Bez skazy
W Korei powiedzenie “nie oceniaj książki po okładce” jest dawno nieaktualne. Autorka tego reportażu, z punktu widzenia cudzoziemki (mieszane pochodzenie chińsko-amerykańskie), która spędziła w Korei Południowej ładnych kilka lat, opisuje zjawisko tzw. atrakcjonizmu, panujące w tym kraju. Atrakcyjny wygląd jest w nim praktycznie obowiązkowy, ludzie są według niego oceniani, jest on warunkiem otrzymania pracy i jest on postrzegany w kategoriach samorozwoju, a nawet utożsamiany z zaletami moralnymi (byciem dobrym) - kobiety, które nie są piękne, postrzega się jako leniwe i niezaradne. Standardy piękna są zaś tu ściśle określone, dyktowane już to przez popkulturę, już to przez media elektroniczne. Koreańskie firmy wychodzą temu naprzeciwko, zalewając rynek produktami kosmetycznymi - a trend na koreańską pielęgnację, tzw. K-beauty, rozprzestrzenił się już na cały świat. Korea Południowa to także centrum operacji plastycznych. Trudno w tym układzie stwierdzić, co było pierwsze: jajko czy kura - ale autorka opisuje, jak na początku XXI wieku Korea postanowiła rozpropagować na świecie nie tylko swoją technologię, ale i kulturę, w tym muzykę, kino oraz podejście do urody - i za tym szedł wysyp firm kosmetycznych, prześcigających się w wymyślaniu coraz to bardziej innowacyjnych produktów. A jako, że to wszystko ktoś musiał kupować, kreowano też popyt.. Szło to w parze z rozpowszechnianiem się kultury wizualnej i rozwojem nowoczesnych technologii, w czym Korea Południowa przoduje:
w czasach nasyconych wizualnie, medialnie i technologicznie wyznacznikiem dobroci stał się wygląd zewnętrzny, a nie to, co znajdowało się pod nim. Nieustanne bombardowanie pięknymi ciałami i twarzami, które inspirują nas do konsumpcji i naśladowania, zacieśnia związek między wyglądem fizycznym, a wartością człowieka.
Jeśli na całym świecie szerzy się otyłość, to w Korei (i na Wschodzie generalnie) - trend jest wręcz odwrotny. Panuje fatfobia i presja na wręcz chorobliwą chudość. Niedowaga to pożądany ideał, często wymuszany przez partnerów albo nawet pracodawców. Elise Hu opisuje, że w sklepach nie ma ubrań w różnych rozmiarach - jest tylko jeden rozmiar “uniwersalny” (rzecz jasna 34). Ubrań nie dostosowuje się do ludzi - to ludzie mają dostosować się do ubrań. Okulary także są niedopuszczalne - a co ciekawe, niedawno czytałam artykuł o “epidemii” krótkowzroczności na świecie i przewidywaniach, że w Azji, co druga osoba będzie musiała nosić okulary. Jak to się ma do ww. wymogu? No jasne, są soczewki, operacje i inne sposoby, które trzeba dołożyć do tej długiej listy zabiegów, jakim poddawane są ciała Koreanek. Gdyż oczywiście w znacznie większym stopniu dotyczy to kobiet, jako, że o kształcie rynku pracy nadal decydują mężczyźni, a kobiety znajdują się na dole drabiny społecznej. To nadal bardzo patriarchalne społeczeństwo, w którym mizoginia i dyskryminacja płci pięknej mają się dobrze:
W kraju o jednym z najgorszych wskaźników przestrzegania praw kobiet w uprzemysłowionym świecie, kraju gdzie na każdego dolara zarobionego przez mężczyznę przypada 68 centów zarobionych przez kobietę, gdzie kobiety zajmują tylko 5% miejsca w zarządach firm, gdzie niemal 90% ofiar brutalnych przestępstw to kobiety, około 79% 20-to i 20-tokilkuletnich mężczyzn czuje się ofiarami polityki dyskryminacyjnej. (...)
