Manifest ciemności

W ubiegłym roku, kiedy jedno z wydawnictw zapytało czytelników o wymarzony reportaż, mnie do głowy przyszedł reportaż o kolonizacji Australii, o denializmie klimatycznymi i o zanieczyszczeniu światłem. Potem pomyślałam sobie: “a książkę o hałasie to napiszę chyba sama”. I w przeciągu kilku miesięcy wszystkie te moje “marzenia” zostały spełnione, choć to są takie marzenia typu “beware what you wish for”, gdyż może pewnych rzeczy, jakie dowiadujemy się z tych książek lepiej byłoby nie wiedzieć? Po książce o hałasie, przyszedł więc czas na książkę o kolejnym - lekceważonym - problemie cywilizacyjnym, jakim jest zanieczyszczenie światłem.

W przeciwieństwie do hałasu, światło nie wydaje się być “groźne”, nie wydaje się stwarzać jakieś zagrożenie. Wręcz przeciwnie - człowiek to zwierzę dzienne, więc tęsknimy za światłem, zwłaszcza w długie zimowe dni, rozjaśniane bożonarodzeniowymi iluminacjami. To przed nocą i ciemnością odczuwamy pierwotny lęk, który też od zarania dziejów staraliśmy się jakoś opanować. Wiemy jak to wyglądało: ogniska, blask świec, lamp naftowych. Jednak dopiero wraz z wynalezieniem żarówki elektrycznej ludzkość wkroczyła w “erę światłości”. Możliwe stało się funkcjonowanie do późnego wieczora, a nawet w nocy, nasze siedziby rozświetliły się blaskiem. Co w tym złego (hmm, ale Lucyfer to wszak “niosący światło”)? Jak zwykle nie znamy umiaru i doprowadziliśmy wszystko do przesady, nie dbając o nasze naturalne potrzeby, w efekcie czego nadmiar światła stał się kolejnym cywilizacyjnym problemem, dostrzeżonym jednak ledwie kilka lat temu. Stąd pojawiła się nazwa “zanieczyszczenia światłem”. Bo człowiek potrzebuje też nocy - żeby spać, żeby odpocząć - tymczasem współczesny tryb życia coraz bardziej to utrudnia. Skarżymy się na to, że nie możemy spać podczas pełni, tymczasem pełnia to najmniejszy z naszych problemów. Większość z nas żyje w zalanych światłem miastach: światło z domów, sklepów, latarni ulicznych. Często zresztą świecących się zupełnie niepotrzebnie - co marnuje też energię. Oświetlone fasady budynków, pomniki, zalane światłem reflektorów kościoły.  Przez okrągły rok. Wynalezienie energooszczednych żarówek tylko wzmocniło ten trend - jeszcze więcej światła, jeszcze jaśniej. Goethe byłby zadowolony. W ten sposób zakłócane są nasze naturalne procesy i zegar biologiczny. Gorzej śpimy - naukowcy dowodzą, że nawet jeśli śpimy i wydaje się nam, że problemu nie ma, to dobiegające światło wpływa na jakość tego snu.* Poza tym, co stanowi chyba jeszcze większy problem - w ten sposób zakłócamy tryb życia wszystkich tych stworzeń, które - w przeciwieństwie do nas - prowadzą nocny tryb życia i potrzebują ciemności, by zdobywać pożywienie i się rozmnażać. I niestety jest to kolejna przyczyna wymierania gatunków - a najbardziej narażone są na to owady. 

Gdy rozświetlamy noce i wieczory, nie tylko rozstrajamy rytm dobowy tak, że nie wiedzą, czy pora się kryć, czy ruszać na łowy, lecz także niweczymy ich zdolność do kamuflażu i obnażamy kryjówki zarówno ofiar, jak i drapieżników. (...) Rzadko kiedy zmiany w środowisku uderzają równomiernie w każde ogniwo łańcucha pokarmowego i dlatego ekosystemy ulegają transformacji lub zniszczeniu. 
Przyznaję, że jeszcze do niedawna w ogóle o tym nie myślałam, jak pewnie większość ludzi, samolubnie zaprzątnięta tylko wygodą własnego istnienia. Elektryczność to jeden z największych wynalazków człowieka, światło świadczy też o bogactwie, zwłaszcza kiedy ceny energii rosną. W jasnym mieście, nawet wieczorem, człowiek może czuć się bezpiecznie. Kto by się przejmował jakimiś ćmami, nietoperzami czy wilkami. Zresztą te zwierzęta nocy są w tradycji ludzkiej postrzegane jako symbole zła… W istocie od ciemności uzależnione są całe ekosystemy, w tym rafy koralowe, które tak lubimy sobie oglądać. Doprowadzanie do wymierania tych gatunków prowadzi znowu do zerwania naturalnych łańcuchów żywieniowych i jest poważnym zagrożeniem dla środowiska. Z książki Johana Eklöfa, który jest badaczem nietoperzy dowiadujemy się wiele na temat tego, jak brak naturalnej ciemności wpływa na owe nocne gatunki i to jest właśnie ta wiedza, której chyba wolałabym nie posiadać. Serce się kroi, kiedy się to czyta. Już na pewno nie będę sarkać na nieświecące się w parku latarnie. 

