Dżentelmen w Moskwie

Dżentelmen w Moskwie mógłby być kontynuacją Upadku gigantów - u Folleta rozstajemy się z bohaterami w 1921 roku, akcja Dżentelmena rozpoczyna się w roku 1923. Hrabia Rostow - tytułowy dżentelmen zostaje wielkodusznie skazany przez bolszewików na areszt domowy w moskiewskim hotelu Metropol. Można powiedzieć, że jak na tamte czasy, kara faktycznie jest łagodna, bo Metropol to hotel luksusowy, a Rostow może korzystać ze wszystkich jego dobrodziejstw, nie może tylko ruszyć się za jego próg. A wszystko to z powodu jednego wiersza.

Gdyby opisać o czym to jest, mogłoby się wydawać, że o niczym ciekawym. Mamy tu codzienne życie hrabiego w hotelu, jego relacje z pracownikami i gośćmi, w tym, z pewną szczególną dziewczynką. Jest również sporo wspomnień Rostowa z dzieciństwa, są nawiązania do rosyjskiej kultury i historii (tu sprawdzałam, czy autor ma jakieś rosyjskie korzenie, ale nie doszukałam się). Nie sztuką jest napisać powieść akcji, sztuką jest napisać powieść w której zasadniczo niewiele się dzieje, a wciąga tak, że nie można się od niej oderwać. Nie udało się to moim zdaniem Amorowi Towlesowi w jego debiucie (Dobre wychowanie), który mnie znudził, choć już widać w nim było dobry styl. Za to Dżentelmen w Moskwie to literacka perełka, jedna z moich ulubionych powieści, zarówno pod względem treści, jak i stylu. Aż dziwne, że jest to powieść współczesna, bowiem ma ona klasyczny sznyt i przekazuje klasyczne wartości. Przede wszystkim Rostow jest prawdziwym dżentelmenem - takim, o jakich dziś już coraz trudniej. Np. tak Rostow tłumaczy jedną z dziś coraz rzadziej spotykanych zasad dobrego wychowania:

Obowiązuje zasada, że nowe pokolenie jest winne wdzięczność wszystkim przedstawicielom poprzedniego. Ludzie starsi dla nas obsiewali pola i walczyli na wojnach, rozwijali sztukę i naukę oraz - ogólnie rzecz biorąc - poświęcali się dla naszego dobra. Tymi staraniami, nawet jeśli były skromne, zasłużyli sobie na wdzięczność i szacunek.
I tu mała dygresja na ten temat, bo myśląc o tej książce, zaczęłam się zastanawiać właśnie nad tym co to znaczy być dżentelmenem/damą. Rozważałam to na bazie sytuacji opisanej w necie, kiedy ktoś poskarżył się, że dziś ludziom nie można już zadać nawet niewinnego, zwykłego pytania, bo zawsze ktoś się przyczepi. Teza była sformułowana ogólnie, więc nie można było orzec, czy zadane pytanie faktycznie było “niewinne”, ale przyszło mi do głowy, że widocznie dla kogoś nie było. Na co ktoś mi odpowiedział, że kwestionuję intencje pytającego, który przecież “zapewniał”, że nie miał nic złego na myśli, a skoro tak, to nikt nie powinien się czepiać. No nie. Po pierwsze, nie kwestionowałam intencji, tylko zastanawiałam się nad ich odbiorem. Bo ludzie są różni, mają różny bagaż doświadczeń i mają prawo różne rzeczy odbierać po swojemu, niezależnie od intencji mówiącego. Wiecie, cioci Krysi może się wydawać niewinnym pytanie młodych kiedy postarają się o dzidziusia, a młodym takie pytanie wyda się nie na miejscu… Komunikacja więc zasadniczo zakłada udział dwóch stron. Zatem w mojej opinii kiedy ktoś ci mówi, że poczuł się urażony tym, co powiedział*ś, to nie dyskutuj, nie pouczaj, tylko po prostu przeproś. I to jest właśnie cecha dżentelmena/damy. Dżentelmen nie dyskutuje o intencjach, nie podważa czyichś uczuć, nie wmawia drugiej osobie, że przesadza i ma wyjąć kij z dupy, jak to teraz jest w modzie, tylko przeprasza (nawet jeśli w głębi ducha czuje, że nie ma za co). Bo ważne dla niego jest nie tylko, co czuje on sam, ale też, co czuje druga osoba. Tyle tylko, że w dzisiejszych narcystycznych, egoistycznych czasach są to cechy coraz rzadsze, gdyż każdy tylko nadaje: halo, mówię ja, bez odbioru. Nie myśli o tym, co czuje odbiorca, myśli tylko o sobie - i stąd takie reakcje jak wyżej. A potem zastanawianie się czemu ludzie są dla siebie tacy niemili.... Zwłaszcza że coraz mniej mamy kontaktu z drugim człowiekiem w realu, komunikacja przez komputer sprzyja zaś nieporozumieniom; ostatnio nawet ze zdumieniem dowiedziałam się, ze ludzie różnie interpretują emotikony, czasem wręcz opacznie do tego co przedstawiają (a propos teoretycznie niewinnych komunikatów), co mnie załamało, bo myślałam, że co jak co, ale pismo obrazkowe rozumiemy. Koniec dygresji.

