Ostatnie lato w Mayfair

W tym roku wspominamy pierwszą wojnę światową, a ja popastwię się dziś nad powieścią Ostatnie lato w Mayfair, której akcja w dużej mierze dotyczy właśnie tych wydarzeń. Dobrze pamiętam Białą wilczycę, poprzednią książkę Theresy Revay, o rosyjskiej arystokratce, zmuszonej po ucieczce z Petersburga rozpoczynać wszystko od nowa w Paryżu. Powieść, w której losy jednostek zostały doskonale osadzone w historii pierwszej połowy XX wieku. Dlatego ucieszyłam się na wieść, że wydana została kolejna książka tej autorki, pozostająca w podobnych klimatach. Rozgrywa się ona w samych początkach ubiegłego stulecia, obejmując lata tuż "przed" oraz pierwszej wojny światowej. Poznajemy brytyjską rodzinę Rotherfieldów, której arystokratyczne korzenie sięgają XVI wieku. Ich życie toczy się między rodową posiadłością w Sussex, a domem w Londynie. Bale, polowania, planowanie korzystnych mariaży - oto na czym upływa im czas. Wciąż najważniejsze są konwenanse, zabraniające bratania się z ludźmi niższego stanu, ale czuć już powiew nowoczesności: na ulicach pojawiają się automobile, w powietrzu aeroplany, a kobiety zaczynają coraz głośniej domagać się swoich praw. Kiedy wybucha wojna panowie dzielnie stawiają czoła wrogowi... 

Skojarzenie z Downton Abbey samo się nasuwa, a to wystarczyło, by mnie zelektryzować. Niestety w porównaniu z doskonałym serialem, ale też z Białą wilczycą, Ostatnie lato w Mayfair bardzo mnie rozczarowało. Autorka tak bardzo skupiła się na nakreśleniu historycznego tła, że zapomniała o zbudowaniu ciekawej fabuły i tchnięciu ducha w stworzone przez siebie postaci. Revay wyraźnie traci z oczu swoich bohaterów, nad losy jednostki przedkładając kwestie polityczno-społeczne tamtych czasów. Dowiadujemy się o problemach brytyjskich parlamentarzystów, działaniach sufrażystek, rozwoju przemysłu i związanych z nim przemianach społecznych, a w drugiej części książki - rzecz jasna - o walkach na froncie pierwszej wojny światowej. Każdy drobiazg jest pretekstem do obszernych wyjaśnień i didaskaliów dotyczących realiów epoki, które stają się dominującym aspektem książki, gdy powinny być tylko tłem. Tymczasem na planie fabularnym dzieje się bardzo mało, a kiedy tylko wydaje się, że akcja zaczyna nabierać rumieńców, kiedy między postaciami zawiązują się jakieś relacje, a na horyzoncie rysują się potencjalnie ciekawe zdarzenia - autorka ucina to, jakby w ogóle nie była zainteresowana losem bohaterów. Równie dobrze mogłoby ich w tej książce nie być. Czytelnik nie ma nawet szansy wyrobić sobie własnej opinii o postaciach zaludniających powieść, bowiem autorka zamiast pozwolić im dotrzeć do czytelnika poprzez ich własne słowa i czyny, sama mówi czytelnikowi co ten ma o nich myśleć. W dodatku portrety sporządzone przez pisarkę są przesadnie wyidealizowane: każdy z męskich protagonistów jest szlachetny, odważny i honorowy - w zasadzie jeden niczym się nie różni od drugiego, łączy ich przecież to, że pochodzą ze szlacheckich rodów, a to jest gwarancją "jakości". 

Mnogość suchych faktów, jakie serwuje Revay w Ostatnim lecie w Mayfair sprawia, że książka ta ma bardziej charakter biograficzno-historycznego eseju, niż powieści. Zwłaszcza że napisana jest ona w dosyć patetycznym tonie (Bóg, honor, ojczyzna, zbrodnia i kara, etc.). Ładne, okrągłe zdania, dużo mądrych i podniosłych słów - taka konwencja bardziej pasuje do przemówienia, lub dzieła naukowego. Bohaterowie również mówią, jakby wygłaszali oświadczenia. Poza tym wszechwiedzący narrator zza kadru, opowiadający "nad głowami bohaterów" o tym co im się przytrafia, a także arbitralnie ich charakteryzujący, jest dosyć staromodnym rozwiązaniem jeśli chodzi o tworzenie fikcji literackiej. Nic dziwnego, że miałam wrażenie, jakby ta książka była napisana 100 lat temu, a nie współcześnie i nie było to niestety wrażenie pozytywne. Peany autorki na temat arystokracji są w XXI wieku zupełnie nieprzekonujące.  

W trakcie czytania raz po raz moje myśli odpływały od książki. Długie wywody poświęcone realiom historycznym, mało dialogów, szczątkowa akcja - ciężko się to czyta, trudno przyswaja, a wzniosłe sformułowania, od których w książce się roi traktuje się równie poważnie jak obietnice wyborcze. Marginalnie potraktowani bohaterowie Ostatniego lata nie poruszają żadnej struny w sercu czytelnika, pozostają niezrozumiali, nie wzbudzają sympatii. W zasadzie dokończyłam Ostatnie lato, męcząc się nad opisami "wojennego wysiłku" tylko dlatego, że za daleko zaszłam, by książkę porzucić. 

Theresa Revay, Ostatnie lato w Mayfair, Wyd. Świat Książki, 2013 

Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska (511 str.) 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później