Wielka wyprawa na południe

Ewan McGregor jest jednym z moich ulubionych aktorów i to niekoniecznie za sprawą Gwiezdnych wojen. Świetnie wygląda, cudnie śpiewa, a teraz jeszcze okazuje się że pisze.

Wielka wyprawa na południe jest już drugą książką pod egidą duetu McGregor & Boorman – relacją z wyprawy motocyklowej. Tym razem trasa wiodła ze Szkocji do Kapsztadu, czyli podróż po Afryce. Zastanawiałam się jednak czy w tej podróży chodzi o zobaczenie i przeżycie czegoś, czy bardziej o pohasanie sobie na motorach i ilość kilometrów. Wychodzi bardziej na to drugie. Więcej w tej książce narzekania na afrykańskie drogi (a raczej bezdroża), trudne warunki oraz opowieści o tym kto ile razy się wywrócił i co się zepsuło, niż relacji z tego, co Panowie zobaczyli. Podejście dla mnie trochę „trudne”. Wprawdzie aktorzy twierdzą, że podróż motocyklem to zupełnie coś innego, niż samochodem – jest się wtedy „bliżej” wszystkiego, umożliwia to doświadczanie tego, co się spotyka po drodze, ale ja jakoś specjalnie tego nie zauważyłam w tej relacji. Krajobrazy umykały mi w niej zbyt szybko: przed chwilą Siena, potem Rzym, za chwilę jesteśmy w Egipcie. Panowie gnali jak szaleni, zatrzymując się raczej okazjonalnie, bo trzeba było ciągle gdzieś „zdążyć”. Po co się tak spieszyć, po co ścigać z czasem? Tak była zaplanowana podróż – zresztą Ewan sam przyznaje, że coś tu sknocili - a ja mogłabym tu zacytować przysłowie abisyńskie: Pan Bóg dał Afrykańczykom czas, a Europejczykom zegarek.

Owszem, jest w tej książce kilka fajnych momentów. Taka wyprawa nie mogłaby się odbyć, bez wsparcia dla jakichś organizacji humanitarnych: tu jest to UNICEF oraz Riders – organizacja, która w Afryce dowozi leki na motocyklach. Aktorzy oczywiście spotykają się z tymi organizacjami i ich „podopiecznymi”: są to dzieci, które potrzebują edukacji, chorzy na AIDS, ofiary konfliktów plemiennych w krajach afrykańskich. Przejmujący jest fragment o problemie min przeciwpiechotnych w Etopii oraz relacja ze spotkania z dziećmi – ofiarami Josepha Kony’ego. Generalnie jednak odniosłam wrażenie, że – choć Ewan i Charley świetnie się bawili (o co trudno mieć do nich pretensje), to niewiele w tej Afryce zobaczyli, poza drogami. Rozczarowały mnie też zdjęcia, zamieszczone w książce – są jakieś takie „amatorskie” – mało co na nich widać, poza motorami i ewentualnie afrykańskimi dziećmi. Ta książka jest więc raczej dla entuzjastów motocykli, niż dla miłośników opowieści podróżniczych. Tym niemniej moja sympatia dla Ewana McGregora się nie zmniejszyła, bo okazuje się, że jest normalnym facetem, z rodziną, którą kocha oraz z własnymi pasjami, nie mającymi nic wspólnego z blichtrem Hollywood’u.

Moja ocena: 3/6

Ewan McGregor, Charley Boorman, Wielka wyprawa na południe, Wyd. Sonia Draga, Katowice 2010


Przy okazji złapałam za kurzącą się w mojej biblioteczce Etiopię Martyny Wojciechowskiej - Etiopia była tym krajem, który chyba się Ewanowi i Charleyowi najbardziej podobał w Afryce. Mnie kojarzyła się zawsze z niesamowitą biedą, klęską głodu oraz pustynnymi krajobrazami. Jakże mylnie. Etiopię z serii Misja Martyna rzeczywiście czyta się jak powieść, a ogląda jak album – to jest relacja znacznie bliżej ludzi i realiów tego kraju, niż Wielka wyprawa. Książka jest uzupełniona o podstawowe informacje dla tych, którzy chcieliby się wybrać do Etiopii (hmmm) oraz spis innych ciekawych lektur o tym kraju. 

Martyna Wojciechowska, Etopia. Ale czat!, Wyd. National Geographic, 2009

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później