Inną konsekwencją zanieczyszczenia światłem są problemy z obserwacjami astronomicznymi. Nie tylko jest coraz mniej miejsc, w których zwykły człowiek może obserwować gwiazdy, ale tyczy się to także profesjonalnych badań kosmosu. Carl Sagan napisał o tym tak: 

Ludzie, gdy tylko odkryli jaka jest skala wszechświata i kiedy tylko doszli do wniosku, że nawet najśmielsze ich wyobrażenia były niczym w porównaniu z rzeczywistym ogromem choćby Mlecznej Drogi, zaczęli tak postępować, aby ich następcy nie mogli już sięgnąć gwiazd. Przez milion lat ludzka istota miała jakąś swą osobistą, codzienną wiedzę o tym, czym jest to niebo nad nim. Ale w ostatnich kilku tysiącleciach zaczęto wznosić miasta i do nich emigrować. W ciągu ostatnich dekad ogromna część ludzkości już całkiem porzuciła wiejski tryb życia, zaś w miarę rozwoju technologii i zatrucia miast, niebo stawało się coraz bardziej bezgwiezdne. **

Dziś istnieje niebezpieczeństwo, że zniszczymy nawet niebo nad pustynią Atakama, obszar, który jest ostoją astronomów. W Polsce podobno nie ma już tak naprawdę ciemnego nieba. W górach może. W mieście - nie ma szans. “Już niedługo Perseidy. Niezwykły spektakl na nocnym niebie” - czytam znowu artykuł w portalu naukowym. “Jak przygotować się do ich obserwacji.” Zupełnie nieżyciowe, bo większość z nas nie ma szans, by je zobaczyć - chyba że wybierze się na jakieś zadupie, myślę sobie ze złością. Ja jestem mieszkanką miasta, obszaru silnie zurbanizowanego. Perseidy widziałam raz w życiu, z 30 lat temu, w górach. Tak reklamowanych w ubiegłym roku zórz polarnych, widocznych nad Polską - oczywiście też nie. Robaczka świętojańskiego (oczywiście też będącego już zagrożonego wyginięciem) - nigdy. Ba, niektórych mieszczuchów przestrasza widok Drogi Mlecznej, bo nie wiedzą co to jest… Do łuny bijącej z Ziemi dokładamy światła satelitów, które się namnożyły jak szarańcza nad ziemią. Serio, brakuje mi tego, brakuje tych czasów, kiedy byłam dzieckiem i wychodziłam na podwórko, zadzierałam głowę i widziałam sporo gwiazd. Choć tez przeszkadzały mi świecące latarnie, to jednak coś tam jeszcze dało się zaobserwować. A co dziś zobaczę na osiedlu poza łuną miejską i neonem Rossmanna? 

(...) wznieśliśmy barierę świetlną na kształt nieprzeniknionej kopuły wieńczącej cały nasz świat i  tylko w najodleglejszych miejscach możemy poza nią wyjrzeć. Ze wszystkich gwiazd, jakie powinniśmy móc obserwować gołym okiem, dla większości z nas widoczne pozostaje jedynie pół procent, okruchy. Reszta została pochłonięta przez sztuczne światło, zniknęła za mglistą kurtyną działalności człowieka. Wciąż tam jest, ale niedostępna dla naszych oczu. 
Smutne to jest. Tym bardziej, że - jak pisze autor - zanieczyszczenia świetlne są stosunkowo najłatwiejszym do rozwiązania problemem środowiskowym. Żeby zgasić światło wystarczy świadomość problemu i chęć jego rozwiązania. Tylko że tego najczęściej właśnie brakuje. Wyobrażam sobie, że u nas zaraz podniosą się głosy przeciwko, mówiące o bezpieczeństwie i o tym, że interes człowieka jest ważniejszy od jakichś tam robaczków. Długo zresztą nie musiałam czekać na tego typu głos. Sama czuję się nieswojo w ciemnych miejskich zaułkach, tym bardziej zrozumieć należy tu jeszcze kobiecy punkt widzenia. Ale tu jak zwykle chodzi o zrozumienie różnych interesów i o to, żeby nie popadać w skrajności: albo oświetlamy wszystko jak choinkę albo jest ciemno jak w d... u Afroamerykanina. W walce z zanieczyszczeniem świetlnym, jak zwykle w awangardzie jest Europa Zachodnia, a zwłaszcza Francja. Natomiast Chińczycy się nie przejmują: świecą ile wlezie i podobno planowali nawet umieszczenie nad Ziemią drugiego księżyca w charakterze oświetlenia - co w świetle (nomen omen) tego, co napisałam powyżej, wydaje się być skrajną nieodpowiedzialnością. Tak typową dla naszego gatunku.

Manifest ciemności to nieduża książeczka, zawierająca trochę wiedzy o biologii, trochę bardziej teoretycznej wiedzy na temat natury światła i nocy, praktycznych rad oraz filozoficznych rozważań, w tym nawiązującymi do dawnych wierzeń i mitów. Trochę to przypomina raczej zbiór esejów, niż zwartą publikację. Dobrze się to czyta, skłania do refleksji, ale pozostawia niedosyt, przyznaję. 

Metryczka: 
Gatunek: reportaż 
Główny temat: zanieczyszczenie światłem
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 240
Moja ocena: 4,5/6 
 
Johan EklöfManifest ciemności. O sztucznym świetle i zagrożeniu dla rytmu dobowego, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2024

*Swoistym antonimem Manifestu ciemności jest książka W pogoni za słońcem, w której autorka eksploruje właśnie kwestię oddziaływania światła na człowieka, mocno w kontekście rytmów biologicznych. pokazując jak ważny jest nasz wewnętrzny rytm dobowy dla zdrowia, samopoczucia, i wydajności w pracy. Owszem, człowiek jest istotą o dziennym trybie życia, ale trzeba też pamiętać, że potrzebujemy też ciemności i snu, a zbyt dużo światła lub światło o nieodpowiedniej porze rozregulowuje wewnętrzny zegar i szkodzi. Światło jest możliwe tylko dzięki obecności mroku. 

**Carl Sagan, Kontakt

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później