Szkarłatne sari
Szkarłatne sari to legendarne ślubne
sari, utkane w więzieniu dla Indiry Gandhi przez jej ojca, Nehru. Sari,
które Indira podarowała następnie swojej synowej, Soni, a Sonia z kolei
swojej córce. Sonia z pochodzenia jest Włoszką, spotkała Rajiva
Gandhiego kiedy była młodziutką dziewczyną i uczyła się języka
angielskiego w Cambridge. Dla obojga była to pierwsza miłość, tak silna,
że pokonała przeszkody, które niektórym mogłyby się wydawać nie do
pokonania, jak fakt, że pochodzili z różnych krajów, tak odmiennych
kultur i kompletnie różnych warstw społecznych: Sonia z przeciętnej
włoskiej rodziny, a Rajiv był przecież „hinduskim księciem”. Ja też
wierzę, że jeśli się kogoś kocha, to można pokonać wszystkie przeszkody,
ale wiele ludzi nie ma na tyle odwagi, czy siły charakteru, albo po
prostu ich miłość nie jest zbyt mocna. Sonia pojechała za Rajivem „na
koniec świata” i dla niego zmieniła całe swoje życie; byli szczęśliwym
małżeństwem aż do tragicznej śmierci Rajiva.
Pomimo tego, co napisałam powyżej, Szkarłatne sari
nie jest jakimś ckliwym romansem i nie jest poświęcone tylko i
wyłącznie Soni Gandhi. Powieść, oparta na faktach, w dużej mierze
dotyczy Indiry Gandhi, która na przełomie lat 60 i 70 XX wieku
dochodziła do władzy i przez wiele lat była kluczową osobą na
indyjskiej, a także światowej arenie politycznej. Indira dla mnie jest
postacią legendarną, ale tak naprawdę nic o niej nie wiedziałam, tak
samo jak o XX-wiecznej historii Indii, dlatego cieszę się, że wzięłam do
ręki tę książkę. Wielka polityka jest tu przedstawiona w bardzo
przystępny sposób, a wątki osobiste, rodzinne zręcznie się z nią
przeplatają. Chyba nie sposób zresztą byłoby ich oddzielić, bo nie można
oddzielić rodziny Gandhi od polityki: mimo, że w Indiach obowiązuje
demokracja, to na jej czele stoi jedna rodzina, dla Gandhi polityka to
rodzinna spuścizna, czasem nawet niechciana: Rajiv i Sonia nie
interesowali się polityką i nie zamierzali się nią zajmować. Obejmowanie
przez kolejnych Gandhi przywództwa nie ma charakteru dążenia do władzy,
ale raczej namaszczenia narodu i swego rodzaju przeznaczenia. Dosyć
brutalnego przeznaczenia, jeśli wziąć pod uwagę, że kolejno Mahatma
Gandhi, Indira, a następnie jej syn Rajiv zostali zamordowani przez
obywateli tego samego narodu, który ich legitymizował na swoich
przedstawicieli. Dramatyczne sceny zamachów, a następnie uroczystości
pogrzebowych Indiry i Rajiva są zresztą opisane w książce w bardzo
sugestywny, emocjonalny sposób.
Ta książka bardzo utkwiła w mojej
głowie. Czytałam ją kilka dni i przez ten czas zastanawiałam się, jak
można w ogóle rządzić krajem tak ogromnym, tak zróżnicowanym, w którym
istnieje tyle problemów i tyle sprzecznych interesów. Wydaje mi się to
niewykonalne i dlatego tak bardzo podziwiam postaci, które zostały
opisane przez Javiera Moro, a w szczególności dwie kobiety, mądre i
silne, dla których ważni byli przede wszystkim ludzie.
„Indie to kraj bolesnych nierówności, głęboko zakorzenionej korupcji (…) i biurokracji paraliżującej działania. Kraj znany z wysokich osiągnięć duchowych, a jednocześnie fatalnych wskaźników poziomu materialnego, kraj, gdzie człowiek jest bardziej płodny, niż ziemia, którą uprawia, kraj stale pustoszony przez naturalne kataklizmy i oddający cześć 30 milionom bóstw.”
Nigdy w Indiach nie byłam; kojarzą mi
się one przede wszystkim z nędzą, brudem i przeludnieniem. Nie jest to
pozytywny obraz. Na to nakładają się obrazki o raczej „turystycznym”
charakterze: Tadż Mahal, fakirzy, kobry, słonie, curry, hinduizm i
buddyzm, itp. Dzisiejsze Indie to także błyskawiczny rozwój, przemysł
informatyczny, zbrojeniowy – ale o tym rzadziej się mówi. Rajiv był
zwolennikiem postępu technicznego, lecz w XXI wieku Indie nadal borykają
się z tymi problemami, z którymi borykała się Indira Gandhi, z biedą,
analfabetyzmem, dyskryminacją kobiet. Moim zdaniem, nigdy nie będzie
dobrze, jeśli w tym kraju nadal będzie się rodzić tyle dzieci,
zasilających najniższe warstwy społeczne, biedaków, nie mających szans
na odbicie się od dna.
Zastanawiałam się też, jak to jest, że w
kraju, gdzie kobiety są tą gorszą płcią, nikt jakoś nie wysuwał tego
argumentu, oddając w ich ręce władzę. Pod tym względem Indie wydały mi
się bardziej postępowe, niż Polska. Poza tym podziwiałam Sonię Gandhi za
to, że potrafiła tak zasymilować się z Indiami, przyjąć hinduskie
obyczaje, wejść w bezkonfliktowy sposób do rodziny męża. Utrata
teściowej, którą traktowała jak matkę, a potem ukochanego Rajiva musiała
być straszliwym ciosem, bo zostawiła Sonię w Indiach de facto samą, bez
wsparcia rodziny. Jednak po tylu latach spędzonych w Indiach, Sonia
czuła się już Hinduską, mimo, że jej przeciwnicy ciągle wytykają jej
włoskie pochodzenie.
Szkarłatne sari nie wzbudziłoby
we mnie tylu emocji, gdyby powieść nie była napisana z takim
zaangażowaniem. Mamy wrażenie, ze oglądamy wydarzenia od środka,
poznajemy najskrytsze pragnienia, lęki i obawy bohaterów powieści.
Zastanawiało mnie to i trochę dziwiło, biorąc pod uwagę fakt, że Sonia
Gandhi, ani inni członkowie rodziny nie współpracowali przy powstawaniu
tej książki, tak więc dialogi czy niektóre sytuacje muszą być wytworem
wyobraźni autora. Razem z opisem faktów historycznych są one jednak
ujęte w spójną całość, tak że czytanie książki jest nie dosyć że
przyjemne, to pouczające. Znakomita opowieść, którą chciałabym mieć na
własność, na swojej półce.
Moja ocena: 5,5/6
Komentarze
Prześlij komentarz