. Tymczasem Anna zachowuje się jak
typowy facet, który zrobił sobie skok w bok, po czym spokojnie wraca
sobie na łono rodziny. I zapomina. Wybaczcie, ale o ludziach, którzy
zachowują się tak jak Anna, czyli wystawiają innych do wiatru bez słowa
wyjaśnienia, mam jak najgorsze zdanie. Jaka tęsknota, jakie
niezrealizowane plany?? Nie rozumiem w ogóle toku myślenia tej kobiety,
rzekomo „zakochanej”, a do swojego "ukochanego" nie chciało jej się
nawet listu wysłać? Nie wspominając już o tym, że zdrada męża z
pierwszym napotkanym w Chorwacji facetem przyszła jej tak naturalnie,
jak oddychanie. Czyli ustaliliśmy: główna bohaterka, ze swoimi mizernymi
wyrzutami sumienia nie wzbudziła we mnie sympatii. Podobnie zresztą,
jak jej córka, robiąca na mnie wrażenie skończonej egoistki. Zresztą
wszystkie postacie w tej książce zajmują się głównie samymi sobą, nie
przejawiając grama wrażliwości na uczucia innych. Zrobiło mi się
przykro, kiedy pomyślałam sobie, że może tak właśnie postrzega świat
większość ludzi. Jedyną osobą, która wydaje się mieć jakieś uczucia jest
nieszczęsny Blaż.
Zastanawiam się, czy jest sens pisania takich powieści jak Chorwacka przystań.
Kiedy czytam książkę, chcę oderwać się do szarej rzeczywistości, chcę
wierzyć, że emocje mogą zatriumfować nad zdrowym rozsądkiem i – co tu
dużo mówić – tchórzostwem. Tymczasem w Chorwackiej przystani
wszyscy przykładnie wskakują w role sobie przeznaczone, nie ma tu
miejsca na żadne szaleństwa miłości. W powieści dominuje zwykła polska
proza życia: co będzie na obiad, dzieciom trzeba zmienić pieluchy,
jedziemy na weekend na działkę, dzieci przestańcie wrzeszczeć, trzeba
iść do sklepu po bułki, itp., itd. I tak o dupie Maryni (za
przeproszeniem) przez kilkaset stron, kronika 20 lat małżeństwa
Jakubskich. Banalne, o niczym, wszystko na jednej nucie, takim samym
beznamiętnym tonem. Nic się nie dzieje, a jedyne problemy, z jakimi
boryka się Anna to reperkusje tego, że zamieniła się w kurę domową.
Jeszcze mniej strawne są – napisane „młodzieżowym” językiem (plus dla
autorki za zmianę stylu narracji) wypociny Weroniki, córki Anny, które
dołączają w drugiej połowie książki. Po prostu wieje z tej powieści
niesamowitą nudą. Bohaterowie Chorwackiej przystani są
papierowymi postaciami – autorka w ogóle nie zadała sobie trudu, żeby
nadać im jakąkolwiek osobowość, o większości z nich wiemy tylko tyle,
jak mają na imię. Do tego drewniane dialogi. Po kilkudziesięciu stronach
zaczęłam czytać co czwarte zdanie i uważam, że niczego nie straciłam.
Nie
pomagają piękne okoliczności przyrody, kiedy autorka usiłuje zachwycić
czytelnika krajobrazami Chorwacji - nie ma w tej książce krztyny
romantyzmu, ani subtelności. Nawet opis owego wojennego romansu Anny
jest suchy i do bólu enigmatyczny: nie wiadomo dlaczego właściwie Anna i
Blaż zakochali się w sobie, co zaszło między tym dwojgiem. Zarówno
matce, jak i córce zresztą do zakochania się i zapomnienia o tym, że są z
kimś związane wystarcza przekroczenie granicy Polski... Uderza mnie w
tej książce zero – kompletne zero – jakichkolwiek refleksji. Tak jakby
ludzie zapełniający strony tej powieści nie zastanawiali się w ogóle nad
swoim życiem i postępowaniem, a tylko brnęli do przodu jak koń z
klapkami na oczach. Nie wspomnę już o tym, że zakończenie tej książki
jest szyte bardzo, bardzo grubymi nićmi. Po książce z Chorwacją w tytule
spodziewałam się czegoś znacznie więcej.
Anna Karpińska, Chorwacka przystań, Wyd. Prószyński i s-ka, 2012
Komentarze
Prześlij komentarz