Jakiś czas temu w Polityce czytałam artykuł dotyczący rosnącej popularności szwedzkiej (czy też bardziej ogólnie: skandynawskiej) literatury. Pomyślałam sobie, żeby napisać o tym na blogu, ale jakoś nie było okazji – aż wpadłam na pomysł rubryki pod hasłem „przegląd prasy”. Czyli o tym, co ciekawego o książkach (i nie tylko) wyczytałam w prasie, internecie i gdziebądź.

Do rzeczy. Moja przyjaciółka od dawna jest fanką wszystkiego, co skandynawskie. Także literatury. Jeszcze kilka lat temu musiała ona polować na cokolwiek rodem ze Szwecji, Norwegii, czy Islandii; na półkach z literaturą skandynawską znaleźć można było od biedy Krystynę, córkę Lavransa, A lasy wiecznie śpiewają i Świat według Zofii. Dziś sprawa wygląda zupełnie inaczej. Przede wszystkim mnożą się jak króliki skandynawskie kryminały, co ma swoje uzasadnienie w prawach rynku – książki te, na czele z trylogią Larssona, okupują listy bestsellerów. Poza tym pojawiają się kolejne ciekawe powieści skandynawskich autorów takich jak Anne B. Ragde, Majgull Axelsson, Dag Solstad. Okazuje się, że literatura stała się całkiem dochodową gałęzią szwedzkiej gospodarki (jeśli tak to można ująć), towarem eksportowym, napędzającym również turystykę. Bo turyści chcą zwiedzać Sztokholm śladem Mikaela Bloomkvista, oglądać Fjällbackę, gdzie akcję swoich kryminałów umiejscowiła Camilla Lackberg, czy Ystad znane z Mankella.

Co więcej, w Szwecji funkcjonuje szkoła pisania kryminałów, z której wywodzi się m.in. Asa Larsson – nic więc dziwnego, że na rynku pojawiają się coraz to nowe serie kryminalne. Najbardziej chyba zaskoczyła mnie informacja, że Camilla Lackberg tworzy swoje powieści z biznesplanem w ręce! My, naiwni czytelnicy, zachwycamy się „klimatem skandynawskich powieści”, a tu znowu tylko komercja...

Cały artykuł można przeczytać TU

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później