Dziewczyna i uczony
Nie jest to opowieść linearna, bowiem holenderska historyczka sztuki Gerdien Verschoor, meandruje pomiędzy historią samych obrazów, przechodzących z rąk do rąk, a opowieścią o ich właścicielach, ze szczególnym naciskiem na życiorys ww. Karoliny Lanckorońskiej. Ta polsko-austriacka arystokratka przeżyła cały XX wiek, w trakcie którego oglądała (i uczestniczyła) w dwóch wojnach, a jej rodzina utraciła w zasadzie wszystko, co miała (majątki na Kresach, w Polsce, a także w Austrii). W tym znaczną część ogromnej kolekcji dzieł sztuki, zapoczątkowanej przez przodków Karoliny, a szczególnie hołubionej przez jej ojca. Hrabianka przeszła przez obóz koncentracyjny w Ravensbruck, a z życiem z wojennej zawieruchy udało jej się ujść w zasadzie tylko dzięki protekcji naprawdę wysoko postawionych osób. Dożyła 103 lat. Czytając to miałam takie refleksje, że w czasie II wojny światowej nawet posiadanie ogromnych pieniędzy nie gwarantowało ocalenia (nawet jeśli nie było się Żydem), a wręcz przeciwnie, mogło tylko zwracać dodatkową uwagę nazistów, którzy przecież celowo eksterminowali polskie elity. Już nie wspomnę o tym, jak bolesna musiała być utrata rodowych posiadłości, wszystkiego co przynależało do rodzinnej tożsamości. Ale w książce tej znajdziemy też kawałek innej historii Polski - tej związanej z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim, ukazanym tutaj jako miłośnik i mecenas sztuki i kultury.
Ta książka to prawdziwa perełka, z rodzaju takich, których mi brakuje na polskim rynku, przystępnie opowiadających o historii sztuki. A została wydana przez wydawnictwo zupełnie nie kojarzone z tego typu publikacjami, toteż zupełnie zaginęła w zalewie różnych promowanych pozycji (natknęłam się nawet na określenie “niszowa”). Bardzo szkoda. Książka jest naprawdę przyjemnie napisana (jeśli tak można określić tragiczne wojenne przeżycia), w tonie gawędy, a autorka wykazuje dużą wrażliwość estetyczną, co uwidacznia się w barwnych opisach nie tylko samych obrazów, lecz także innych dzieł sztuki, czy wystroju wnętrz. Cała pozycja jest mocno przepojona tym duchem i na pewno nie pojawia się w niej pytanie “po co ratować dzieła sztuki, kiedy giną ludzie”, jak to nieraz się zdarza przy okazji wojennych historii. I przyszło mi jeszcze do głowy, że być może z tego wynika nasza współczesna ignorancja wobec sztuki i piękna - większość Polaków ani nic nie wie w tym temacie, ani się nie interesuje, a wokół jest - co tu ukrywać - po prostu brzydko. Brzydko budujemy, brzydko się ubieramy, brzydko mieszkamy… Nic dziwnego, skoro dawne elity, podtrzymujące życie kulturalne - zostały wybite, a po wojnie dla komunistów kultura i sztuka była ostatnim zmartwieniem. Wrażliwość na piękno powinna być wpajana od najmłodszych lat. Tymczasem w naszej szkole rysunek, czy muzyka to są marginalne przedmioty - czy ktoś na nich na poważnie zajmuje się historią sztuki? I tak rosną nam kolejne pokolenia zupełnie pozbawione zmysłu estetycznego. Do tego stopnia, że o dwóch pięknych Rembrandtach niewiele osób wie, i jak wiele lat spędziły one w sejfie, przez nikogo nie oglądane, tak nadal niewiele osób się nimi interesuje. Smutne.
Gatunek: historia/biografia
Komentarze
Prześlij komentarz