Tyle się teraz mówi o Osobach z Niepełnosprawnościami*, że wychodzimy już im coraz bardziej naprzeciw, że usuwanie barier równościowych, że mechanizmy racjonalnych usprawnień, ale zauważmy, że głownie wtedy przychodzą nam do głowy osoby z niepełnosprawnością ruchową. Upowszechniły się już dla nich udogodnienia. A dla osób głuchych? W sumie jakie udogodnienia mogłyby to być? Poza tłumaczem z języka migowego. Ale jeśli osoba głucha nie miga?

Podobnie jak dla wielu czytelników tej książki, dla mnie również była to lektura z rodzaju otwierających oczy. Nie znam i nie znałam nigdy nikogo głuchego i nie miałam pojęcia, jakich trudności doświadczają ci ludzie w codziennym życiu. np tego, że głuchota utrudnia alfabetyzację, a co za tym idzie edukację i satysfakcjonujące życie zawodowe. No bo jak czegoś się nauczyć, jak nie umiemy czytać? Wymowne jest przy tym, jak społeczeństwo zmusza osoby głuche do nauki mowy, czytania z ruchu warg, przy zakazywaniu języka migowego. Niby dla ich dobra. A dla osób głuchych to jest droga przez mękę. Takie wciskanie klocuszka do niepasującej dziurki. Rehabilitacja na siłę. Celem jest to, że osoba głucha ma się nauczyć pięknie mówić. Zaraz, a nie komunikować po prostu? Chyba to jest najważniejsze. Tak naprawdę dopasowujemy te osoby do siebie, do swoich potrzeb, (bo my - społeczeństwo - życzyliśmy sobie, żeby te osoby były takie, jak my, słyszący). W dodatku często robione jest to bez poszanowania dla podmiotowości głuchych. Znamienne jest też to, że wiele osób pełnosprawnych ma w poważaniu “piękne mówienie”, tudzież poprawną polszczyznę, a często słyszanym argumentem za tym jest, że przecież “najważniejsze jest, by się dogadać”. Więc czemu nie stosujemy tej zasady wobec osób, mających prawdziwe problemy z komunikowaniem się, a zamiast tego stawiamy im nierealistyczne cele? Usuwanie barier równościowych? Może najpierw ich nie twórzmy.

Dla mnie, osoby spoza środowiska osób głuchych czy OzN, trudności opisane w tym reportażu są zupełnie niezrozumiałe (nomen omen). Wiecie, to jest tak, ze jak tkwimy w jakiejś narracji to do pewnych rzeczy jesteśmy przyzwyczajeni, wydają się nam oczywiste i się im nie dziwimy. Ale jak przychodzi ktoś “z zewnątrz”, z, że tak to ujmę, niewypranym jeszcze mózgiem, to zapytuje się “czemu”. I tak ja zapytywałam, czemu język migowy jest traktowany jako język gorszy, prymitywny (nie jest to w sumie wytłumaczone w Głuszy):

PJM to jest prymitywny język, którym głusi posługują się w domach. Nie ma racji bytu**
Tymczasem taka ciekawostka (z internetu):
Język migowy uznawany jest za bardzo trudny do nauczenia się, klasyfikowany między takimi językami jak chiński czy arabski (Jacobs 1996). Podejmując się nauki języka migowego, decydujemy się na zetknięcie z całkowicie odmiennym językiem – językiem wizualnym.
Okazuje się też, że w Polsce jest jeszcze inny język migowy, niż ten “naturalny” i - jak to zwykle w Polsce - kłótnie o to, który jest lepszy. Albo to: na studiach surdopedagogicznych nie uczy się języka migowego i jego znajomość nie jest wymagana do pracy w szkołach dla głuchych. CO?

Plus - ludzi posługujących się językiem migowym uważa się za mniej inteligentnych. Co ma piernik do wiatraka? Przecież głuchota to jest fizyczny deficyt, a nie brak intelektualny (choć może się niestety w niego zmienić wskutek braków w edukacji). Do tego - głuche dziecko, żeby miało szanse w systemie polskiej edukacji, musi umieć 150% tego, co słyszące.

Lektura Głuszy to jest takie jedno wielkie “ale jak to”. Szok i niedowierzanie. Że są w Polsce ludzie, do których mamy iście XIX wieczne podejście: dyskryminacja, wyśmiewanie, zmuszanie do niepasujących do nich standardów, brak dostępu do dóbr i usług gwarantowanych przez konstytucję, nawet przemoc. Przedszkole, szkoła, wizyta u lekarza, w szpitalu, w urzędzie - wszędzie problem. Już nie wspominam o ogromnej samotności, jakiej doświadczają ci ludzie, pozbawieni możliwości komunikacji z często najbliższymi osobami (np. głuche dziecko ze słyszącymi rodzicami). Zaprezentowane historie osób głuchych wyciskają łzy z oczu. Jest to też przyczynek do zastanowienia się nad ogromną rolą języka i komunikacji dla ludzi - okazuje się, że bez tego w zasadzie niemożliwe jest funkcjonowanie w społeczeństwie; człowiek nie umiejący się skomunikować z innymi jest jak ryba bez wody. Ale ten reportaż nie idzie tak daleko, koncentrując się na realnych problemach osób głuchych. Bardzo przydałoby się, by tę książkę czytały osoby pracujące w instytucjach publicznych, które przecież mają “obowiązek” zapewnić wszystkim “równy dostęp”, a w praktyce jest to oczywiście fikcja. Daleko szukać nie musiałam, wystarczyło zapytać w mojej firmie… 

Książka w sumie skromna, niezbyt obszerna, a bardzo pouczająca, zostawiająca czytelnika z przemeblowanym mózgiem i ogromnym niesmakiem… Nie, Polska to zdecydowanie nie jest kraj dla głuchych. Chorych. Starych. Kobiet. Pieszych. Osób innej orientacji seksualnej. Etc.

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny temat: osoby głuche
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 248
Moja ocena: 5,5/6
 
Anna Goc, Głusza, Wydawnictwo Dowody na Istnienie, 2022
 
* taki jest teraz nazewniczy standard, poprawny politycznie, co jest trochę kalką z angielskiego; wiele osób jednak twierdzi, że w niczym nie przeszkadza im określenie "osoba niepełnosprawna", bo nie ma sensu udawać, że są pełnosprawne, a dodanie literki "z" niczego tu nie zmieni;
**od razu skojarzyło się, że identycznie traktowano gwarę śląską i tępiono ją w czasach PRL.

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później