Podczas gdy mężczyzni utrzymując status quo, władza polityczna kobiet pozostaje niewielka. Na całym świecie prawica stawia na antyfeminizm jako zwycięską strategię. W wyborach prezydenckich w Korei Południowej w 2022 roku kandydat partii konserwatywnej otwarcie zabiegał o prawa mężczyzn, obiecując rozwiązać Ministerstwo Równości Płci i Rodziny (...). kandydat potępił również ustawę mającą na celu ograniczenie handlu cyfrowymi nagraniami z przestępstw seksualnych, potępiając ją jako formę cenzury. *
I oczywiście, że całe to dbanie o urodę, 10-stopniowa pielęgnacja twarzy, maseczki, operacje plastyczne, dbanie o linię, wymaga nie tylko pieniędzy, ale i mnóstwa uwagi i czasu - szeroko to zjawisko opisywała już Naomi Wolf w Micie urody. A jeśli czytam o zmniejszaniu mięśni łydek np., żeby dostosować się do standardów “kobiecości”, to dziwnie jakoś przychodzi mi na myśl praktyka krępowania Chinkom stóp…
Trudno mi nawet opisac, jak bardzo zafiksowanie się na ćwiczeniach i wadze odciąga od innych rzeczy i wyczerpuje psychicznie. Nie umiem policzyć, ile czasu straciłam na wystawaniu przed lustrami i skupianiu się na “problemowych” miejscach, obliczając po cichu kalorie, zapisujac codziennie co jadłam, albo kartkując czasopisma (...) 17-letnia ja mogła spędzić ten czas na budowaniu silniejszych relacji, wchłanianiu idei, podejmowaniu osobistych wyzwań albo zbieraniu nowych doświadczeń. Zamiast tego tkwiła w obsesji i cierpiała z głodu.
Niestety pogłębia to tylko trudną sytuację Koreanek, skoro mieszkankę tego kraju można sprowadzić do jednego: bycia ozdobą. Rzecz jasna nadal obowiązuje tradycyjny paradygmat, że kobieta musi wyjść za mąż i mieć dzieci - piękno jest warunkiem nie tylko zdobycia pracy, ale i męża. Cóż, skoro młodzi Koreańczycy wcale tego nie chcą. Przyrost naturalny jest w Korei na katastrofalnym poziomie (najniższy na świecie), a połowa społeczeństwa to single. Ciekawe czy tam też deliberują czemu “kobiety nie chcą mieć dzieci”. Atrakcjonizm w Korei dotyka też mężczyzn, ale w znacznie mniejszym stopniu, niż kobiety - dla mężczyzn jest to mile widziany dodatek, a dla kobiet obowiązek.
Bez skazy jest właściwie bardziej takim esejem, łączącym obserwacje autorki z własnymi przeżyciami. Hu podaje wiele danych dotyczących koreańskiej gospodarki, zwłaszcza przemysłu kosmetycznego i beauty, snuje też refleksje na temat wpływu technologii na Koreańczyków. Są oni chyba najbardziej nowoczesnym społeczeństwem na świecie, a zarazem ucieleśnieniem neoliberalnego snu: społeczeństwo konsumpcyjne, w wiecznej pogoni za statusem, wyścigu szczurów, gdzie cała odpowiedzialność za los człowieka, spada wyłącznie na niego samego.
Koreański sen, (...) jest połączeniem kolektywistycznych wartości i przekonań neoliberalnych - podkręconą wersją amerykańskiego snu, w którym to, czego potrzebuje rynek i co możemy osiągnąć dla siebie, ma pierwszeństwo przed wszystkim innym. Nie ma niczego, czego nie można kupić za ciężką pracę i pieniądze, wliczając w to samoocenę.
Stąd utowarowienie nawet ludzi i przedkładanie łatwo dostrzegalnych i skalowalnych zalet ciała, nad zalety umysłu. Znormalizowanie przekonania, że jedne ciała są bardziej wartościowe, niż inne. (Ja bym raczej powiedziała, że znormalizowanie przekonania, że to wygląd decyduje o tym, iż jedni ludzie są bardziej wartościowi niż inni). Co gorsza, brzydcy ludzie, czy po prostu ci, którzy w jakiś sposób wyłamują się z surowych kanonów estetycznych są jawnie dyskryminowani, co jest chyba tym aspektem koreańskiej kultury, który razi najbardziej.