Hrabia Rostow jest postacią absolutnie do “zakochania się”. Towles traktuje swojego bohatera z czułością (że użyję tego tak modnego teraz zwrotu) - znosi on swoje położenie z godnością i stoicyzmem, ma dystans do siebie i do świata, gdyż zmienianie się leży w naturze czasów. A w naturze dżentelmenów leży zmienianie się razem z nimi. Cechuje go szacunek (ale nie uniżoność) do innych, takt, lojalność, uczciwość, wierność swoim zasadom i wartościom. O dobrych manierach nie wspomnę, bo wydaje mi się to oczywiste. Poza tym, w mojej opinii dżentelmen to ktoś, kto rozwija się na miarę swoich możliwości oraz potrafi cieszyć się życiem. Po prostu ktoś z klasą i z kręgosłupem. I nie ma to nic wspólnego z ilością posiadanych pieniędzy, ani z byciem wysoko urodzonym - są to raczej przymioty ducha. Rostow gnieździ się w klitce, ale to nie spowodowało, że się załamał, stoczył, zapił, czy wpadł w depresję. Nadal smakuje życie na tyle, na ile to możliwe, mając jednak świadomość, że  

Konfederacja Ludzi Spokorniałych, podobnie jak masoneria, to zżyte bractwo, którego członkowie nie noszą żadnych emblematów, lecz rozpoznają się na pierwszy rzut oka. Wypadłszy nagle z łask, konfederaci ci patrzą na świat ze wspólnej perspektywy. Wiedzą bowiem, że piękno, wpływy, sławę i przywileje raczej się pożycza, niż dostaje na zawsze, i dlatego niełatwo im zaimponować. Nie są skłonni do zazdrości ani obrażania się. I z pewnością nie przeglądają gazet w poszukiwaniu swojego nazwiska. Nadal angażują się w życie wśród podobnych im ludzi, lecz pochlebstwa traktują z ostrożnością, ambicje ze współczuciem, a w obliczu protekcjonalności uśmiechają się w duchu.
Dżentelmen w Moskwie to rzecz jasna także książka o Rosji i Związku Radzieckim. O epoce, która skończyła sie z wybuchem I wojny światowej, epoce arystokratów, balów, gigantycznych fortun. Elizejskie czasy:

Razem z kamizelkami i gorsetami, razem z kadrylami i bezikiem, razem z rządem dusz, daninami i ustawianiem ikon w kątach. Należały do podszytej zabobonem epoki wymyślnych sztuczek, w której garstka szczęśliwców posilała się kotletami cielęcymi, a większość trwała w ignorancji.
We wspomnieniach Rostowa widzimy Rosję romantyczną, jak z bajek, tę Rosję, której żałujemy. Biedni arystokraci, skazani na wyginięcie dlatego, że byli kim byli. Obrazy te są bardzo plastyczne, tyle tylko, że chyba niewiele mają wspólnego z prawdą. Rosyjscy arystokraci byli często okrutni, stali ponad prawem, za nic mieli swoich poddanych, żyjących w nędzy. Poza tym byli bardziej kosmopolityczni, niż rosyjscy. Gdyby w Rosja była tak wspaniała, jak to wyglądało z wyżyn hrabiów i książąt, ludzie by się nie zbuntowali aż tak, jak miało to miejsce:

(...) bolszewicy to nie Wizygoci. (...) Przeciwnie. W 1916 roku Rosja była barbarzyńskim krajem. Najbardziej niepiśmiennym narodem w Europie, który w przeważającej mierze żył w zmodyfikowanym poddaństwie: uprawiał ziemię drewnianymi pługami, bił żony przy świetle świec, padał na ławy odurzony wódką, a potem budził się o świcie, by oddać pokłon ikonom. Słowem; żył dokładnie tak jak jego przodkowie 500 lat wcześniej.
Można autorowi zarzucić, że niewiele wie o życiu w bolszewickim ZSRR, że Rostowi powodzi się za dobrze, jak na tamte czasy, ale powyższa charakterystyka Rosji trafia w punkt.

Dżentelmen to powieść urocza, napisana pięknym, wykwintnym językiem, z defetystycznym humorem wyższych sfer, z takim założeniem, że nawet najgorsze czasy kiedyś przeminą. Odnajdywałam tu taki  powiew rosyjskich klasyków literatury, jak Czechow czy Gogol, a także vibe Bułhakowa śmiejącego się z komunistycznych absurdów, podkładającego nogę ponurym partyjnym aparatczykom, magicznie zamieniającego rozpacz w humor. Styl życia głównego bohatera jest odzwierciedleniem idei slow life (cudowne rozważania dotyczące pracy!), zatem powieść też zachęca raczej do slow reading, aczkolwiek mnie kartki umykały bardzo szybko.

Metryczka:
Gatunek: powieść historyczna
Główni bohaterowie: hrabia Rostow
Miejsce akcji: Związek Radziecki
Czas akcji: lata 20-te i 30-te XX wieku
Ilość stron: 560
Moja ocena: 6/6
 
Amor Towles, Dżentelmen w Moskwie, Wydawnictwo Znak, 2017

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później