To, czego autorka nie pisze (a pisze o np. Michael Booth w reportażu Japonia, Chiny i Korea), to dalsze implikacje tego stanu rzeczy dla Koreańczyków. Kultura Korei jest generalnie kulturą w wysokim stopniu opartą o rywalizację. Wiliam Davies w Przemyśle szczęścia wspomina jak taka kultura koreluje z zapadalnością na depresje i inne zaburzenia psychiczne. Z kolei ciągle obecne w Korei wschodnie nastawienie na wspólnotowość, ma swoje zalety, owszem, ale skutkuje też tym, że nie masz prawa się wyłamać z ogólnie przyjętych norm, żyć po swojemu, bez narażenia się na ostracyzm i izolację. W Korei zderza się tu dawna mentalność agrarna z tym, co niesie nowoczesność, a ponieważ Korea rozwinęła się bardzo szybko, skokowo wręcz przeszła od społeczeństwa biednego i rolniczego do stechnologizowanego, to wszystko to się nie bardzo spina. Nic dziwnego, że Koreańczycy są jednym z najbardziej zestresowanych społeczeństw (co też nie sprzyja posiadaniu dzieci).
I wiecie, jaka mi się nasuwa refleksja na koniec? Myśleliśmy, że nowoczesne społeczeństwo, z internetem i z mediami społecznościowymi będzie też bardziej otwarte, tolerancyjne, postępowe, będzie coraz mniej tolerować dyskryminowanie innych, z jakichkolwiek powodów. A tymczasem okazuje się, że jest wręcz na odwrót. Sieć sprzyja rozpowszechnianiu się mowy nienawiści, w tym mizoginii, propagowaniu negatywnych wzorców zachowania oraz - jak tu opisano - kolejnych, coraz mniej realistycznych standardów wyglądu, które trzeba osiągać, niczym zdobywanie kolejnych leveli w grze komputerowej. Zamiast równości - operacje plastyczne.
Co się wydarzy, gdy spojrzenie technologiczne stanie się dominujące? Już dziś platformy społecznościowe wywierają na wszystkich presję nieustannej fotogeniczności, młodości, szczupłości i bezzmarszczkowości.
Wydarzy się to, co w Korei: przeniesienie akcentu z dbania o edukację, rozwój talentów i osobowości, na dbanie o wygląd. Czy takie czasy nas czekają? Czasy idealnie wizualnie ludzi, wszystkich podobnych do siebie jak dwie krople wody? Wiele osób, także w Polsce, fascynuje się teraz Koreą, jest na to moda (zapewne wykreowana właśnie tak, jak opisuje Elise Hu) i Bez skazy może być takim zimnym prysznicem dla fanek tego kraju. Czytając ten reportaż, można naprawdę czuć ulgę, że żyjemy w Polsce, w Europie, gdzie co prawda jest jeszcze wiele do zrobienia jeśli chodzi o prawa kobiet, a media społecznościowe też psują klimat, ale przynajmniej nikt otwarcie nie dyskryminuje za nie taki wygląd jak trzeba, pracodawca nie zwolni cię za niezbyt doskonałą figurę na przykład albo zmarszczki…
Metryczka:
Gatunek: reportaż
Gatunek: reportaż
Główny temat: kult piękna w Korei Południowej
Miejsce akcji: Korea Południowa
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 404
Moja ocena: 5/6
Elise Hu, Bez skazy. Korea Południowa i mroczne strony obsesji piękna, Wydawnictwo Poznańskie, 2024
*a jednocześnie, jak pisze Hu, w 2021 roku zaniepokojeni koreańscy mężczyżni przeprowadzili kampanię przeciwko zdjeciom przedstawiającym zbliżone do siebie palce, twierdząc, że miały na celu wyśmiewanie wielkości męskich genitaliów.







Komentarze
Prześlij komentarz